Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Terô Òn ju w niebie bazunëje. Tadeusza Makowskiego życie równoległe

Pisałem już różne teksty. Laudację pogrzebową przydarza mi się tworzyć po raz pierwszy. Nie dlatego, że w moim kręgu nie było śmierci, a dlatego, że nie lubię, nie czuję potrzeby dzielenia się z często obcymi mi osobami swoimi emocjami i uczuciami, wolę przeżywać takie momenty wewnętrznie.
Terô Òn ju w niebie bazunëje. Tadeusza Makowskiego życie równoległe

Autor: Archiwum GOKSiR Chmielno

Ze względu na powyższe, nie wziąłem udziału w pożegnaniu Tadeusza Makowskiego, którego imię i zasługi odmieniono w ciągu ostatnich dni przez wszystkie przypadki, choć w czasie przeszłym. Ja wolę pamiętać go tak, jak gdyby żył.

Zapytacie dlaczego. Wbrew pozorom odpowiedź nie będzie wiązała się z którymkolwiek z wykonanych przez niego instrumentów lub zagranych utworów. Odpowiedź wiąże się z tym jak postrzegałem jego życie.

A postrzegałem je jako coś równoległego do pędzącego świata. Tadeusz nie poddawał się temu tempu, temu pośpiechowi i brakowi czasu dla siebie. Od chwili, gdy go poznałem, choć do dziś mam wrażenie, że w chwili poznania znałem go już od dawna, miałem wrażenie, że żyje on swoim tempem. Tempem, które mu odpowiadało, tempem, które pozwalało mu cierpliwie poświęcać się żmudnemu dłubaniu w drewnie, z którego konstruował instrumenty muzyczne. Tempem, które pozwalało mu na tworzenie bajkowych inscenizacji związanych z babami wielkanocnymi, które przedstawiał publiczności obserwującej zmagania w ramach konkursu na najlepsze baby wielkanocne.

Gdy nie to jego tempo, nigdy bym nie wpadł na to, że sposobem na zaczarowanie całego jury konkursu na deser i przetwór na bazie truskawki będzie dodanie do smacznej bazy z truskawki kaszubskiej szlachetnego armeńskiego brandy marki Ararat, które trzymał kilka lat za tapczanem po przywiezieniu go z konkursu trąbitów, który odbywał się u podnóża tej świętej góry.

Możecie się śmiać, ale właśnie to podejście Tadeusza do zadania jakim było stworzenie najlepszego produktu konkursowego mnie urzekło. Niebywała prostota wyrazu, a przy tym genialność doboru pary składników jest tym, co uwielbiam w jedzeniu, które jak wiecie jest moją pasją nie tylko w sensie samego spożywania, ale również delektowania się nim, czy poszukiwania interesujący faktów z nim związanych. Tadeusz zrobił to genialnie, ale w odpowiedzi na pytanie o to, jak doszedł do tego efektu uśmiechnął się tajemniczo i nie odpowiedział. To uśmiechanie się trwało dwa długie lata. Dziś, dzięki jego pomysłowi sam uszlachetniam nalewki podobnymi dodatkami.

Większość z czytelników kojarzących Tadeusza zna go ze sceny. Ja miałem to szczęście, że pozostając z nim w bardzo dobrej relacji, bez najmniejszego problemu (chciał tylko, by zwróciły się koszty paliwa) uzyskałem jego zgodę na uświetnienie wesela córki występem w chwili jej wyprowadzania z domu i wyjścia z kościoła, a właściwie oliwskiej katedry.

Tadeusz wraz z dwoma muzykantami przyjechali wcześniej, więc dla utrzymania niespodzianki musiałem ich przetrzymać na ogrodzie. Ileż było nerwów, by córka nie dowiedziała się o podstępie, bo panowie sprawdzali strojenie instrumentów, a w mojej dzielnicy rzadko zdarza się by ktoś grał w ogrodzie na trąbce i harmonii.

Jeszcze większe było zdziwienie gości weselnych, gdy pod katedrą zobaczyli bazuny, które niczym siódma trąba jerychońska zagrały w chwili wyjścia młodych z kościoła. Trąba przeznaczona jest do ogłaszania rzeczy najważniejszych i tak się stało. Stało, bo taki był Tadeusz, nie odmawiał, gdy się go prosiło.

Oczywiście, z tyłu głowy mam jego liczne zasługi dla kaszubszczyzny, ale zapamiętam go jako dobrego człowieka, człowieka, który żył swoim życiem i był szczęśliwy, a także wiele szczęścia dawał tym, którzy z nim obcowali.

Wiem i rozumiem, że tam w niebie są chóry anielskie, które choć perfekcyjne z racji tego, że anielskie, które mogą mieć zużyte instrumenty lub mogą nie mieć diabelskich skrzypiec lub bazun, bądź burczybasu, ale to nie jest sprawiedliwe, by celem uzupełnienia palety instrumentów zabierać nam Tadeusza. Przecież wystarczyło złożyć zamówienie. Z pewnością by nie odmówił, a i był z nami kolejne lata.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama