W zamierzchłych czasach, kiedy główną siłą polityczną w Polsce był Sojusz Lewicy Demokratycznej, opowiadano następującą anegdotkę. Wsiada Józef Oleksy do samochodu służbowego i wydaje polecenie: – Jedziemy. – Ale dokąd panie premierze? – pyta kierowca. – Wszystko jedno. Wszędzie jestem potrzebny.
Ze wszystkich obrazów powodzi na południu Polski z największym poruszeniem oglądałem filmik z zalanego rynku w Lądku Zdroju. Trzy lata temu spędziliśmy tam z żoną 10 dni niezapomnianego urlopu. Mieszkaliśmy właśnie w rynku, z widokiem na neorenesansowy ratusz i pręgierz.
Światło też może zanieczyszczać środowisko. Początkowo na ten problem zwrócili uwagę astronomowie. Kolejną grupą, która zaczęła bić na alarm byli zoolodzy.
Jak do tej pory , poza najgłośniejszym polskim akcentem na paryskich igrzyskach olimpijskich – poza półfinałową porażką Igi Świątek – było zawieszenie przez zarząd TVP Przemysława Babiarza w roli sprawozdawcy zawodów.
Tonący brzydko się chwyta – napisał kiedyś Antoni Słonimski. Aforyzm ten trafnie oddaje obecną sytuację Jarosława Kaczyńskiego.
W ostatnim felietonie zobowiązałem się przed Czytelnikami, że będę śledzić nowy wieczorny program informacyjny TVP, by sprawdzić na ile jest on wolny, a na ile podatny na wpływy polityczne obecnej koalicji rządzącej. No i mam nauczkę.
Nim TVP została spacyfikowana przez ministra Sienkiewicza – na szczęście bez użycia ognia i miecza – nasz tygodnik przeżywał tam swoje 15 minut ogólnopolskiej sławy. A to za sprawą wywiadu, jakiego w maju udzielił nam Donald Tusk.
Środowe „rekomendacje” starego składu komisji ds. zbadania wpływów rosyjskich, która na podstawie jakiegoś enigmatycznego raportu cząstkowego chce zakazu sprawowania funkcji premiera dla Donalda Tuska, to najpoważniejsza próba zniszczenia polskiej demokracji podjęta po 15 października 2023.
Przy tak zaawansowanej technologii, jaką mamy w naszych czasach, nie można ufać wszystkiemu, co się widzi, zwłaszcza w Internecie. Dlatego z pewnym niedowierzaniem przyjąłem filmik – jak się okazało autentyczny – z powyborczym wystąpieniem Marcina Wolskiego w warszawskim Klubie Ronina.
Kiedy we wtorek rano szkicowałem w myślach pierwszy zarys tego felietonu, chciałem zacząć od tego, że kończąca się właśnie kampania wyborcza, zapowiadana jako najbrutalniejsza po 1989, okazała się najnudniejszą.
Są jeszcze sądy w Rzeczypospolitej – chciałoby się zakrzyknąć po tym jak Sąd Okręgowy w Warszawie wydał zabezpieczenie zakazujące ministrowi sprawiedliwości (sic!), dalszego szkalowania Agnieszki Holland.
Bodaj Marian Brandys zauważył, że w PRL ciężko było kupić dżem śliwkowy, truskawkowy czy wiśniowy. A to dlatego, że półki uspołecznionych placówek handlowych najczęściej zastawione były słoikami z „dżemem wieloowocowym”. Jak bowiem słusznie zauważył autor „Końca świata szwoleżerów” komuna źle znosiła czyste smaki, bo trudniej je było zafałszować.