Złote Lwy dla Agnieszki Smoczyńskiej są w pełni zasłużone. To nie tylko świetne artystycznie kino, ale także film, który może przyciągnąć do kin dużą widownię. Ta niezwykła historia o równie niezwykłych ciemnoskórych bliźniaczkach z Walii ma w sobie coś magicznego. „The Silent Twins” jest świetnie opowiedziane i dobrze zagrane. Ale już Srebrne Lwy dla „Filipa” Michała Kwiecińskiego podzieliły publiczność festiwalową. Dla jednych było to dobre antywojenne kino o wojnie, dla innych tylko starannie zrealizowana próba opowiedzenia o wojnie z nieoczywistej perspektywy.
Nasz cieszy fakt, że film „Johnny” Daniela Jaroszka wyjechał z Gdyni z kilkoma nagrodami – m.in. z tą najważniejszą, czyli od publiczności, a także z nagrodą dla Piotra Trojana. Złoty Pazur za odwagę otrzymał Xawery Żuławski i jego „Apokawixa”. Bezdyskusyjną absolutnie nagrodą była ta dla Doroty Pomykały – najlepszej aktorki gdyńskiego festiwalu za „Kobietę na dachu”. I tu nikt nie miał wątpliwości.
Sporym zaskoczeniem był brak niektórych filmów w puli nagród. „Chleb i sól” Damiana Kocura, którego wcześniej nagrodzono na festiwalu w Wenecji, wyjechał z gdyńskiego festiwalu głównie z nagrodą od dziennikarzy. Dziwić może też całkowite pominięcie Jerzego Skolimowskiego, którego film „IO”, prezentowany w Gdyni jest polskim kandydatem do Oscara. „IO” wzrusza, ale widać nie jurorów.
Sama gala była tym razem dość mdła. Brakowało pazura w wypowiedziach nagrodzonych. Laureaci dziękowali głównie rodzinie i kolegom z ekipy, chociaż zdarzyło się, że także… nowemu prezesowi TVP Mateuszowi Matyszkiewiczowi za opiekę nad filmem „Filip”. Najbardziej ciekawymi momentami ceremonii były przemówienia reżysera "Słonia" Kamila Krawczyckiego i kostiumografki "Wesela" Magdaleny Rutkiewicz-Luterek. Oboje nawiązali do sytuacji społeczno-politycznej w naszym kraju.
Napisz komentarz
Komentarze