Profesor Roszkowski, w PRL autor wydanej pod pseudonimem Andrzej Albert historii najnowszej Polski, tym razem stworzył bajkę dla piętnastolatków (podręcznik przeznaczony jest dla klas I liceów i techników) o złym, ateistycznym Zachodzie, przeżartym ideologią lewacką. Duchowymi ojcami tej zarazy są Marks, Lenin i Stalin, a może i nawet Adolf Hitler, bo socjalizm, liberalizm, feminizm, a nawet współczesną chadecję profesor wrzuca wraz z nazizmem do jednego przepastnego worka z napisem „ideologie”. Dlaczego nie trafiły tam konserwatyzm, nacjonalizm czy katolicyzm – pozostanie słodką tajemnicą autora. Bękartem tych wszystkich złych „izmów” jest Unia Europejska. Tu trzeba przyznać profesor wychodzi nieco przed szereg, bo matka-partia, ku chwale której stworzył swoje dzieło, aż tak otwarcie Unii jeszcze nie atakuje.
Temu złu w czystej postaci przeciwstawiona jest Polska, trwająca (z wyjątkiem zapatrzonych w Zachód i przez to zdegenerowanych „elit”) przy jedynej, prawdziwej wierze. Polska, która już w XV wieku nie tylko uczyła Francję jeść nożem i widelcem, ale także pokazywała Europie jak powinny wyglądać demokratyczne instytucje. I która nie daje sobie założyć chomąta poprawności politycznej i jakieś tam praworządności. Przez roztargnienie profesor zapewne zapomniał dodać, że jest jeszcze jeden kraj, który skutecznie broni wartości chrześcijańskich przed Gejropą – Putinowska Rosja.
Prof. Grzegorz Ptaszek, specjalizujący się w nauce o mediach, psychologii, edukacji medialnej i komunikacji społecznej uznał, że dzieło Roszkowskiego napisane jest „językiem wykluczającym, napiętnującym, a miejscami pogardliwym”. Co na to ministerstwo? Zamówiło nową recenzję językową.
Profesor Roszkowski, trzeba mu to przyznać, podszedł do zadania całościowo. Na 500 stronach monumentalnego eseju, dla niepoznaki określanego jako podręcznik, śmiało kreśli pejzaż wojny kulturowej: od kryzysu rodziny i rzekomej produkcji dzieci w laboratoriach, przez pochwałę silnych państwowych firm (a konkretnie Orlenu), po zgubny wpływ muzyki rockowej na młodzież. Ten ostatni wątek wydaje się mieć powab równie nieprzemijający, jak sam rock’n’roll. Towarzysze Gomułka i Gierek zgodziliby się z Roszkowskim w stu procentach.
Podręcznik nie zyskał jeszcze akceptacji ministerstwa. Z trzech recenzentów pozytywnie zaopiniowało go dwóch historyków, obu - pewnie przypadkiem - związanych z IPN. Negatywnie wypowiedział się zaś o nim prof. Grzegorz Ptaszek, specjalizujący się w nauce o mediach, psychologii, edukacji medialnej i komunikacji społecznej, który uznał, że dzieło Roszkowskiego napisane jest „językiem wykluczającym, napiętnującym, a miejscami pogardliwym”. Co na to ministerstwo? Zamówiło nową recenzję językową. Dziwne, w tych czasach i w tym resorcie, ocena prof. Ptaszka powinna być uznana za najwyższy komplement.
Napisz komentarz
Komentarze