Polacy zasługują na najlepszych artystów – pod tym hasłem telewizja Jacka Kurskiego reklamowała swój koncert sylwestrowy. I już tu na wstępie trudno mi się oprzeć pierwszej dygresji. Czy zauważyli Państwo, jak nam się w ostatnich latach spersonalizowały różne byty publiczne? Trybunał Julii Przyłębskiej, TVP Jacka Kurskiego, prokuratura Zbigniewa Ziobry, Polska Jarosława Kaczyńskiego… O pardon, co to, to jeszcze nie. Przynajmniej, póki my żyjemy.
Wygląda jak wędrowiec - powiedziała moja żona, kiedy przed laty przez okno samochodu wskazałem na pochyloną, chudą sylwetkę w wojskowej kurtce, z plecakiem i nieodłącznym papierosem, mówiąc, że to mój nowy redakcyjny kolega.
6 grudnia 1987 roku na ul. Świdnickiej we Wrocławiu niespodziewanie zaczęli mnożyć się święci Mikołajowie. Niby akurat tego dnia to nic dziwnego, ale w PRL ukomercyjnienie okresu świątecznego nie zaszło jeszcze zbyt daleko (bo i nie bardzo było czym handlować). Szczególny zaś niepokój funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej wzbudził ubrany na czerwono, brodaty osobnik z transparentem „święty Mikołaj nadzieją na reformy”. Słusznie podejrzewali oni, że to kolejna prowokacja grupy antykomunistycznych happenerów spod znaku Pomarańczowej Alternatywy. No i rozpoczęło się wyłapywanie przebierańców. Zatrzymano ich około trzydziestki, w tym dwóch „prawdziwych”, to znaczy też przebranych, ale w celach reklamowych, na zlecenie pobliskiego domu towarowego.
Nie mogę nie zacząć od podziękowań za wyrazy wsparcia, gratulacje i pochwały, jakie dotarły do redakcji po naszym ubiegłotygodniowym debiucie.
W moim ostatnim felietonie opublikowanym jeszcze w "Dzienniku Bałtyckim" (9 lipca br.) naśmiewałem się z deklaracji Jarosława Kaczyńskiego, że będzie walczyć z nepotyzmem w szeregach PiS. Ktoś z Państwa jeszcze pamięta tamte szumne zapowiedzi? Albo co z nich wynikło? Obawiam się, że nie bardzo.