Od kilku dni głównym tematem, którym żyją mieszkańcy Gdyni, jest „ratowanie komunikacji miejskiej” przez rządzącą miastem już od ponad 25 lat ekipę Samorządności Wojciecha Szczurka. Znanej z wielu spektakularnych sukcesów, których ostatnio byliśmy świadkami, od nieudanej budowy lotniska na Babich Dołach (kosztującej mieszkańców, według różnych szacunków, ponad sto milionów złotych) po budowę najdroższego parkingu podziemnego, nieopatrznie nazwanego Parkiem Centralnym. Do spektakularnych sukcesów przyjdzie nam dopisać „haka tumbę” gdyńskiej komunikacji miejskiej, która (co już widać) stanie się liderem wiekopomnych dokonań. Świadczą o tym poruszenie i mobilizacja mieszkańców, przejawiająca się również niespotykaną dotychczas aktywnością protestujących Rad Dzielnic.
PRZECZYTAJ TEŻ: Mimo protestów, od poniedziałku nowa rzeczywistość w gdyńskiej komunikacji
A zaczęło się dość niewinnie. Jak zwykle przed burzą – cisza, gdzieś tam niewinnie można było usłyszeć, że kłopoty z prądem, że oszczędności i że pewnie jakieś cięcia trzeba zrobić. Aż tu nagle komórka burzowa objawiła się w całej swojej okazałości. Na oficjalnych stronach ZKM pojawił się zakres zmian, który jak tornado zmiótł historyczne linie, przerzedził i rozproszył pozostały rozkład jazdy.
Można było spodziewać się, że jak zwykle tolerancyjni mieszkańcy przełkną ten kwaśny kąsek, ale jednak tak się nie stało. W przeciągu jednego dnia pojawiły się dramatyczne protesty i apel o pomoc najbardziej dotkniętych zmianami Rad Dzielnic: Pustek Cisowskich-Demptowa oraz Dąbrowy. Do protestujących dołączyła Rada Dzielnicy Wzgórze Świętego Maksymiliana, następnie kolejne.
Rozpoczęła się solidarnościowa akcja składania protestów i petycji. Obecnie z 21 rad dzielnic krytyczne oświadczenia wydało 14. Negatywne zdanie na temat zmian wyraziły dzielnice związane z Samorządnością Wojciecha Szczurka i te będące od niej raczej daleko.
Powody protestu są dwojakie. Pierwszy to realne oburzenie, że większość radnych, w tym piszący te słowa, nie była wcześniej ani poinformowana o zmianach, ani nie została zaproszona do konsultacji w tej sprawie. Skoro powołano rady dzielnic i pełnimy tę funkcję społecznie, to prosimy traktować nas poważnie – zwłaszcza w tak poważnym temacie, jakim jest transport zbiorowy. W tym kontekście ostatnia wypowiedź Pani Rzecznik Urzędu Miasta Agaty Grzegorczyk, zamieszczona na łamach „Zawsze Pomorze”, jest wręcz symptomatyczna:
„… Niewątpliwie takie konsultacje byłyby bardzo wskazane, gdybyśmy ofertę rozszerzali. Tu jednak celem było jej zmniejszenie …”.
PRZECZYTAJ TEŻ: Zamieszanie z Falą. Co od lipca czeka pasażerów na Pomorzu?
Rozumiemy, że konsultacje społeczne (w skrócie zasięganie opinii mieszkańców, powiadamianie ich o zamiarach, wypracowanie wspólnego rozwiązania, a wreszcie TRAKTOWANIE ICH PO PARTNERSKU) zbędne są w wypadku, kiedy mieszkańcom jest coś odbierane. Zaiste ciekawa koncepcja.
Drugi powód, jak mniemam, to sam wymiar cięć, który jest porażający i okraszony również (w niedalekiej przyszłości) znacząca podwyżką i tak drogich już biletów.
Komunikacja miejska to znak firmowy nowoczesnego miasta, do którego miana, jak sądzę, Gdynia wciąż aspiruje. Cięcia połączeń i podwyżki cen biletów będą skutkowały wieloma negatywnymi zjawiskami, w tym wykluczeniem komunikacyjnym osób starszych, które bardzo często podróżują z jednego końca Gdyni na drugi, w poszukiwaniu świadczeń lekarskich.
Również młodzież, dojeżdżająca do szkół, stanie wobec okrojonej oferty transportowej, wreszcie spadnie mobilność osób poszukujących lub dojeżdżających do pracy. Co również istotne, zwiększy się natężenie ruchu samochodowego w i tak zakorkowanym już mieście.
Ciągle jednak tli się nadzieja (może złudna), że zmiany w takim wymiarze zostaną jeszcze zatrzymane. Tutaj apel do radnych miasta: popełnić błąd to rzecz ludzka, natomiast tkwić w nim – niewybaczalna. Jeszcze jest czas na zmianę decyzji. Wiemy, że są inne przestrzenie budżetu miejskiego, gdzie można znaleźć oszczędności, które pozwolą załatać wzrost kosztów transportu publicznego, bez jego częściowego demontażu.
PRZECZYTAJ TEŻ: Gdynia ratuje komunikację? 11 linii autobusowych do likwidacji
Można zrezygnować z rozdętej promocji miasta, przyjrzeć się wydatkom Agencji Rozwoju Gdyni – to tylko sugestie. Jesteście radnymi miasta i sami pomyślcie, jak uratować miejską komunikację. Odpowiedzcie sobie na pytania: Czy seniorzy będą mieli łatwiej z dostępem do lekarza czy trudniej? Czy łatwiej będzie dojechać do pracy i szkoły czy trudniej? Większe będą w mieście korki czy mniejsze? Będzie wykluczenie komunikacyjne czy nie? Cofnie się w rozwoju transport zbiorowy czy nie? Nieodżałowany profesor Władysław Bartoszewski wśród wielu bon-motów mawiał:
„Jak nie wiesz, jak się zachować, to na wszelki wypadek zachowaj się przyzwoicie”.
Dziwi też godna lepszej sprawy mołojecka determinacja w zwijaniu transportu publicznego. Ma jednak ona również pewne konsekwencje, zarówno społeczne, jak i polityczne. 29 stycznia ostatnim kursem linii W ruszyła z pętli na Pustkach Cisowskich happeningowa wyprawa protestujących środowisk miejskich. Mieszkańcy okolicznego osiedla tłumnie wylegli, by okazać swoje niezadowolenia, a jednocześnie wesprzeć protestujących. Do autobusu, wśród dźwięków muzyki, weszli reprezentanci różnych środowisk. Byli przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości, była również reprezentacja Nowej Lewicy. Przede wszystkim byli jednak, i to tłumnie, przedstawiciele gdyńskich organizacji pozarządowych. Od Stowarzyszenia Gdynianka po Gdyński Dialog i Wszystko dla Gdyni. Pojawiła się też liczna reprezentacja przedstawicieli rad dzielnic, w tym Pustek Cisowskich-Demptowa, które pod petycją o przywrócenie linii W zebrały już ponad 2500 podpisów. Podczas kursu dołączyli do protestu również kwestujący wolontariusze WOŚP. Co łączy tak skrajnie różne światopoglądowo środowiska? Drogie władze miasta, pomyślcie o tym, zanim zaczniecie znowu coś racjonalizować.
Napisz komentarz
Komentarze