Nazywają panią królową lodu. Kobietą, której mróz nie jest straszny.
Zimna się rzeczywiście nie boję. Pokochałam zimno za ten spokój, który odczuwam podczas morsowania albo tak jak w przypadku rekordu, kiedy jestem cała obłożona lodem. Dla mnie to ucieczka od codzienności, która nie jest łatwa dla nikogo. Ucieczka od wiecznej gonitwy, pracy, stresu i myśli, od których nie ma odpoczynku. Kiedy mam kontakt z zimnem, pozbywam się wszystkich myśli z głowy, może z wyjątkiem tej – jak przetrwać (śmiech).
PRZECZYTAJ TEŻ: Bursztynowy gigant z Gdańska trafi do Księgi Rekordów Guinnessa
Skąd pomysł na bicie Rekordu Guinnessa w „najdłuższym kontakcie ciała z lodem”?
W lutym ubiegłego roku zdobyłam mistrzostwo Polski w morsowaniu. Spędziłam wówczas w wodzie 4 godziny i 17 minut. I po tym sukcesie stwierdziłam, że chyba jestem gotowa na większe wyzwanie. Była już męska kategoria, dotycząca najdłuższego kontaktu ciała z lodem w księdze Rekordów Guinnessa, do której – jak wiedziałam – przygotowuje się mój kolega. Nie chcąc wchodzić mu w drogę, stwierdziłam, że powalczę o kobiecą kategorię, otwierając innym kobietom ścieżkę do takich wyzwań. Kiedy zostałam mistrzynią Polski w morsowaniu pokazałam, że my też jesteśmy bardzo silne. Tylko boimy się czasami tę naszą siłę pokazać.
PRZECZYTAJ TEŻ: Gdańsk z najdłuższym wahadłem zegarowym na świecie. Bili rekord Guinessa!
W jaki sposób przygotowywała się pani do bicia tego rekordu? Jak to jest być uwięzioną przez ponad 3 godziny w lodzie?
Miałam mniejszą, niż przy biciu rekordu skrzynię treningową. Ale też byłam w niej zasypana lodem. Sprawdzaliśmy, jak się w takich warunkach zachowuję, co mi przeszkadza, żeby można było to wyeliminować wszelkie niedogodności.
Byłam zamknięta w skrzyni, do której – jak obliczyliśmy – weszło 850 kilogramów lodu. I to było rzeczywiście takie trochę uwięzienie w lodzie. Do tego, człowiek musi mieć świadomość, że z tego tak się od razu nie wychodzi jak z wody. Ten lód się zbryla i trzeba czasu, żeby mnie z niego „wykuć”. I to też trzeba sobie w głowie poukładać, podobnie jak to uwięzienie w malutkim, metr na metr, szczelnie zamkniętym pomieszczeniu, z którego tylko głowa wystaje.
Gdańszczanka, która ustanowiła rekord w Międzyzdrojach.
Bardzo chciałam zrobić to w Gdańsku przy Fontannie Neptuna. Ale miasto nie było zainteresowane. Usłyszałam, że nie ma na to pieniędzy, ale życzą mi powodzenia. Za to Międzyzdroje zwróciły się same do mnie z propozycją, żeby to u nich ustanawiać ten rekord. I zrobiliśmy to 30 grudnia.
Ale najpierw zaczęła pani od morsowania.
Morsować zaczęłam w 2016 roku. Na początku wchodziłam do morza, postałam chwilę w wodzie i wracałam na brzeg. Ale złapałam bakcyla. Po pewnym czasie poczułam, że potrzebuję czegoś więcej. Przekroczenia kolejnej granicy. Zaczęłam szukać nowych informacji. I znalazłam ofertę godzinnego morsowania. Stwierdziłam, że spróbuję. To taki inny rodzaj morsowania – bez butów i rękawiczek. Wchodzi się do balii, gdzie woda z lodem wynosi 0 stopni Celsjusza. Kiedy pierwszy raz spędziłam w takiej balii godzinę, czułam, że to jest to, czego szukałam. Tak się zaczęła moja przygoda z głębszym morsowaniem.
PRZECZYTAJ TEŻ: „Małolat” z Gdyni w księdze rekordów Guinessa!
Lubi pani podnosić sobie poprzeczkę. Teraz można tylko pobić własny rekord. Będzie pani próbować? Czy rozum podpowiada nie?
Wcześniej mówiłam, że to będzie mój ostatni rekord i wracam do zwykłego morsowania. Jednak po tym sukcesie nie mówię nie, ani tak. Mam także inne plany. Ale na wyjawianie ich jeszcze za wcześnie.
Napisz komentarz
Komentarze