Mój bohater to zlepek różnych ludzi aparatu państwa, którzy próbowali Jerzego Kuleja utemperować, ogarnąć go na swoją modłę – opowiada Tomasz Kot o roli w filmie "Kulej. Dwie strony medalu".
Polskie filmy dzielą i budzą emocje. Dla jednych "Kulej. Dwie strony medalu" to prawdziwy, filmowy hit. Dla innych obraz nie do końca udany. Jednymi wstrząsnęła "Dziewczyna z igłą", inni mówili, że film owszem dobry, ale nie... najlepszy.
W ringu wojownik, poza ringiem dusza towarzystwa, na zawsze legenda polskiego boksu, czyli Jerzy Kulej. Dla starszego pokolenia to ikona rodzimego sportu. Dla młodszego to może być taki polski, filmowy „Rocky”.
Każdego dnia mają za zadanie udokumentować kulisy festiwalu. To, co się dzieje poza konkursami, projekcjami filmowymi i wywiadami z gwiazdami. Mają wolność twórczą i przede wszystkim możliwość nauki przez doświadczenie.
„Idź pod prąd” i „Biała odwaga” to dwa filmy, które mogliśmy obejrzeć drugiego dnia festiwalu. Oba można zaliczyć do produkcji historycznych. Pierwszy cofa się do czasów PRL, drugi jeszcze głębiej do czasów przedwojnia i II wojny światowej.
Jego dzieła są rozpoznawalne na całym świecie, a plakaty jego autorstwa reklamowały MFF w Cannes aż trzy lata z rzędu. Teraz prace Wojciecha Siudmaka, ilustratora "Diuny", możemy zobaczyć w ramach festiwalu filmowego w Gdyni.
Ruszył festiwalowy pociąg filmowy. Na razie rozkręca się bardzo wolno. I gwiazd w nim tyle, co na lekarstwo. Ale to dopiero pierwszy dzień konkursowych pokazów. Za to widownia zdążyła już się podzielić przy pierwszych filmach.
Nasze ostatnie spotkanie miało miejsce właśnie na gdyńskim festiwalu. Była coraz słabsza, w głębi serca przeczuwałem, że to pożegnanie… - mówi Adam Rompczyk, scenarzysta i jeden z reżyserów filmu „Krystyna Łubieńska. Wspomnienie”.
Nie ma skandalu? Nie ma festiwalu... mawiano przed laty. A w historii gdyńskiej imprezy było ich niemało. Polskie kino podczas 48 wcześniejszych edycji wzruszało, bawiło, a czasem rozczarowywało. Podobnie jak werdykty festiwalowego jury, które nawet wygwizdywano. Bywało, że festiwal zmieniał nazwę, ale jedno nie uległo zmianie. Apetyt na polskie filmy i na gdyńskie Lwy, o których nadal marzy każdy filmowiec w naszym kraju.
Kino to emocje, werdykty też. Niech więc werdykty je rozpalają. Jestem zwolennikiem festiwalowych emocji, pod warunkiem, że nie dochodzi do agresji. A w tym roku na pewno będzie emocjonalnie - mówi Leszek Kopeć, dyrektor Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
Gdyńska Szkoła Filmowa nie ma tak długich tradycji jak chociażby łódzka „filmówka”, bo istnieje zaledwie 14 lat, ale w tak krótkim czasie dochowała się wyjątkowych absolwentów, których filmy zdobywały nagrody na światowych festiwalach. Teraz w przedsionku do sławy stoją kolejni, młodzi artyści.
Polskie kino jest niezwykle aktualne. To materia, która szybko chwyta naszą rzeczywistość. Pokażą to filmy dokumentalne, które zaprezentujemy podczas tegorocznego festiwalu, jak i fabuły. Polscy filmowcy i filmowczynie są niezwykle uważni na to, co dzieje się wokół nas – mówi Joanna Łapińska, dyrektor artystyczna gdyńskiego festiwalu filmowego.