Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Dziki w mieście. Jedni chcą strzelać, drudzy protestują, trzeci dokarmiają

Nadal dziki, ale już nie taki zły? Z jednej strony zgłaszamy strażnikom miejskim, że dziki biegają po osiedlowych ulicach, z drugiej – oburzamy się, że urzędnicy zezwalają na odłów albo odstrzał. A przede wszystkim – sami zapraszamy je do siebie, bo dokarmiamy.
dziki, Orunia Górna, Gdańsk
Dziki na Oruni Górnej w Gdańsku

Autor: Patrycja Cybulska | Zawsze Pomorze

Dziki w Trójmieście. Na Oruni odławiali do klatki

Na gdańskiej Oruni pojawiła się klatka - pułapka, a do tej klatki złapało się kilka dzików. Ktoś wrzucił zdjęcie do sieci i rozpoczął w ten sposób kolejny odcinek niekończącego się serialu, który można by zatytułować „Dzik w wielkim mieście”.

Klatka z Oruni już zniknęła – ale nie dlatego, że uznano, że nie można tak odławiać dzików. Po prostu spełniła swoje zadanie na tym terenie i przeniesiono ją w inne miejsce, gdzie znowu będzie łowić dziki.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Zastrzelili dziewięć dzików w trójmiejskich lasach i będą strzelać dalej

Jakie to zadanie? Odstrzał 300 sztuk „grubej zwierzyny łownej” w sześć miesięcy. W połowie czerwca Gdańsk ogłosił przetarg o takiej treści i – jak mówi Paulina Chełmińska z gdańskiego Urzędu Miasta – jego zwycięzca już wypełnia warunki przetargu. Czyli – łapie dziki i prowadzi ich odstrzał. Jeśli będzie trzeba, umowa zostanie przedłużona – przyznają urzędnicy.

Mają dość dzików, ale odstrzału nie chcą

Jednak każda informacja o odstrzale dzików, „odwiedzających” miejskie tereny, budzi masę kontrowersji. Bo z jednej strony mieszkańcy nie zgadzają się na takie rozwiązanie problemu, ale z drugiej - mają dość spotykania dzików w mieście. I choć wędrówka dziczego stada między parawanami na plaży zabawnie wygląda na filmiku w internecie, to już spotkanie podobnego stada na przerytej ogrodowej grządce czy osiedlowym trawniku albo zderzenie samochodu z dzikiem na miejskiej ulicy rodzi irytację i żądania zmniejszenia dziczej populacji.

Jeszcze kilka lat temu najpopularniejszym sposobem na zmniejszanie populacji dzików w miastach było odławianie ich i wywożenie na niezamieszkałe tereny. W Gdańsku też tak robiliśmy, ale to obecnie niemożliwe. Dzisiaj jedyna dopuszczalna prawem metoda zmniejszenia populacji tych zwierząt w miastach to redukcyjny odstrzał.

Paulina Chełmińska

Gdańsk zdecydował się na stawianie odłowni i „redukcję” dzików, choć urzędnicy wiedzą, jak wiele kontrowersji i oporu budzi ta metoda. Jeszcze kilka lat temu najpopularniejszym sposobem na zmniejszanie populacji dzików w miastach było odławianie ich i wywożenie na niezamieszkałe tereny. Odłownia to drewniana albo metalowa konstrukcja, wewnątrz której rozsypywano kukurydzę i żołędzie, uwielbiane przez dziki. Żerujące w odłowni zwierzęta uruchamiały zapadnię, która odcinała im drogę ucieczki. Schwytane dziki wywożono do Borów Tucholskich.

- W Gdańsku też tak robiliśmy, ale to obecnie niemożliwe - przypomina Paulina Chełmińska. - Dzisiaj jedyna dopuszczalna prawem metoda zmniejszenia populacji tych zwierząt w miastach to redukcyjny odstrzał.

Zarządzenie o zakazie przemieszczania dzików obowiązuje na terenie całej Polski od 30 sierpnia 2021 r. - jako jeden ze sposobów na ograniczenie ASF (afrykańskiego pomoru świń). Co więcej – dotyczy nie tylko Polski, ale i wszystkich państw należących do UE.

Kukurydza jak viagra

Skąd tyle dzików na terenach miejskich? Pierwszą logiczną odpowiedzią jest to, że to ludzie wchodzą na obszar dzikich zwierząt, a nie odwrotnie. Rozrastające się miasta przejmują coraz więcej terenów, opanowanych dotychczas przez zwierzęta.

Jest też inny powód. W 2015 roku opisało go dwóch naukowców - Jakub Pałubicki z Wyższej Szkoły Zarządzania Środowiskiem w Tucholi oraz Jan Grajewski z Instytutu Biologii Eksperymentalnej z Bydgoszczy. W swoim referacie, przytoczonym potem w natemat.pl, przekonują oni, że biologia tego gatunku w ciągu kilkunastu lat całkowicie się zmieniła, bowiem dziki przestały być zwierzyną typowo leśną, żywiącą się żołędziami czy padliną. Teraz watahy większość czasu spędzają poza lasem, wśród łanów zbóż i kukurydzy. I to właśnie kukurydza sprzyja mnożeniu się dzików - uważają naukowcy. Klimat w Polsce sprzyja bowiem pojawieniu się na kolbach grzybów z rodzajów Aspergillus, Penicillium i Fusarium, te zaś produkują mikotoksyny, a wśród nich naturalny estrogen zearalenon - ważny hormon płciowy.

ZOBACZ TEŻ: Owce zniknęły, zwolniony urzędnik wcześniej ustawiał odłownię na dziki

Dziki zjadając zapleśniałą kukurydzę z hormonami czują się jak po viagrze – tłumaczą Pałubicki i Grajewski. Ich zdaniem wywołane grzybem zaburzenia hormonalne sprawiają, że gotowość samic do rui nie przypada już tylko na przełom listopada i grudnia, lecz wydłuża się do kilku miesięcy w roku. Każda samiczka może urodzić 4-6 młodych, w ten sposób liczba dzików w ciągu roku może powiększać się o ponad 100 procent.

Petycja przeciw odstrzałowi

W Trójmieście dziki to rzeczywiście problem narastający od lat. W Gdyni jest w tej chwili pięć odłowni stałych i jedna przenośna, ale miasto nie wykorzystuje ich od czasu wprowadzenia zakazu wywożenia zwierząt. Bo – jak tłumaczyła Agata Grzegorczyk, rzeczniczka gdyńskiego magistratu, zabijanie dzików zamkniętych w odłowniach w przekonaniu gdyńskich urzędników jest niehumanitarne.

dziki, Bulwar Nadmorski, Gdynia
Dziki na Bulwarze Nadmorskim w Gdyni

–- Przez lata, do czasu wprowadzenia ministerialnego zakazu przewozu dzików, spowodowanego afrykańskim pomorem świń, problem rozwiązywaliśmy, odławiając dziki – mówiła pod koniec maja Agata Grzegorczyk. – W Gdyni działało pięć odłowni, złapane zwierzęta przewoziliśmy do Borów Tucholskich. To była najbardziej humanitarna metoda radzenia sobie z miejskimi dzikami. Sytuacja skomplikowała się po stwierdzeniu przypadków afrykańskiego pomoru świń w Polsce.

PRZECZYTAJ TEŻ: Dlaczego dziki rządzą w Gdyni?

W Sopocie w ogóle nie ma odłowni, Gdańsk natomiast ma w tej chwili dwie stałe i cztery mobilne – przenoszone tam, gdzie jest największa liczba zgłoszeń od mieszkańców.

W internecie opublikowano w sierpniu petycję, rozpoczynającą się od zdania: „My, mieszkańcy Gdańska, zwracamy się z apelem o wstrzymanie radykalnych działań Miasta wobec dzików na rzecz natychmiastowego wdrożenia humanitarnych rozwiązań alternatywnych.”

- Ostatnie działania dają efekt – przyznaje Paulina Chełmińska. - Dzików jest mniej i choć nadal codziennie są zgłoszenia o ich obecności, to jest ich średnio 5, a nie kilkanaście, jak było do tej pory.

Działania gdańskich urzędników budzą jednak wielki opór przeciwników uśmiercania dzików. W internecie na petycje.pl ktoś podpisujący się Ola Ola opublikował w sierpniu petycję, rozpoczynającą się od zdania: „My, mieszkańcy Gdańska, zwracamy się z apelem o wstrzymanie radykalnych działań Miasta wobec dzików na rzecz natychmiastowego wdrożenia humanitarnych rozwiązań alternatywnych.”

Dalej Ola Ola pisze, że mieszkańcy czują się wykluczeni z procesu decyzyjnego i pyta o wdrożenie działań alternatywnych: m.in. o regulowanie płodności (np. sterylizację), „edukację mieszkańców w zakresie prawidłowego zachowania się w obliczu spotkania z dzikami” czy „kampanię społeczną uświadamiającą fakt, iż dziki NIE SĄ zwierzętami z natury przejawiającymi agresję wobec ludzi”.

Ola Ola proponuje też: „wygospodarowanie ogrodzonego obszaru, na którym mogłyby żyć złapane, ubezpłodnione zwierzęta; taki obszar mógłby stanowić atrakcję turystyczną regionu zastosowanie środków akustycznych bądź fizycznych, które miałyby odstraszać dziki lub uniemożliwiać im pobyt na określonych terenach, co znacznie ograniczyłoby zniszczenia, które powodują.”

Dzik w Gdańsku

Petycję dotychczas – od 10 sierpnia - podpisały 124 osoby.

„Dziki nie mogą być zabijane za błędy popełniane przez ludzi. To ludzie niszczą lasy, to ludzie zabierają miejsce do życia dzikom, to ludzie są winni pojawienia się ASF”– pisze Agata Pastuszka, jedna z sygnatariuszy petycji.

„Przestać wycinać lasy, sadzić drzewa rodzące pożywne owoce, dęby, buki, kasztanowce, owocowe w lasach, zwierzyna będzie miała pokarm i miejsce do życia-nie bedzie wchodzić do miast” – argumentuje podpisanie petycji Marzena Łazarczyk z Warszawy.

„Nie zgadzam się na mordowanie dzików, to nie jest ich wina że ludzie zaczynają mieszkać w lesie i do tego nie potrafią wyrzucać śmieci do śmietników tylko zostawiają je gdzie popadnie. Nie przerażają mnie dziki umiem z nimi żyć i nie przeszkadzać sobie wzajemnie, dużo bardziej przeszkadzają mi palacze papierosów na ulicach i dmuchający innym w twarz” – uważa inny z podpisujących.

Nie dokarmiajmy

Paulina Chełmińska nie widziała jeszcze tej petycji.

- Ale podkreślam, nie ma innego dozwolonego prawem sposobu na ograniczanie liczby dzików w miastach – mówi. - Jednak gdyby ludzie przestali je dokarmiać, sytuacja poprawiłaby się bez ingerencji łowieckich. Nie można liczyć na to, ze jeśli raz czy drugi zostawi się resztki jedzenia pod śmietnikiem, a dziki je zjedzą, to nie będą przychodzić w to miejsce poszukiwaniu kolejnej porcji.

- To mądre zwierzęta, wystarczy raz je nakarmić i zapamiętają, gdzie jest stołówka – potwierdzają eksperci.

Dlatego w niektórych miastach wprowadzany jest zakaz dokarmiania dzikich zwierząt.

- Dziki chętnie odwiedzają Poznań, bo bardzo często są dokarmiane. Aby pozbyć się tych zwierząt z miasta, należy przede wszystkim zlikwidować lub ograniczyć ich bazę żerową - uznali poznańscy urzędnicy, a radnie przegłosowali odpowiednią uchwałę, dotyczącą m.in. odpowiedniego zabezpieczenie pojemników na odpady, grodzenia ogródków działkowych i sadów oraz niedokarmianie zwierząt. Były warsztaty dla mieszkańców, ulotki informacyjne i programy edukacyjne. Mieszkańcy mogą zgłaszać obecność dzików za pomocą Facebooka, poprzez grupę „Zgłoś dzika w Poznaniu”, założoną przez Zakład Lasów Poznańskich.

- A jeśli mimo wszystko ma się ochotę wyrzucić na trawnik kilo obierek po ziemniakach czy resztki ryby, to warto pamiętać, że dzikie zwierzę, przyzwyczajone do jedzenia porzucanego przez człowieka, traci zdolność samodzielnego przetrwania – przestrzega weterynarz Janusz Kalicki. - Po odłowieniu i przewiezieniu do lasu nie może się w nim odnaleźć. Co więcej, dokarmiane dziki dostosowują swój tryb życia do ludzi – mimo że są zwierzętami nocnymi, zaczynają odpoczywać w nocy i żerować w dzień. Stąd np. ich wycieczki brzegiem morza między plażowiczami.

- Problem z dzikami niestety nie jest łatwy, ponieważ niektórym dziki nie przeszkadzają wcale, a innym bardzo. Co gorsza trwa to od dekad, ludzie sami sobie stworzyli ten kłopot – komentuje na swojej stronie Pomorski Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt Ostoja.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama