Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Globus Polski. Nie żałować róż, kiedy las tonie?

Ze wszystkich obrazów powodzi na południu Polski z największym poruszeniem oglądałem filmik z zalanego rynku w Lądku Zdroju. Trzy lata temu spędziliśmy tam z żoną 10 dni niezapomnianego urlopu. Mieszkaliśmy właśnie w rynku, z widokiem na neorenesansowy ratusz i pręgierz.

Tamtego lata ruszył remont kamieniczek południowej pierzei. Patrzyliśmy jak pięknieją, a jednocześnie zamartwialiśmy się o los tych położonych vis-a-vis, z efektownymi podcieniami od frontu i popadającym w ruinę wnętrzem, co najlepiej było widać od strony rzeki. Tej rzeki.

Lądecki rynek, to – by użyć określenia często stosowanego do opisu Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego – perełka w szkatułce. Tyle, że tam tę szkatułkę stanowią ustawione wokół historycznego centrum klockowate popeerelowskie bloki oraz – dziś już substandardowa – zabudowa przedwojenna, strasząca liszajami od stulecia nieodnawianych fasad i zatęchłą wonią ciasnych, ciemnych klatek schodowych. Lądek znów robi się piękny dopiero w części zdrojowej, położonej ponad trzy kilometry od rynku, po drugiej, położonej wyżej stronie rzeki. 

Trafiliśmy tam, nie po raz pierwszy, ale pierwszy raz na tak długo, za sprawą dwojga gdańskich artystów: Marzeny i Janusza Gawrysiaków. Marzena – rzeźbiarka i malarka, wpisała się już na stałe w pejzaż kurortu za sprawą fantastycznego pomnika himalaisty Andrzeja Zawady, który stanął nieopodal Zdroju św. Wojciecha. 

Syreny lądeckie zażywają kąpieli przed Zdrojem św. Wojciecha (fot. Gawrysiak Art Gallery)

Dwa lata temu władze miasteczka przyznały Gawrysiakom lokal na galerię sztuki, przy ul. Kościelnej, tuż przy rynku. Zamysł był taki, by promowała ona pomorskich artystów na południu kraju. W sierpniu tego roku odbyło się tam pierwsze Biennale Lądeckie. Jednym z punktów programu była wystawa rzeźby ceramicznej Marzeny pod – jakże pechowo proroczym – tytułem „Podwodna miłość”. Uprawiać ją miały trzy syreny, z których jedna wzorowana była na postaci Marianny Orańskiej (1810-1883) holenderskiej królewny, businesswoman, filantropki, a zarazem kobiety wyzwolonej, która w połowie XIX w. wywołała skandal w najwyższych sferach, rozwodząc się z synem króla Prus Wilhelma III, by poślubić masztalerza. 

Kiedy w niedzielę około południa przez rynek przeszła fala kulminacyjna, syreny znalazły się naprawdę pod wodą. Uratował je prawdopodobnie wszechobecny szlam, bo poza tym, że jednej odpadła głowa – jak wynika ze zdjęć nadesłanych przez przyjaciół z Lądka – nie zostały one uszkodzone. Niestety, nie da się tego powiedzieć o wyposażeniu galerii, ani o obrazach czy grafikach. Wśród nich były m.in. prace Piotra Dziewanowskiego / Kalmara, artysty na co dzień zajmującego się konserwacją zabytków wydobytych... z dna Bałtyku. I choć szabrownicy, którzy nadeszli w ślad za opadającą wodą, oszczędzili zawartość galerii, Gawrysiakowie mają świadomość, że trzeba będzie wszystko zaczynać od zera. 

Galeria przed i po przejściu powodzi (fot. Gawrysiak Art Gallery)

Z Januszem rozmawiałem w przeddzień jego wyjazdu z Gdańska do Lądka. W mieście wciąż nie było prądu, gazu, a po wodę najlepiej było chodzić do Zdroju. Może jej siarkowo-fluorowy zapach nie jest szczególnie zachęcający, ale pochodzi ze studni głębinowych i... ma właściwości lecznicze. 
Janusz zamyśla się. 

– Nie jadę tam uskarżać się, jakie nieszczęście nas spotkało, bo wobec ogromu tragedii, jaka dotknęła innych, po prostu nie wypada. Ale kiedy odnajdą się zaginieni, wróci zaopatrzenie, prąd, gaz i woda, ludzie będą mogli bezpiecznie zamieszkać w swoich domach, będą mogli znów pracować i się uczyć, przyjdzie czas, by do miasta wróciło też piękno. Dlatego odbudujemy naszą galerię – kończy. 

Sztuka częściowo uratowana (fot. Gawrysiak Art Gallery)

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama