Z ziemi włoskiej do Polski. Włoscy jeńcy z czasów II wojny światowej w Starogardzie Gdańskim
Szukali kogoś, z kim będą mogli porozmawiać – jak to mawia aktor Krzysztof Majchrzak – „okazji do człowieczego spotkania”. Pewnie też odpoczynku i ciepłej zupy, w zamian za porąbanie drewna czy drobną naprawę, kiedy w domu nie było komu tego zrobić. Jak pamiętam, goście byli w domu dziadków zawsze. Dziś nie ma już takich spotkań przy stole, jak te, które przygotowywała babcia Urszula.
Tamte spotkania w czasie wojny w Starogardzie Gdańskim musiały być dużo skromniejsze niż te, które pamiętam w czasach „komuny”. Wtedy radość w domu przy ul. Chojnickiej sprawiały gościom gorąca herbata i zupa z brukwi, którą przygotowywała prababcia Marta. Najwięcej było jednak rozmów.
PRZECZYTAJ TEŻ: W Muzeum Miasta Malborka o Stalagu XXB i polskich jeńcach w Norwegii
Najpierw słyszałem tylko o Filomenie. To nazwisko wspominała babcia, ale kontekstu nie pamiętam. Więcej mówił o nim mój tata Jan. No, ale jemu Filomena zrobił pierwsze w życiu narty.
– Stał nad kuchenką gazową i naginał deski, do których potem zrobił jakieś bardzo proste skórzane wiązania – mówi ojciec.
To była zima 1943 lub 1944 roku. Twórcą nart był Luigi Filomena, jeden z włoskich jeńców wojennych, których Niemcy wykorzystywali do pracy.
Pracowali w tartaku, młynie i przy umocnieniach
O okupacji niemieckiej w powiecie starogardzkim 1939-1945 pisze w swojej pracy doktorskiej, wykonanej pod kierunkiem dr. hab. Grzegorza Berendta, dr Mateusz Kubicki.
– „O niewielkiej grupie jeńców wojennych wspomina w złożonym po wojnie zeznaniu dowódca posterunku Schupo w Starogardzie – Otto Mühlisch. Jego zdaniem na jesieni 1943 r., Niemcy wzięli do niewoli żołnierzy włoskich, traktując ich jako zdrajców, którzy złamali sojusz. Zostali oni umieszczeni w jednym z budynków na terenie miasta i połączeni w „komando robocze” (Arbeitskommando). Niemcy wykorzystywali ich początkowo do prac porządkowych i budowlanych, a od drugiej połowy 1944 r. do budowania umocnień w okolicy miasta. Z ich niewolniczej pracy korzystali również właściciele firm „Mühlenwerk F. Wiechert jun.” oraz tartaki Maxa Münchaua i „Michał Krenski”. Łącznie w mieście, w trzech różnych lokalizacjach, znajdowało się ponad 130 włoskich jeńców. Zostali oni ewakuowani dopiero na początku 1945 r. Zgodnie z powojennymi ustaleniami przetrzymywano w barakach przy ul. Gdańskiej (około 70 osób), młynie Wiecherta (10 osób) oraz w budynkach przy ul. Magazynowej (około 50 osób)” – pisze dr Mateusz Kubicki.
PRZECZYTAJ TEŻ: Stalagu XXB historia nieopowiedziana
– Pamiętam, że Filomena miał trochę lepsze ubranie od dwóch pozostałych jego włoskich kolegów, którzy też przychodzili do naszego domu – wspomina tata.
Prawdopodobnie nazywali się Manganelo i Montenari. Ten drugi dobrze grał na gitarze.
Od kiedy pamiętam, w domu dziadków mój wzrok przykuwały dwa małe obrazki, które przez lata wisiały na ścianie. Najpierw w mieszkaniu przy ul. Kwietnej w Oliwie, a potem przy ul. Dolnej na Dolnym Mieście w Gdańsku. Dopiero po jakimś czasie zobaczyłem w lewym rogu każdego z nich napis „Filomena, 1943”.
Ślady prowadzą do wytwórni papieru
Wiedziałem tylko, że Filomena pochodził z Fabriano koło Ancony, gdzie do dziś działa wytwórnia papierów, której początki datuje się na XIV wiek. Do dziś papier z Fabriano należy do najdroższych w Europie.
– „Mieliśmy szczęście, Luigi Filomena był słynnym rytownikiem papierni Fabriano. Znam jego córkę” – napisał Michele Bonomo z Museum della Carta w Fabriano, który moją prośbę o ewentualny kontakt z rodziną przesłał do jednej z córek byłego jeńca wojennego.
PRZECZYTAJ TEŻ: Złożyli kwiaty na Francuskim Cmentarzu Wojskowym w Gdańsku
Po dwóch dniach w skrzynce e-mail jest już kolejny list z Włoch, od Paoli Filomeny.
– „Jestem córką Luigiego (Gigetto). Wszyscy bardzo dobrze pamiętamy Twoją babcię Urszulę – pisze córka Luigi’ego Filomeny Paola. – „Gigetto” zmarł w 2001 roku w wieku 91 lat. Wszystkie trzy siostry (oraz nasi mężowie i dzieci) pamiętają ten czas” – dodaje w krótkim liście córka dawnego jeńca wojennego.
W Urzędzie Miasta w Starogardzie Gdańskim nie ma żadnej dokumentacji dotyczącej włoskich jeńców pracujących w tzw. komando roboczym w latach 1943-1945.
PRZECZYTAJ TEŻ: Nie żyje Sylwester Sobkowiak. Człowiek, który ukochał Gdynię i był częścią historii miasta
W Starogardzie mieszka za to Ryszard Szwoch, emerytowany nauczyciel języka polskiego, historyk, znawca Kociewia i Starogardu.
– Były w mieście baraki, w których jeńcy mieszkali w czasie wojny. Po wojnie służyły jako budynki kolejowe, ale rozebrano je w latach 60-tych – mówi Ryszard Szwoch.
W Muzeum Ziemi Kociewskiej w Starogardzie Gdańskim spotykam kustosza tej placówki Zbigniewa Potockiego. Spacer po mieście daje nadzieję na odnalezienie śladów dawnych czasów. W Szkole Podstawowej nr 3 przy ul. Wybickiego jest kronika, w której, oprócz wycinków prasowych, nie tylko z życia szkoły, jest jedno czarno-białe zdjęcie z pierwszej połowy lat 60. Na nim plac budowy i dzieci, a w tle charakterystyczny czarny, drewniany barak. Zdaniem Ryszarda Szwocha, to jeden z dawnych obozowych baraków przy ul. Gdańskiej, w którym w czasie wojny trzymano włoskich jeńców.
To jedyny, fotograficzny ślad, który udało mi się odnaleźć w Starogardzie Gdańskim. W domowym archiwum zachowało się kilka zdjęć z 1979 i 1982 roku, kiedy Urszula Mauks odwiedziła Luigiego Filomenę we Włoszech. Babcia zmarła w 1986 roku. Włoch – w 2001 roku.
Światło na ten fragment wojennej historii rzuca książka prof. Jacka E. Wilczura „Śmiertelny sojusz. Hitler-Mussolini”. Jest w niej rozdział „Niewola i zagłada jeńców włoskich w niemieckich obozach jenieckich na ziemiach polskich wrzesień 1943-maj 1945”.
Napisz komentarz
Komentarze