Gdyby ktoś mnie spytał, kto jest dla mnie uosobieniem buntowniczego ducha rock’n’rolla, bez wahania wskazałbym na Neila Younga. Z urodzenia Kanadyjczyk w połowie lat 60. stał się jedną z głównych figur kalifornijskiej sceny psychodelicznej. Pierwsze sukcesy odniósł z zespołem Buffalo Springfield. Na festiwalu w Woodstock wystąpił jako członek supergrupy Crosby, Stills, Nash & Young. Ale znany jest przede wszystkim z nagrań pod własnym nazwiskiem, względnie z towarzyszeniem grupy the Crazy Horse. Napisał kilka najpiękniejszych („Helpless”, „Heart of Gold”) i najważniejszych ( „Rockin’ in the Free World”, („Hey, Hey, My, My”) piosenek w dziejach rocka. Cytat z tej ostatniej znalazł się zresztą w liście pożegnalnym Kurta Cobaina z Nirvany, w związku z czym Neil miał potem wyrzuty sumienia...
Choć czasy młodzieżowej kontrkultury dawno odeszły w przeszłość Neil, wierny hipisowskim ideałom, nie ustaje w walce o lepszy świat. W latach 60. wspierał studenckie protesty, w kolejnej dekadzie piętnował rasizm, w latach 80. i 90. - narastające nierówności społeczne i komercjalizację muzyki. Z tego powodu nie wystąpił na powtórkach z Woodstock, w 1994 i 1999. W nowym stuleciu zaangażował się m. in. w kwestie ekologiczne. Uzbierał 45 mln dolarów na ratowanie tradycyjnego amerykańskiego rolnictwa. Walczył z eksploatowaniem piasków roponośnych.
Nawet jeśli akcja protestacyjna 76-letniego hipisa nie przyniesie realnego efektu, może on przynajmniej powiedzieć, że próbował.
Jego ostatnia krucjata wymierzona jest w streamingowgo giganta – Spotify. Dwa tygodnie temu wycofał z jego zasobów wszystkie swoje nagrania, nie chcąc by były dostępne na tej samej platformie, co kontrowersyjne podcasty Joe Rogana, rozpowszechniające fałszywe twierdzenia na temat pandemii i szczepień. Spotify wprawdzie zapowiedziało większą dbałość o nierozpowszechnianie dezinformacji, ale ze współpracy z Roganem, mającym 11 mln słuchaczy, rezygnować nie zamierza. Young zaapelował więc do pracowników firmy, by się z niej zwalniali.
Muzycy, zwłaszcza ci mniej popularni, od dawna narzekali, że praktyki Spotify, nie tylko udostępniającego piosenki i inne dźwięki, ale też promującego konkretne nagrania, psują rynek fonograficzny. Z drugiej strony, kto oprze się ofercie zapewniającej - za równowartość kilkudziesięciu złotych miesięcznie - nieograniczony dostęp do niemal całych światowych zasobów muzyki. Stąd pewnie apel Younga do pracowników, a nie użytkowników aplikacji. Ten byłyby z góry skazany na niepowodzenie. Tak czy inaczej, nawet jeśli akcja 76-letniego hipisa nie przyniesie realnego efektu, może on przynajmniej powiedzieć, że próbował.
Co to ma wspólnego z naszym Globusem? Nic, i w tym cały szkopuł. Polscy rockmani może i od czasu do czasu próbują kąsać, ale na to by centralnie uderzyć w system – nawet nie ten światowy, ale ten nasz podwórkowy systemik - odwagi, a przede wszystkim siły, nie mają. To już ambitniej było za Jaruzela.
Napisz komentarz
Komentarze