Jako pierwsza o sprawie napisała „Gazeta Wyborcza”, według której były pracownik biura pomorskiej posłanki Lewicy nagrał około 30 godzin rozmów, w trakcie których Beata Maciejewska mobbingowała swoich pracowników, źle się o ich wypowiadała, a także krytykowała kierownictwo partii.
Rzecznik Lewicy Marek Kacprzak w rozmowie z zawszepomorze.pl przyznaje, że sprawa faktycznie trafiła do prokuratury, jednak nie chce powiedzieć czego dokładnie dotyczyło zawiadomienie.
To, co jest na tych taśmach było na tyle niepokojące, zastanawiające, czy też wątpliwe, że kierownictwo partii zdecydowało się przekazać, tę sprawę prokuraturze do wyjaśnienia.
Marek Kacprzak / Rzecznik Nowej Lewicy
– Sytuacja wygląda tak, że od maja pani poseł jest zawieszona w prawach zarówno członka partii, jak i członka prezydium klubu Nowej Lewicy. To, co jest na tych taśmach było na tyle niepokojące, zastanawiające, czy też wątpliwe, że kierownictwo partii zdecydowało się przekazać, tę sprawę prokuraturze do wyjaśnienia. Jednocześnie w sprawie pani Maciejewskiej toczy się sprawa w sądzie partyjnym. Dopóki sprawa nie zostanie wyjaśniona przez prokuraturę, a także zakończona przez sąd partyjny, to pani Maciejewska nie zostanie przywrócona w prawach członka, a co za tym idzie nie będzie mogła znaleźć się na naszych listach wyborczych.
Beata Maciejewska w rozmowie z naszym portalem zaprzecza, by mobbowała któregoś ze swoich pracowników.
– Półtora miesiąca temu wytoczyłam w sądzie sprawę karną o przestępstwo pomówienia osobie, która nagrała te taśmy i sformułowała nieprawdziwe zarzuty w mailu do liderów Lewicy – mówi.
Zdaniem Beaty Maciejewskiej padła ona ofiarą prowokacji, a jej rozmowy były nagrywane na zlecenie. Czyje? O tym nie chce rozmawiać. Zwraca natomiast uwagę, że taśmy zostały nagrane około dwóch lat temu, na krótko zanim ówczesny dyrektor jej biura poselskiego zwolnił się z pracy i wyjechał do Wielkiej Brytanii.
Muszę oczyścić moje dobre imię, ale na ten moment, z punktu widzenia mojego ugrupowania, popełniłam błąd. Dałam się nagrać, a wiadomo, jakie to wzbudza emocje. Wiem, że poniosę polityczne konsekwencje tego błędu.
Beata Maciejewska / zawieszona posłanka Nowej Lewicy
– Gdyby on rzeczywiście był źle traktowany, to po prostu mógł to zgłosić do sądu pracy, do prokuratury, no gdziekolwiek. A on przez dwa lata trzymał sobie te nagrania, po czym przed wyborami, będąc pracownikiem budowlanym Wielkiej Brytanii, zbierającym pieniądze na zakup mieszkania, wynajął jedną z najdroższych kancelarii prawnych w Polsce?
Nagrania, które trafiły do liderów Nowej Lewicy to – jak mówi posłanka – około 20 minut wypreparowanych z prawie 30 godzin rozmów.
– Nie ma tam nic, potwierdza to moja prawniczka, co mogłoby być podstawą do wytoczenia mi jakiejś sprawy w sądzie – przekonuje Beata Maciejewska. – Są to po prostu moje, przyznaję, niezbyt sympatyczne dywagacje na temat różnych ludzi. Tak, jak to się czasem mówi w prywatnych rozmowach. Jest tam też jeden fragment, w którym mówię, że moja fundacja nie płaci podatków od umów-zleceń. Tymczasem ja się pomyliłam, bo chciałem powiedzieć, że nie płaci składek ZUS, a to dlatego, że w mojej fundacji po prostu nie było w ogóle umów-zleceń więc nie płaciliśmy żadnych składek, bo nie było podstawy. I to można bardzo szybko sprawdzić. Przecież dostawałam granty, a każdy grant był skrupulatnie rozliczony i sprawdzony. Ale ponieważ na tych taśmach padło stwierdzenie, że nie płacę podatków, parlamentarzyści Lewicy po prostu skierowali pismo do prokuratury, z komentarzem, że dostali coś takiego i nie są w stanie stwierdzić, czy te taśmy są autentyczne i o co tam chodzi. Więc niech niech prokuratura to sprawdzi. I tyle.
Funkcja posła czy senatora polega na tym, że jest on naturalnym łącznikiem pomiędzy regionem, a interesami ogólnokrajowymi. Myślę więc, że jest dobrą praktyką rekomendowanie kandydatów z okręgu, w którym mieszkają, funkcjonują od lat, znają jego problemy.
Jolanta Banach / członkini zarządu regionu pomorskiego nowej lewicy
Posłanka mówi, że do tej pory nie została przesłuchana przez prokuraturę. Również sąd partyjny nic nie zrobił w jej sprawie, chociaż powinien to uczynić niezwłocznie.
– To nie jest wygodna sprawa dla Lewicy – przyznaje zawieszona posłanka. – I oni mają teraz, że tak powiem, trochę inny interes. Ja muszę oczyścić moje dobre imię, ale na ten moment, z punktu widzenia mojego ugrupowania, popełniłam błąd. Dałam się nagrać, a wiadomo, jakie to wzbudza emocje. Wiem, że poniosę polityczne konsekwencje tego błędu.
Te polityczne konsekwencje to zablokowanie możliwości startu w tegorocznych wyborach parlamentarnych. Wprawdzie Marek Kacprzak zapewnia, że o ile prokuratura wyda decyzję, że do żadnego przekroczenia prawa nie doszło, a i sąd partyjny uzna, że na taśmach nie ma niczego nieetycznego, jej kandydatura może zostać rozważona. Ale to tylko teoria, bo do ogłoszenia list kandydatów Nowej Lewicy i Razem zostało około dwóch tygodni.
W tej sytuacji pytanie brzmi: kto zajmie miejsce Beaty Maciejewskiej, która cztery lata temu była jedynką na gdańskiej liście Lewicy i dostała 23 319 głosów w okręgu nr 25? Naturalnym wyborem wydaje się Jolanta Banach, która w 2019, jako dwójka dostała tylko niespełna 900 głosów mniej, ale do Sejmu nie weszła, bo Lewicy przypadł w Gdańsku tylko jeden mandat.
Była minister pracy, a także minister gospodarki w rządzie Leszka Millera potwierdza swoje aspiracje.
– Uważam, że mój wynik z 2019 roku jest wystarczającą rekomendacją do liderowania liście. Poza tym funkcja posła czy senatora polega na tym, że jest on naturalnym łącznikiem pomiędzy regionem, a interesami ogólnokrajowymi. Myślę więc, że jest dobrą praktyką rekomendowanie kandydatów z okręgu, w którym mieszkają, funkcjonują od lat, znają jego problemy.
Ta ostatnia uwaga, to komentarz do pogłosek, że na gdańską jedynkę typowana jest Katarzyna Kotula, posłanka ze Szczecina lub Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, obecnie posłująca z Wrocławia.
Napisz komentarz
Komentarze