Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Sportowiec i trener [nl] z zasadami. Jan Bianga zmarł 40 lat temu

Kiedy umierał, bardzo cierpiał. To był stan wojenny, wszystkiego brakowało, a ojcu najbardziej brakowało morfiny – wspomina córka Barbara Bianga-Janczukowicz. Jan Bianga zmarł 40 lat temu w Wielki Czwartek, 8 kwietnia 1982 roku.
Jan Bianga
Jan Bianga (po lewej) w barwach Gedanii, Lwów 1935. (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)

– Był twardym człowiekiem. Życie go tego nauczyło. Nie było żadnego problemu, kiedy był uczniem i trzeba było iść na piechotę z Sopotu, gdzie mieszkał, do Gimnazjum Macierzy Szkolnej w Gdańsku. Na bilet nie było pieniędzy – mówi Barbara Bianga-Janczukowicz, która uprawiała pływanie i gimnastykę.

W jej rodzinie wszyscy uprawiali sport.

– Moja babcia Gertruda Colbe grała w tenisa na kortach w Sopocie i w Gdańsku z następcą pruskiego tronu.

PRZECZYTAJ TEŻ: Historia jego życia to gotowy scenariusz na film

Jan Bianga pierwsze sportowe kroki stawiał w Towarzystwie Gimnastycznym Sokół w wieku 10 lat.

– Ojciec jeszcze przed wojną skończył polską Wyższą Szkołę Handlową w Gdańsku – mówi córka Jana Biangi.

Biegle znał polski, niemiecki, angielski. Francuskiego i rosyjskiego nauczył się chyba już w obozie koncentracyjnym.

– Podobno był bardzo dobrym studentem, zresztą, mama też, bo w szkole się poznali z przyszłą żoną Elżbietą Colbe – dodaje.

Jako księgowy trafił do pracy w Komisariacie Generalnym RP w Gdańsku.

PRZECZYTAJ TEŻ: Spotkanie z Tygrysem, czyli mistrz boksu u dzieci

Wielu pięściarzy Gedanii, na czele z Janem Biangą, dawało – w ramach zajęć samoobrony – lekcje boksu polskiej młodzieży prześladowanej przez Niemców w Gdańsku końca lat 30. Sam Bianga świetnie boksował, także dzięki niemieckiemu trenerowi Gedanii Martinowi Arltowi.

W roku 1930 kilkunastoosobową grupę pięściarzy Gedanii, trenującą pod okiem Martina Arlta, opisuje gazeta „Sport” z października tamtego roku. Początki musiały być trudne, bo z kilkuosobowej grupy tylko Jan Bianga miał doświadczenie pięściarskie, trenując wcześniej w Sportverein Schutzpolizei Danzig EV.

Jan Bianga, sportowiec i trener z zasadami

Bianga to postać wybitna, nie tylko dla gdańskiego boksu. Jak podaje Gedanopedia:

  • był uczestnikiem mistrzostw Polski,
  • w 1930 i 1931 roku zdobywał brązowe medale w wadze koguciej,
  • był mistrzem Pomorza w wadze koguciej w 1930, 1931 (bez walk, z powodu braku przeciwników) i 1932 roku,
  • wicemistrzem w wadze piórkowej w 1934 roku,
  • mistrzem w 1938 roku.
  • Urodzony w Sopocie Bianga wygrał m.in. turniej w wadze piórkowej I Igrzysk Rodaków z Zagranicy i Wolnego Miasta Gdańska, rozgrywanych w Warszawie w sierpniu 1934 roku.
  • W latach 1933-1937 w barwach Gedanii brał udział w walkach o drużynowe mistrzostwo Polski (w 1933 roku dochodząc do półfinałów).

W sumie wygrał 176 walk, przegrał 9, zremisował 12. Jeszcze w 1938 roku został trenerem bokserów Gedanii, w której współpracował z legendarnym Feliksem Stammem, największym z polskich trenerów boksu. Jego z kolei do pracy w Gdańsku delegował Polski Związki Bokserski.

PRZECZYTAJ TEŻ: Lechia zrobiła krok w kierunku europejskich pucharów

Stamm niezwykle wysoko cenił umiejętności Biangi. Jeszcze przed wojną Stamm przyjeżdżał z Poznania do Gdańska na konsultacje i obserwacje postępów bokserów Gedanii, pracujących pod okiem Biangi.

– Już po wojnie, w Cetniewie na zgrupowaniach bawiłyśmy się z córką Stamma Renatą – wspomina córka Jana Biangi.

1 września 1939 roku został aresztowany i więziony w Victoriaschule, potem w Tylży, a całą wojnę przeżył w obozach koncentracyjnych:

  • Stutthof,
  • Oranienburg,
  • Sachsenhausen,
  • Mauthausen-Gusen.

To była cena jego odmowy podpisania volkslisty, a wcześniej przynależności do Związku Polaków, pracy w Komisariacie Generalnym RP w Gdańsku, Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej, Związku Harcerstwa Polskiego czy chórów Lutnia i Moniuszko.

– Przeżył dzięki temu, że uprawiał sport – nie ma wątpliwości Barbara Bianga-Janczukowicz.

PRZECZYTAJ TEŻ: Arka nie zabłądziła w Puszczy

Jan Bianga był klubowym, ale i reprezentacyjnym trenerem Zygmunta Chychły, pierwszego polskiego, powojennego złotego medalisty olimpijskiego.

– Ojciec uwielbiał technikę, a Chychła był w tym znakomity – wspomina córka Jana Biangi.

Ale nie tylko to ich łączyło.

– Żona Chychły pracowała w gdańskiej wytwórni wyrobów bursztynowych, gdzie moja mama była główną księgową – dodaje Barbara Bianga-Janczukowicz. – Jako dziecko często bywałam u Chychłów w Sopocie.

PRZECZYTAJ TEŻ: Tramwaj przypomni w Gdańsku o Zygmuncie Chychle

Jak bardzo obecny był boks w domu Biangów?

– Był, choć muszę przyznać, że ojciec nie był lubiany w środowisku. Był doceniany i szanowany, ale nie lubiany – zwierza się Barbara Bianga-Janczukowicz.

Ojciec miał zasady, a to były czasy, kiedy alkohol lał się strumieniami. On nie pił i nie palił. Kiedy większość zawodników i trenerów przewoziło coś na handel, to on tego nie robił. Nawet wtedy, kiedy go o to prosili. Pamiętam tylko, że kiedy był w Rzymie to przywiózł mi buty na szpilkach.

Barbara Bianga-Janczukowicz / autorka pierwszego systemu kosztorysowania dla budownictwa

– Chodziłam z mamą na mecze bokserskie. Ojciec był po wojnie trenerem Gedanii, Brunon Karnath – Gwardii Gdańsk. Żona Karnatha i moja mama to były rodzone siostry. Kiedy były derby Gdańska, to obaj byli w narożnikach swoich zawodników, ale siostry siedziały obok siebie, a potem wszyscy szliśmy na obiad – dodaje.

Ambicja nie pozwalała mu skończyć na edukacji przedwojennej. Bianga po wojnie studiował jeszcze w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Sopocie, a w Warszawie skończył AWF. Pracował m.in. w Hartwigu, a po pracy szedł poprowadzić jeszcze trening w:

  • Ogniwie Sopot,
  • Gedanii,
  • Gwardii,
  • Polonii.

PRZECZYTA TEŻ: Wzajemna pomoc silniejsza niż wiatr

Na ścianie gdyńskiego mieszkania Barbary Biangi-Janczukowicz wisi akwarela z typowo gdańskim motywem. Na mosiężnej tabliczce wygrawerowano: „Janowi Biandze za 75 walk bokserskich K.S. Gedania, Gdańsk, 1.II.1936”.

Jan Bianga został pochowany na cmentarzu katolickim w Sopocie.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama