Pięć lat temu, 26 marca, odszedł Maciej Kosycarz. Masz takie jedno najważniejsze o nim wspomnienie?
Nie mam i nie mogę mieć. Razem z Maćkiem przeżyliśmy ponad 30 lat. Jak więc miałabym mieć jedno wspomnienie? To raczej niekończące się pasmo wspomnień o nim.
Pamięć o Maćku nie ginie dzięki tobie i zdjęciom, o które dbasz. Walczysz o to, żeby przetrwały.
Czasami czuję się jak strażniczka pamięci. Choć bywa, że nie mam siły. Ale wtedy myślę, kto jeśli nie ja? I zbieram się do pracy, o to, żeby te zdjęcia przetrwały.
To nie tylko zdjęcia Macieja, ale też jego ojca Zbigniewa Kosycarza, które wypełniają albumy, wydane przez ciebie. Taki powrót do przeszłości... Czym dla ciebie są te fotografie?
Taką podróżą w czasie, zwłaszcza kiedy oglądam zdjęcia Zbyszka z lat 50. 60. ubiegłego wieku. Bo ja nie znałam tamtego świata. I dobrze jest go poznawać. Ale kiedy patrzę już na fotografie z lat 80., w których dorastałam, to przypominają mi się różne emocje i stany, a także to, czym wtedy żyliśmy. Najciekawsze wspomnienia ożywają, kiedy patrzę na zdjęcia, które robił Maciek. Gdyby nie fotografia, to ta pamięć by umknęła. A dzięki temu, że otworzysz album i zerkniesz na fotografię, to ożywiasz tamten świat i myślisz – no tak, tak było. Tutaj stał ten dom, ta osoba była popularna, takie ubrania były modne itd. Gdyby nie zdjęcia, nasza pamięć byłaby uboższa. Tak myślę.

CZYTAJ TEŻ: Wystawa zdjęć i mural dla Zbigniewa Kosycarza, legendarnego fotoreportera Trójmiasta
Najpierw były albumy ze zdjęciami Zbigniewa Kosycarza – ojca Maćka.
No, nie! W albumach zawsze były zdjęcia i Zbyszka, i Maćka. To w Galerii Sztuk Różnych były na początku tylko zdjęcia Zbyszka. Maciek zawsze na pierwszy plan wysuwał zdjęcia taty. O swoich fotografiach mówił, że muszą jeszcze poczekać, że powinien na nich osiąść kurz historii. Bo na razie są one za świeże.
Świadczy o tym fakt, że Maciej do Galerii Sztuk Różnych przy ul. Ogarnej, którą stworzyliśmy razem z Magdą Benedą, nie wstawił na początku ani jednego swojego zdjęcia. Może jeszcze nie czuł, że jest tak dobry jak tata? Dopiero w 2019 roku wstawił do galerii trzy z tysięcy zdjęć, które sam zrobił.
Maciejowi nie było pewnie łatwo na początku. Jego ojciec w czasach PRL stał się za życia na Pomorzu legendą fotografii. Maciej znane nazwisko już miał, ale musiał zapracować na swoje imię. Wyszedł jednak z cienia ojca.
Miał łatwiej, bo nazywał się Kosycarz, ale też trudniej... W czasach Zbyszka na Pomorzu były trzy gazety i kilku znanych fotoreporterów. Takie nazwiska jak Kosycarz, Lendzion, Kraszewski, Zarzecki znali wszyscy. I każdy chciał się wtedy znaleźć na zdjęciach przez nich robionych i zobaczyć siebie w gazecie. Na dźwięk tych nazwisk wszystkie drzwi się otwierały. Poza tym wtedy był duży szacunek dla dziennikarzy i fotoreporterów. Ci, którzy pamiętali Zbyszka, jego styl bycia i pracę, doceniali to, że Maciej odziedziczył po ojcu pozytywne cechy. Tak jak i on, był wszędobylski. Choć jedno ich na pewno trochę różniło. Maciek był bardziej otwarty w stosunku do osób, którym robił zdjęcia. Szybko przełamywał dystans. Zbyszek nie był aż taki bezpośredni w kontaktach, nieco onieśmielał osoby fotografowane.
.png)
W tym roku mija nie tylko 5. rocznica śmierci Maćka, ale też 100 rocznica urodzin Zbyszka Kosycarza i 80 lat jego pracy. Jak zapamiętałaś teścia? Bo ja z wiecznie przewieszonym aparatem. Żartowaliśmy, że z nim spał…
Oczywiście z aparatem i z tym wiszącym w kąciku ust, a czasami przyklejonym do wargi Carmenem. W domu zawsze się krzątał. Nie mógł usiedzieć w jednym miejscu. Był niezwykle witalny i ruchliwy. I zawsze zainteresowany tym, co się wokół dzieje. Miał też cechę miłą, która powoli u mężczyzn zanika. Był niezwykle szarmancki wobec kobiet. Pamiętam, że w Dzień Kobiet Zbyszek nosił przy sobie czekoladki i częstował nimi wszystkie napotkane panie. Ten zwyczaj przejął po nim Maciek.
Zbyszek miał tę zaletę, że jak go nie wpuszczali drzwiami, wchodził oknem. Gdzie diabeł nie może, tam Zbyszka pośle. Czy masz takie ulubione jego zdjęcia?
Nie mam tych ulubionych, jedynych, bo wśród tysięcy klatek jest nieprzebrane mnóstwo pięknych, ciekawych i unikatowych ujęć. Na dodatek, wiele z nich czeka na odkrycie. Tak, tak - są jeszcze w naszym archiwum fotografie, które nie zostały opisane i zdygitalizowane. A ja lubię zdjęcia rodzinne, które robił Maćkowi i żonie Miłce. Mamy kilka kartonów takich prywatnych fotografii. To zdjęcia w stylu lat 50. i 60. - uchwycone tak, jakby powstawały w studiu.
Spośród zdjęć „nierodzinnych” wybraliśmy kiedyś z Maćkiem złotą kolekcję zdjęć Zbyszka. Takich, które w naszej ocenie są najlepsze z najlepszych, ale to oczywiście bardzo subiektywne zdanie, bo jak z prawie miliona klatek wybrać te kilka naj?

I co na tych zdjęciach jest?
Przede wszystkim człowiek. To było dla Zbyszka najważniejsze. Wiedział, że człowiek jest najważniejszy i to jego chce na fotografii pokazać, ale człowiek zawsze w relacji z otoczeniem. Tłem było miasto tętniące życiem, krajobraz czy budowla, nigdy w oderwaniu sam portret. Wtedy robiło się jedno albo dwa ujęcia, ze względów oszczędnościowych, bo filmy były trudno dostępne i drogie. Trzeba więc było się przyłożyć. I to było faktycznie łapanie chwili jednym naciśnięciem migawki.
Ale to, które zdjęcie jest najlepsze, to subiektywna ocena. Ja lubię jego fotografie, których jest kilka o podobnie zbudowanym kadrze, ale różnych czasach i miejscach przedstawiające młodzieńców, którzy stoją do fotografa tyłem, zapatrzeni, na przykład, na ruiny Gdańska. Ale lubię też sfotografowane przez niego wyjątkowe sytuacje, jak pochód słonia ulicą Długą. Co ciekawe, po latach Maciej zrobił podobne zdjęcie. Tylko, że to były wędrujące wielbłądy na Zaspie. Pewnie te słonie, a potem wielbłądy reklamowały przyjazd cyrku do Gdańska.
Zarówno Zbyszek, jak i Maciek fotografowali nie tylko zwyczajnych ludzi, ale też tych wyjątkowych, którzy przyjeżdżali do Trójmiasta. Dzięki Zbyszkowi mam zdjęcie z hollywoodzką aktorką Jane Fondą, która w połowie lat 80. przyleciała do Lecha Wałęsy w Gdańsku. Zbyszek, jak zwykle, mógł wejść na płytę lotniska i fotografować…
Obaj fotografowali wielkie postaci, które już przeszły do historii – wizytę Fidela Castro czy generała de Gaulle' a itd. Maciej przez wiele lat był znany w Polsce jako osobisty fotograf Lecha Wałęsy. Mógł wejść na urodziny, imieniny czy też śluby w rodzinie Wałęsów. Zawsze zachowywał dyskrecję i nigdy nie pokazywał zdjęć, które by naruszały czyjąś intymność i nie zyskały zgody fotografowanych.
Zapytam o trzecie pokolenie Kosycarzy. Dziadek fotograf, ojciec też, a wnuk Konrad?
Konrad zajmuje się też zdjęciami, tylko... ruchomymi. Pociąga go film. Studiuje reżyserię filmu dokumentalnego w Pradze. Czasami robi zdjęcia i sprawia mu to przyjemność. Ale to nie jest jego ścieżka życiowa. Wybrał inną. Ma za to silne wyczucie dokumentalisty, tak jak dziadek i ojciec. I tak jak oni rejestruje rzeczywistość, to co jest tu i teraz tylko że przy pomocy kamery. Ale może kiedyś wróci do zdjęć. Maciek też na początku nie chciał być fotoreporterem. Zaczynaliśmy od założenia sklepu z płytami i kasetami magnetofonowymi. Życie zdecydowało, że się z fotografią przeprosił. A kiedy już nasze dzieci rosły, to zachęcał Kingę i Konrada do robienia zdjęć. Kupował im aparaty fotograficzne. I one oczywiście zdjęcia robiły. Ale potem się buntowały, mówiąc, że wrócą do tego, jak będą miały na to ochotę. Kinga najszybciej zerwała się z tego „łańcucha" i odłożyła aparat do szuflady. Chociaż Maciej zawsze jej zdjęcia chwalił, bo widzieliśmy, że Kinga ma oko. Teraz sięgają chętniej po aparat, niż kilka lat temu. Być może Maciek niechcący, ale wywierał na nie presję, żeby ktoś po nim przejął schedę.

Ostatecznie wypadło na żonę. Czy na zbliżające się rocznice przygotowujesz jakiś specjalny album ze zdjęciami Macieja i Zbyszka? Czy wszystko co było do pokazania, zostało już pokazane?
Wydaliśmy 21 albumów z serii „Fot. Kosycarz - Niezwykłe zwykłe zdjęcia” i wydaje mi się, że, przynajmniej na razie, seria jest zamknięta. Ale chciałabym, aby powstał album tylko jednego autora, Zbyszka - ze zdjęciami z okazji stulecia jego urodzin. Mam od dawna w głowie taki album w innym formacie, w trochę innej konwencji. Ale czy uda się go wydać? Zależy to m.in. od sponsorów, na których wsparcie liczę. Bo to są duże koszty. A byłoby to uhoronowanie Zbyszka. Planuję też wystawę z jego zdjęciami. Może nie jedną? Muzeum Gdańska włączyło się w obchody stulecia urodzin i przygotowuje wystawę jego zdjęć w czerwcu. Także grupa radnych naszego miasta, oraz Urząd Marszałkowski przychylili się do mojego pomysłu „Stu zdjęć na stulecie Zbyszka”. I marzy mi się, żeby taka wystawa najpierw pojawiła się na Skwerze imienia Maćka Kosycarza przy Podwalu Staromiejskim, a potem objeżdżała różne miejsca Trójmiasta. Mam nadzieję, że uda się to zrobić.
Jest jeszcze promocja książki o Maćku, która zaplanowana jest na 26 marca w Europejskim Centrum Solidarności.
Wiele o książce jeszcze opowiedzieć nie mogę, bo nie jestem ani autorką, ani wydawcą. Ale bardzo cieszę się, że ta książka powstała. Chociaż na początku myślałam, że praca nad nią trwa zbyt długo. Byłam niecierpliwa. Ale okazało się, że to była mrówcza praca Katarzyny Igi Gawęckiej, która przeprowadziła około setki wywiadów z osobami, które Maćka znały, lubiły, ceniły. Z części musiała zrezygnować, bo książka byłaby zbyt opasła. Na razie czytałam jedynie jej fragmenty. To książka nie tylko o Maćku, ale przy okazji wyszedł taki fajny rys naszych czasów, w których dorastaliśmy. Czasów bardzo ciekawych, bo zmian ustrojowych w Polsce, narodzin kapitalizmu. Maciej w tej książce widziany jest różnymi oczami, ale o dziwo, te migawki składają się na jeden spójny obraz. Przy niektórych wypowiedziach jego przyjaciół ryczałam jak bóbr. Ale teraz się uśmiecham. Bo ta książka to taki symbol Maćka – fajnego człowieka, który kochał Gdańsk.
Maciej Kosycarz (1964–2020) – to postać w Gdańsku i Trójmieście doskonale rozpoznawalna. Fotoreporter, założyciel i właściciel agencji KFP, współorganizator Pomorskiego Konkursu Fotografii Prasowej Gdańsk Press Photo im. Zbigniewa Kosycarza (jednego z najstarszych konkursów fotografii prasowej w Polsce), który od 2020 nosi imię Zbigniewa i Macieja, człowiek instytucja. Na Winnej Górze na Siedlcach jest punkt widokowy jego imienia. Wraz z ojcem patronuje jednemu z gdańskich tramwajów. Jego imię otrzymał skwer położony między Podwalem Staromiejskim a ulicą U Furty i Targiem Rybnym. Od kilku lat w bibliotece na Chełmie funkcjonuje Galeria Fotoreporterów im. Macieja Kosycarza.
Z książki Katarzyny Igi Gawęckiej wyłania się bardzo osobisty portret Maćka Kosycarza, ale także dynamiczny portret jego ukochanego miasta – Gdańska, obejmujący lata 1945–2020. A więc okres rozleglejszy, niż wyznaczony biografią głównego bohatera, bo sięgający aż do czasów, gdy najbardziej znanym w mieście Kosycarzem był jego ojciec Zbigniew, również fotoreporter. Jest to również portret pokolenia, którego wczesna młodość przypadła na czasy przynajmniej dwóch przełomów: karnawału Solidarności i zduszenia go przez stan wojenny oraz upadku komunizmu w Polsce.
Napisz komentarz
Komentarze