Jak zwykle otwarciu gdyńskiego festiwalu towarzyszył czerwony dywan przed Teatrem Muzycznym, po którym w poniedziałkowy wieczór 23 września przeszli goście, w tym ekipa filmu „Pod wulkanem” – polskiego kandydata do Oscarów 2025.
- Czuję dużą odpowiedzialność, stojąc tu dzisiaj przed państwem. Widzę Gdynię jako festiwal łączący, festiwal wspólnotowy, festiwal dla wszystkich: dla młodych, dla tych bardziej doświadczonych. Dla środowiska filmowego i dla osób kochających kino z całej Polski. Chcę, abyśmy byli festiwalem uważnym, festiwalem aktualnym, festiwalem rozmów istotnych, bo nasz głos się liczy. Tej uważności i wrażliwości przede wszystkim życzę nam wszystkim na kolejne festiwalowe dni – mówiła podczas gali otwarcia Joanna Łapińska, dyrektor artystyczna gdyńskiego festiwalu.
Z kolei dyrektor festiwalu Leszek Kopeć wspomniał o sytuacji powodziowej w południowej Polsce. "Współczujemy, jesteśmy myślą razem z nimi i staramy się, żeby chociaż trochę odczuli nasze wsparcie" – stwierdził, zapowiadając, że festiwal przeznaczy część pieniędzy ze sprzedaży gadżetów festiwalowych dla powodzian. Jego słowa spotkały się z gromkimi brawami.
Otwierając festiwal prezydentka Gdyni Aleksandra Kosiorek życzyła m.in.: "silnych wzruszeń, uzasadnionego gniewu, pięknej nadziei, słodkiej miłości".
"Pod wulkanem" podzielił widownię
Filmem otwarcia było wspomniane już „Pod wulkanem” Damiana Kocura – polski kandydat do Oscarów 2025. Sam reżyser powiedział przed projekcją, że oczekiwania wobec filmu są wysokie, dodając, że nie trzeba robić filmu po polsku i o Polakach, żeby zrobić film o ludziach. Wcześniej w jednym z wywiadów tłumaczył, że jego film jest o tym, jak pozorne jest nasze bezpieczeństwo i jak szybko, w ciągu jednej nocy, możemy zmienić się z turystów w uchodźców, niezależnie od koloru naszej skóry czy kraju pochodzenia.
CZYTAJ TEŻ: „Pod wulkanem” polskim kandydatem do Oscara. W Gdyni otworzy festiwal
Film podzielił widownię. Po pokazie wiele osób zastanawiało się, co tak urzekło polską komisję oscarową z Pawłem Pawlikowskim na czele. Bo – jak mówili - to było jak pocztówka z wakacji, z ładnie filmowaną Teneryfą. Wytykano dłużyzny i słaby scenariusz, przekonując, że „Pod wulkanem” jest bez szans na Oscara. Inni filmu bronili filmu mówiąc, że Damian Kocur idzie pod prąd i w nienachalnym stylu pokazuje stan emocjonalny młodej, ukraińskiej rodziny, która w jednej chwili przez wybuch wojny w swoim kraju z turystów staje się uchodźcami.
To nie był jedyny pokaz pierwszego dnia festiwalu. Obejrzeliśmy także „Wrooklyn ZOO” Krzysztofa Skoniecznego. Taką współczesną wersję „Romeo i Julii” z tym, że Romeo jest skejtem, a Julia Romką. To film o zakazanej miłości, ale też o stawianiu czoła starej, rodzinnej tradycji, społecznym zakazom i uprzedzeniom…
Osiemnastoletni Kosa jest najlepszym skejterem we Wrocławiu. Ma piękną dziewczynę, świetnych kumpli, uwielbianego dziadka - w tej roli doskonały Jan Frycz - i jasny plan na przyszłość. Chce wygrać prestiżowe deskorolkowe zawody, których stawką są duże pieniądze i wyjazd do Los Angeles. Wszystko zmienia się diametralnie, gdy w czasie beztroskich wakacji poznaje Zorę – magnetyczną, romską dziewczynę, wraz z którą w życie chłopaka wkracza magia i namiętne uczucie, jakiego nigdy dotąd nie zaznał. Wkrótce, by zawalczyć o swą miłość, młodzi zakochani będą musieli stawić czoła starej rodzinnej tradycji, społecznym zakazom i uprzedzeniom oraz zaślepionym nienawiścią bandytom. Wspólnie zrobią wszystko, by oszukać przeznaczenie, choć cena ich wyborów może być naprawdę wysoka.
Był też prezentowany film „Ludzie”, który wyreżyserowali wspólnie Maciej Ślesicki i Filip Hillesland. Obraz poświęcony agresji Rosji na Ukrainę. Kiedy wybucha wojna, pięć kobiet - reprezentujących różne pokolenia i perspektywy - podejmuje desperacką walkę, aby ocalić siebie oraz swoich najbliższych.
Jak mówi Ślesicki, ten film wziął się z wściekłości po tym, jak Rosjanie napadli na Ukrainę. I pokazuje, że okrucieństwo wojny najbardziej dotyka cywilów.
W tym filmie, podobnie jak w „Pod wulkanem” głównie grają aktorzy ukraińscy. Wyjątkiem w „Ludziach” jest bohater, w którego wciela się Cezary Pazura. Ale trzeba przyznać, że naszemu gwiazdorowi show skradła czwórka ukraińskich dzieci, występujących u jego boku.
Napisz komentarz
Komentarze