„Największe święto futbolu” – tak popularnie określa się mistrzostwa świata w piłce nożnej. W tym roku ten cudzysłów przy słowie „święto” powinien być zdecydowanie pogrubiony, tak by nie uszedł niczyjej uwagi. Będzie to bowiem impreza cokolwiek krwawa. Może nie aż tak widowiskowo krwawa, jak inkaska pelota, gdzie podobno po meczu zarzynano członków, przegranej drużyny. Niemniej liczba co najmniej sześciu i pół tysiąca śmiertelnych ofiar wśród robotników, głównie z Pakistanu, Indii, Nepalu i Sri Lanki, bezlitośnie eksploatowanych przy budowie mundialowej infrastruktury, nie powinna nikogo pozostawić obojętnym.
Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej (FIFA) wskazując w 2010 roku na Katar jako gospodarza mistrzostw, w oczywisty sposób stała się współwinna tym tragediom. Władze federacji wiedziały bowiem doskonale, jak w tym kraju traktuje się najemną siłę roboczą i w ogóle jakie panuje tam podejście do kwestii praw człowieka. Osobnym tematem, objętym międzynarodowym śledztwem, jest uczciwość wyboru organizatora tegorocznego mundialu. Krótko mówiąc istnieje mocne podejrzenie, że kilku działaczy, w tym Michael Platini, wzięło w łapę od szejków.
O petycji Amnesty International do FIFA w sprawie program naprawy krzywd, jakie ponieśli cudzoziemscy pracownicy, piszemy TUTAJ
Jakby tego wszystkiego było mało, FIFA urządzając mundial na pustyni, zadziałała na szkodę sportu. Warunki klimatyczne wymusiły bowiem przeniesienie imprezy, która zwykle odbywała się latem, na końcówkę jesieni, a więc środek sezonu ligowo-pucharowego. W efekcie zawodnicy przystąpią do turnieju rozegrani, ale nie zgrani z kolegami z kadry. Po czym natychmiast po mundialu wracają do klubowego kieratu. Choć ja akurat nad losem piłkarzy specjalnie bym się nie użalał, bo to jeden z najbardziej przepłacanych zawodów świata.
Trudno tu nawet mówić o hipokryzji, bo nikt, poza Katarczykami i tymi, którym zapłacili oni najsowiciej, nie zaprzecza, że decyzja przyznania imprezy Katarowi była absolutnie skandaliczna.
Świadomość zła, jakim jest mundial w Katarze, w zasadzie jest powszechna. Ale co z tego? Im bliżej terminu rozpoczęcia mistrzostw, tym bardziej oczywiste, że żadnego bojkotu nie będzie. Z europejskich reprezentacji o możliwości wycofania się z imprezy najgłośniej mówili Norwegowie, którzy faktycznie na nią nie polecą, bo… odpadli w eliminacjach.
Trudno tu nawet mówić o hipokryzji, bo nikt, poza Katarczykami i tymi, którym zapłacili najsowiciej, nie zaprzecza, że decyzja przyznania imprezy Katarowi była absolutnie skandaliczna. Marek Szkolnikowski, szef TVP Sport, która będzie u nas pokazywać mundial, użył powiedział nawet, że organizacja mistrzostw została kupiona za „judaszowe srebrniki” (ech, ta ewangelizacyjna misja TVP), po czym – jednym tchem – oznajmił, że z perspektywy telewizji późna jesień do dobry czas na transmisje, w związku z czym liczy na dużą oglądalność i rekordowe zasięgi w internecie. A to znaczy, że „bojkotu konsumenckiego” widzów też nie bierze pod uwagę.
Ktoś racjonalny mógłby zresztą zapytać, czy pojedyncza decyzja nieoglądania mundialu coś zmieni? Czy FIFA od niej zbiednieje, a Katarczycy zawstydzą się za swój kraj? To trochę jak z tą jedną niezapaloną przez nas żarówką, która nie uchroni świata przed katastrofą klimatyczną. Ale, dla spokoju własnego sumienia, może jednak warto ją wyłączyć? I przy okazji telewizor też.
Napisz komentarz
Komentarze