Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Globus Polski. Scenariusz pisany cyrylicą

Środowe „rekomendacje” starego składu komisji ds. zbadania wpływów rosyjskich, która na podstawie jakiegoś enigmatycznego raportu cząstkowego chce zakazu sprawowania funkcji premiera dla Donalda Tuska, to najpoważniejsza próba zniszczenia polskiej demokracji podjęta po 15 października 2023.

Mylą się ci, którzy działania Cenckiewicza i spółki nazywają operetkowymi. To jak najbardziej realny krok w kierunku destabilizacji sytuacji politycznej w naszym kraju na wielką skalę. Po pierwsze, w obliczu całkowitego rozchwiania w Polsce norm prawnych, co jest skutkiem ośmioletniej destrukcyjnej działalności PiS, daje ona formalny pretekst prezydentowi, by odmówić nominacji szefa największej partii koalicyjnej na premiera RP. Politycy demokratycznej koalicji próbują wprawdzie zaklinać rzeczywistość lekceważącymi wypowiedziami, ale tak się niestety składa, że najwyższy urząd w państwie sprawuje osoba całkowicie bezwolna i chwiejna. Trudno więc przewidzieć czy Andrzej Duda posłucha głosu z Nowogrodzkiej, czy raczej z alei Ujazdowskich 29-30 (siedziba ambasady USA). Nawiasem mówiąc gdyby wcześniej Wuj Sam nie skłonił Dudy do wniesienia poprawek do lex-Tusk, to dziś Cenckiewicz zamiast „rekomendować”, mógłby na 10 lat wyeliminować Tuska z polityki, bez możliwości jakiegokolwiek odwołania od tej arbitralnej decyzji. Co nie zmienia faktu, że uleganie presji Amerykanów w kwestiach wewnętrznych jest dla naszego państwa uwłaczające, nawet jeśli działa to na korzyść demokracji – tak jak w ostatnich latach.

Nie trzeba chyba tłumaczyć w czyim interesie jest pogłębianie podziałów w polskim społeczeństwie, w konsekwencji prowadzące do dalszego osłabienia, a być może nawet anarchizacji państwa. Zwłaszcza w tak niestabilnej sytuacji międzynarodowej, z wojną tuż za naszymi granicami.

Wracając do głównego wątku: mimo wszystko do pomyślenia jest sytuacja, w której prezydent skorzysta z pretekstu i spróbuje pomajstrować przy składzie rządu (oprócz przyszłego – miejmy nadzieję – premiera na liście Cenckiewicza znaleźli się dwaj inni potencjalni członkowie jego Rady Ministrów). I co wtedy? Wątpliwe by koalicja przedstawiła innego kandydata i będziemy mieli pat, trochę podobny do tych z pisowskimi wicemarszałkami Sejmu i Senatu. Z tym, że wakat na stanowisku premiera to jednak znacznie większy kłopot dla państwa.

Ale zakładając nawet, że 13. albo jakiegoś innego grudniowego dnia (i tak o miesiąc za późno), Andrzej Duda z kwaśną miną dokona zaprzysiężenia Donalda Tuska na stanowisku premiera, to i tak dla wcale licznej grupy obywateli będzie to gabinet obciążony piętnem zdrady narodowej, już nie tylko w znaczeniu retorycznym, ale z powołaniem się na orzeczenie, było nie było, państwowej komisji. A pisowskie media, z TVP na czele, tak długo jak nie zostaną w nich przywrócone podstawowe standardy dziennikarskie, będą powielać ten przekaz wśród swoich odbiorców. A politycy Prawa i Sprawiedliwości zyskają, a właściwie już zyskali, formalny pretekst do nieuznania rządu wyłonionego przez demokratyczną większość i całkowitego pogrążenia się w roli totalnej opozycji.

Nie trzeba chyba tłumaczyć w czyim interesie jest pogłębianie podziałów w polskim społeczeństwie, w konsekwencji prowadzące do dalszego osłabienia, a być może nawet anarchizacji państwa. Zwłaszcza w tak niestabilnej sytuacji międzynarodowej, z wojną tuż za naszymi granicami. Trudno się oprzeć wrażeniu, że panowie Cenckiewicz, Zybertowicz i spółka, zamiast tropić rosyjskie wpływy w Polsce, za co byli sowicie opłacani, zrealizowali właśnie scenariusz pisany cyrylicą.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama