Czasem daleko pada jabłko od jabłoni. Maciej Płażyński, choć niezmiernie popularny na Pomorzu, uchodził za polityka na wskroś nudnego. Kiedy był marszałkiem Sejmu dostał nawet ksywę „Przerwa” w związku z ciągłym przerywaniem posiedzeń i sprawdzaniem regulaminu. Za to jego syn Kacper, poseł PiS, nie przerywa ani na chwilę. Konferencja prasowa goni konferencję. Z tej gonitwy ostatnio coś mu się chyba pomieszało w papierach i złożył interpelację do ministra infrastruktury w sprawie Centralnego Portu Komunikacyjnego, którą doprawdy trudno interpretować inaczej, niż jako wyraz zwątpienia w uczciwość jego klubowego kolegi, a zarazem lidera PiS w regionie, Marcina Horały. Wyszły z tego nieładne plotki o walce buldogów pod mocno już przetartym i niezupełnie czystym dywanem. Poseł szybko skorygował więc cel i w tym tygodniu ostrze swojej szpady wymierzył prosto w pierś prezydent gdańska Aleksandry Dulkiewicz. Choć może ta metafora nie do końca jest tu adekwatna, bowiem styl ataku kojarzy się raczej z ciosem sztachetą, niż fechtunkiem. Otóż pan poseł postanowił odgrzać temat butelki wódki i dwóch coli, jakie swego czasu całkiem legalnie zakupiła pani prezydent w popularnym dyskoncie. Jeden z portali opublikował wówczas zdjęcie ze sklepowego monitoringu, na którym uchwycono ten sensacyjny fakt. Prezydent podeszła do całej sprawy z humorem, w przeciwieństwie do kierownictwa sklepu, które kwestię wycieku materiałów objętych RODO, potraktowało całkiem serio. No i teraz dowiadujemy się, że kasjerka, którą uznano za winną, została dyscyplinarnie zwolniona. A pan poseł, i mecenas zarazem, postanowił wziąć ją pod swe prawnicze skrzydła.
- W Polsce obywatel nie może być bezbronny w starciu z wielką korporacją i zapatrzonych w siebie polityków - przekonuje zupełnie w siebie niezapatrzony Kacper Płażyński, dodając, że PiS, jako formacja polityczna „stara się robić wszystko by szanse w takich bojach wyrównać systemowo”.
Oj, pewnie miałby coś ten temat wiele do powiedzenia na przykład Emil Ochocki wyrzucony z (wówczas jeszcze polskiego) Lotosu za to, że jego żona zorganizowała w Tczewie akcję protestacyjną Strajku Kobiet.
Póki bezzasadność zwolnienia kasjerki nie zostanie dowiedziona, jedyną osobą faktycznie pokrzywdzoną w tej niby-aferze jest Aleksandra Dulkiewicz.
Żeby było jasne: nie mam pojęcia czy to właśnie ta zwolniona pracownica, dopuściła się naruszenia prawa. Jeśli to nie ona, to z całego serca życzę jej przywrócenia do pracy, z należnym zadośćuczynieniem. Mam jednak niemiłe przeczucie, że to nie czysty odruch serca kazał mecenasowi Płażyńskiemu podjąć się pro bono tej sprawy, ale jej polityczny kontekst. Dodajmy: kontekst doklejony na siłę. Bo przecież, póki bezzasadność zwolnienia kasjerki nie zostanie dowiedziona, jedyną osobą faktycznie pokrzywdzoną w tej niby-aferze jest Aleksandra Dulkiewicz. Tymczasem poseł i sprzyjające mu media wykorzystują okazję by wypominać, że trzy lata temu dorosła kobieta osobiście, choć w asyście ochroniarzy (nie wpadła na to, że można wysłać ich na zakupy samych, jak ma to w zwyczaju Jacek Kurski) kupiła, o zgrozo, 0,7 litra wódki.
Popularny przed laty dziennikarz i bohemista Leszek Mazan mówił mi, że w języku czeskim funkcjonuje idiom: „ten, to by ci podał ciepłe piwo”, jako określenie na kogoś, o – delikatnie mówiąc – niezbyt szlachetnym charakterze. A co myśleć o tych, którzy odgrzewają wódkę?
Napisz komentarz
Komentarze