Kiedy we wtorek rano szkicowałem w myślach pierwszy zarys tego felietonu, chciałem zacząć od tego, że kończąca się właśnie kampania wyborcza, zapowiadana jako najbrutalniejsza po 1989, okazała się najnudniejszą.
Są jeszcze sądy w Rzeczypospolitej – chciałoby się zakrzyknąć po tym jak Sąd Okręgowy w Warszawie wydał zabezpieczenie zakazujące ministrowi sprawiedliwości (sic!), dalszego szkalowania Agnieszki Holland.
Bodaj Marian Brandys zauważył, że w PRL ciężko było kupić dżem śliwkowy, truskawkowy czy wiśniowy. A to dlatego, że półki uspołecznionych placówek handlowych najczęściej zastawione były słoikami z „dżemem wieloowocowym”. Jak bowiem słusznie zauważył autor „Końca świata szwoleżerów” komuna źle znosiła czyste smaki, bo trudniej je było zafałszować.
Co to są mieszane uczucia? – zapytywano w starym, niezbyt wyszukanym dowcipie. To coś, czego doświadczasz widząc swoją teściową, jak spada w przepaść w twoim nowym samochodzie – brzmiała odpowiedź.
Daleki jestem od od głoszenia tezy o całkowitej putinizacji Polski pod rządami PiS, niemniej trudno nie zauważyć faktu, że w tym roku prezent – rosyjskim zwyczajem – dostaliśmy nie w święta, ale w Nowy Rok. I to nie pod choinkę, ale na stacjach benzynowych, gdzie św. Daniel z Pcimia, współczesne wcielenie św. Mikołaja z Miry, obniżył marżę na paliwo, dzięki czemu ceny nie wzrosły, mimo powrotu 23-procentowej stawki VAT.
Na ilu ekranach najlepiej ogląda się mecz piłkarski? – pyta jeden z portali przed zbliżającym się mundialem. A może tym razem na żadnym?
Dzisiejszą podróż palcem po globusie Polski zaczniemy od Wałbrzycha, gdzie uczniowie, rodzice i nauczyciele w głosowali nad patronem dla jednej z tamtych podstawówek. Wygrała księżna Daisy Hochberg von Pless (1873-1943), filantropka, pacyfistka, niegdyś pani na pobliskim zamku w Książu, a przez ostatnie trzy lata życia mieszkanka Wałbrzycha.
Opowieści dziwnej treści i niejasnego statusu prawnego pada ostatnio z ust Jarosława Kaczyńskiego coraz więcej.
Przekop Mierzei Wiślanej otwarto z wielką pompą w ubiegłym tygodniu, ale pierwszy opis tego wiekopomnego wydarzenia pochodzi jeszcze z... 1837 roku. Opublikował go wtedy duński bajkopisarz, Hans Christian Andersen, pod tytułem „Nowe szaty cesarza”.
Patrzą Państwo na ten tytuł i zastanawiają się pewnie czy autorowi aby nie zaszkodziły lipcowe upały. Nie, bo to nie ja napisałem, tylko pewien uczestnik spotkania z Jarosławem Kaczyńskim w Grójcu, na którym można było zadać gościowi pytanie na kartce.
Hitem ostatniego tygodnia okazał się HiT, czyli przedmiot pod nazwą Historia i Teraźniejszość, który od września będzie obowiązkowy w Czarnkowej szkole. A mówiąc ściślej furorę robi podręcznik autorstwa prof. Wojciecha Roszkowskiego. Autor, były parlamentarzysta PiS, nawiązuje w nim do najlepszych tradycji peerelowskich, kiedy zadaniem szkoły była nie edukacja, ale indoktrynacja uczniów w duchu jedynie słusznej ideologii partii rządzącej.
Nie pierwszy raz życie dopisuje puentę do felietonu, a w tym wypadku nawet więcej niż jedną.