Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

"Za mało walczyliśmy o ten film". Wspomnienie o Krystynie Łubieńskiej na festiwalu w Gdyni

Nasze ostatnie spotkanie miało miejsce właśnie na gdyńskim festiwalu. Była coraz słabsza, w głębi serca przeczuwałem, że to pożegnanie… - mówi Adam Rompczyk, scenarzysta i jeden z reżyserów filmu „Krystyna Łubieńska. Wspomnienie”.
Kliknij aby odtworzyć

Film o  Krystynie Łubieńskiej, który we wtorek zobaczymy podczas festiwalu filmowego w Gdyni, zacząłeś kręcić prawie dekadę temu…

Tak, wtedy narodziła się idea. Nawet pamiętam okoliczności, gdy decyzja o powstaniu tego filmu zapadła. Wraz z producentem Piotrem Bielińskim wracaliśmy z festiwalu debiutów filmowych w Koszalinie „Młodzi i film”. Wtedy powstał pomysł na serię dokumentów „Artyści Pomorza”. Krystyna Łubieńska miała być pierwszą bohaterką. Nasze plany, gdy zaczęliśmy o nich opowiadać, spotkały się z wręcz entuzjastyczną reakcją. Szczególnie spodobało się, że wreszcie powstanie film o tej niezwykłej aktorce. Niezwykle barwnej postaci Wybrzeża, która jak mało kto zasługiwała na to, by o niej opowiedzieć kamerą. Rzuciliśmy się w wir realizacji naszą pasją porywając innych. Trudno mi dziś zliczyć, jak wiele osób poświęciło swój czas, entuzjazm, zwłaszcza pieniądze, by ten obraz powstał. To był zryw porównywalny może do tego, jaki mają młodzi filmowcy podczas realizacji kina offowego. Po pierwszych ujęciach, tzw. uciekających, byliśmy pewni, że bez problemów zrealizujemy plan. 

Uciekające zdjęcia? Co to znaczy?

W żargonie filmowym to sceny, które już się nie powtórzą. Na przykład urodziny Krystyny Łubieńskiej. Podczas Festiwalu Szekspirowskiego pokazany został projekt Zorki Wollny „Ofelie. Ikonografia szaleństwa”. Autorka zaprosiła do niego aktorki, które w swoim dossier mają rolę szekspirowskiej Ofelii. Krystyna Łubieńska, jak się można domyślać, była w tym gronie najstarsza. W tym spektaklu wróciła do roli, którą zagrała - u debiutującego w Teatrze Wybrzeże Andrzeja Wajdy - ponad pół wieku wcześniej. Podczas prezentacji tego projektu w Gdańsku aktorce zorganizowano urodzinową fetę. Kiedy zatem nakręciliśmy te wyjątkowe chwile, wiedzieliśmy, że nie możemy się już wycofać. Akurat w tym samym czasie, Grzegorz Dębowski, reżyser nagrodzonego na FPFF w minionym roku za debiut filmu „Tyle co nic”, kręcił w Trójmieście krótkometrażowy obraz „Zmiana czasu na zimowy”. Na plan zaprosił Ryszarda Ronczewskiego, Alinę Lipnicką i Krystynę Łubieńską właśnie. Zyskaliśmy zatem kolejne materiały. Projekt rozkręcał się… Niebawem zawitaliśmy z kamerą do niezwykłego domu naszej bohaterki. Nagraliśmy tam długi wywiad. Opowiedziała nam swoje barwne życie. O tym jak została aktorką, jak brała udział w powstaniu warszawskim, o spotkaniu z papieżem, o filmie „Mój stary”, w którym zagrała z Adolfem Dymszą, wspominała swego kolegę z teatru Zbigniewa Cybulskiego, ale i Lucjana Bokińca, założyciela gdyńskiego festiwalu filmowego, festiwalu, który uwielbiała…

(fot. Iga Wasilewska)

I co roku z entuzjazmem szykowała się na inaugurację, wejście na czerwonym dywanie. 

Wraz ze swoją przyjaciółką, aktorką Zofią Czerwińską i jej pieskiem Dżekiem, który biegał po korytarzach Teatru Muzycznego z festiwalowym identyfikatorem, były jak barwne ptaki, wyróżniały się. Wracając do naszego filmu, w dość szybkim tempie udało nam się pozyskać ciekawy materiał na 20 proc. obrazu...

I co się stało, że obraz ujrzy światło dzienne dopiero teraz?

Trudno o tym mówić podczas święta polskiego kina, ale cóż… Koszty produkcji rosły, a coraz więcej osób trzeba było zaangażować, potrzebna była profesjonalna ekipa, musieliśmy wypożyczyć odpowiedni sprzęt, pomocy finansowej szukaliśmy gdzie się dało, nie wyszło… A nakręciliśmy mnóstwo dobrych scen. Dzięki życzliwości dyrektora Adama Orzechowskiego, całego zespołu Teatru Wybrzeże, zwłaszcza reżysera zaprzyjaźnionego z aktorką, Adama Nalepy mogliśmy zarejestrować kilka spektakli z jej udziałem. To ważne kadry, bo pokazują Krystynę Łubieńską na scenie teatru, którego aktorką była przez pół wieku, także czas współpracy z Adamem Nalepą. Reżyser odkrył w wiekowej już przecież artystce jeszcze niewykorzystane pokłady nowych możliwości. 

CZYTAJ TEŻ: Dyrektor FPFF: Świat przed polskimi filmowcami otwiera się. I dobrze, bo zasługują na to

Do historii przejdzie na pewno jej słynna rola czternastoletniej Ruth w „Czarownicach z Salem”. 

Wciąż podkreślam, że lista osób, które poświeciły nam swój czas podczas realizacji jest przeogromna... My jako ekipa w zasadzie jedynie koordynowaliśmy proces powstania tego obrazu, który bez zaangażowania tych wszystkich ludzi nie powstałby. A teraz, dzięki dyrektorowi FPFF, Leszkowi Kopciowi nasz film, a w zasadzie ledwie krótka impresja o Krystynie Łubieńskiej będzie mieć swoją premierę na gdyńskim festiwalu w sekcji Filmy z Gdyni. 

W roli Ofelii, Teatr Wybrzeże, 1960 (fot. Tadeusz Link | MNG)

Chyba spełniło się marzenie Krystyny Łubieńskiej, by film z nią w roli głównej pokazany został podczas święta polskiego kina. 

To, że tak się stało, poniekąd zakrawa na cud, może zatem, rzeczywiście, jakoś czuwała nad tym z Góry… (śmiech) Mimo trudności, jakie mieliśmy przez tyle lat z ukończeniem naszej pracy, jednak udało się. Stanęliśmy na głowie, by do tego doszło, nawet w ostatnich dniach realizacji, zrzucając się na benzynę... Trochę partyzanckie opowieści, aż mi głupio, ale to pokazuje naszą determinację, ale i skalę trudności, która towarzyszy takim niszowym przedsięwzięciom. Mamy nadzieję, że gdyńska premiera to jednak zapowiedź dłuższej wersji. Chciałbym tu pokłonić się ważnym twórcom tej filmowej opowieści: producentowi Piotrowi Czarneckiemu, kierowniczce produkcji Katarzynie Kulik i podkreślić ogromny wkład w ostateczny kształt filmu reżysera i montażysty Jana Orszulaka. 

Kiedy poznałeś Krystynę Łubieńską?

Nie jestem w stanie sobie przypomnieć tej chwili, ani dnia czy roku. Wydaje mi się, jakby istniała w moim życiu od zawsze. Wciąż spotykaliśmy się podczas wielu wydarzeń kulturalnych, była wszędzie, zastanawiało mnie, skąd ma na to czas, by bywać, odpowiadać na dziesiątki, setki zaproszeń… Na pewno w trakcie kręcenia filmu poznałem ją lepiej.

Pewnie była szczęśliwa, że ktoś chce o niej robić film. 

Czekała na niego niecierpliwie, pytała mnie, kiedy finał. Najwięcej czasu na planie poświęcił jej jednak Piotr Bieliński, nawiązali świetny kontakt. Potrafił zapanować nad jej osobowością, wsłuchiwać się w długą opowieść. Ja chyba byłbym bezradny w tej sytuacji. Dziś tak do końca nie potrafię cieszyć się tą premierą, mam poczucie winy, że może jednak za mało się staraliśmy, za mało walczyliśmy... Krystyna nie zobaczy tego filmu. Nasze ostatnie spotkanie miało miejsce właśnie na festiwalu, chyba w 2021 roku, odprowadzałem ją do taksówki. Była coraz słabsza, miała kłopoty z chodzeniem, oczywiście nie mogłem wiedzieć, że to pożegnanie, ale w głębi serca coś przeczuwałem… Było mi przykro, że pełnometrażowy obraz, 24 godziny z życia tej niebywale dynamicznej, charyzmatycznej aktorki nie powstał. Mam nadzieję, że tę jej niebywałą radość życia choć trochę, nawet w skróconej wersji, udało się jednak uchwycić. Zresztą pierwotny tytuł tego obrazu to „Krystyna Łubieńska. Radość życia”. Postanowiliśmy go jednak, z racji premiery, która odbędzie się po śmierci bohaterki, zmienić. Z nadzieją, że ten pełny metraż pod pierwotnym tytułem uda się zrealizować. Wielu materiałów nie mogliśmy uzyskać, choćby fragmentów filmu „Mój stary”, w którym zagrała z Adolfem Dymszą. Wykorzystanie tych kadrów to ogromne koszty. 

Przypomnijmy, premiera filmu „Mój stary”, polska i światowa, odbyły się tego samego dnia, 5 września 1962 roku. Amerykanie kupili obraz i zaprosili Krystynę, by promowała film. Zjechała z dziełem Janusza Nasfetera 26 stanów! Jej, jak to mówiła, amerykańska przygoda trwała rok. Luksusowe hotele, limuzyny, drogie restauracje, sen, który się spełnił. Rozpisywały się na jej temat amerykańskie gazety. W jednej z nich na pierwszej stronie zdjęcie Krystyny Łubieńskiej, a obok – mniejsze Jacka Lemmona... Obraz tak reklamowano amerykańskiej publiczności: „Jest to najnowszy film polski z niezapomnianym komikiem Adolfem Dymszą oraz młodą gwiazdą sceny i ekranu polskiego Krystyną Łubieńską w rolach głównych. To melodramat przedstawiający życie zapomnianej żony i syna, pozostawionych w Polsce przez emigranta, który po latach powraca na łono rodziny". 

Kilka lat temu odbył się na festiwalu w Gdyni specjalny pokaz tego filmu.

Krystyna była jego gościem. Zaprezentowała wtedy krótką czarno-złota sukienkę, w której promowała film w Ameryce. Po latach skontaktował się też z nią jej filmowy „syn”...

Szkoda, że tego spotkania nie udało się sfilmować, byłaby znakomita pamiątka, kolejny materiał do naszego obrazu. Krystyna Łubieńska należała do tego pokolenia, którego większość działań nie została zapisana na taśmie filmowej, bo też nie było kiedyś takich możliwości, jak dziś. Dziś możemy rejestrować wszystko, choćby telefonem. Cóż mogę powiedzieć… Jeszcze zostało trochę ważnych ludzi z tamtego pokolenia, osób ważnych dla Wybrzeża. Spieszmy się upamiętniać ich obecność, żeby nam później nie było żal...

Jak pracowało się na planie z Krystyną Łubieńską?

Była nie tylko aktorką, była też reżyserką… (śmiech) Miała swoją wizję, swój plan na film o niej i trzymała się tego planu czasem wręcz bezwzględnie, nawet kosmyka włosów nie można było ruszyć… Potrafiła postawić na swoim. Tak w kwestii tekstu jak i sytuacji. Jej silnej osobowości musieliśmy się czasem podporządkować. Nie mieliśmy wyjścia. Wiedziała, co chce osiągnąć, jaki ma być przekaz tej historii, muszę przyznać, że ostatecznie udało jej się dopiąć swego. 

Z wdziękiem nie poddawała się presjom. Zawsze robiła swoje.

Grała siebie. Emanowała radością. Jak wchodziła, wszystko jaśniało…Stworzyła swój własny, niepowtarzalny styl. Była znakomitą aktorką, choć jej talent, moim zdaniem, nie został do końca wykorzystany. Właśnie w filmie. Jako Ofelia w 1960 roku była oklaskiwana, doceniona, ale reżyser Andrzej Wajda robiąc potem film za filmem zapomniał o Łubieńskiej. Szkoda. 

***

Emisja filmu „Krystyna Łubieńska. Wspomnienie” (reż. Piotr Bieliński, Piotr Czarnecki, Jan Orszulak, Adam Rompczyk), Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, 24 września, godz. 14


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama