Stefan W. znów stanął przed sądem. Zeznania świadek
– Pamiętam odliczanie i po odliczaniu człowiek [Stefan W. – dop. 00red.] zaczął przemawiać. Nie mieliśmy świadomości, co się dzieje. Nie pamiętam, co ten człowiek mówił. Trzymał coś w ręce. Myśleliśmy, że to są zimne ognie, bo my wszyscy trzymaliśmy zimne ognie. Potem się okazało, że to był nóż – powiedziała świadek, która wspomniała, że w przeszłości (jeszcze przed tragicznym finałem) pracowała w WOŚP, i zaznaczyła, że nie widziała samego momentu ataku.
Widziała natomiast samo sprowadzanie ze sceny Stefana W., którego prowadzić miało dwóch mężczyzn. Podobne zeznania wcześniej kobieta złożyła w śledztwie. Pamiętała wówczas słowa, które do pojmanego już Stefana W. wypowiedzieć miał jeden z ochroniarzy:
– Teraz się uduś, świnio.
Dopytywana przez oskarżycielkę – prokurator Agnieszkę Nickel-Rogowską z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, przyznała, że po zdarzeniu rozmawiała z konferansjerem, któremu W. na scenie odebrał mikrofon, grożąc nożem. Zaznaczyła jednak, że nie rozmawiała z prowadzącym imprezę o tragedii, do której 13 stycznia 2019 roku doszło na gdańskiej scenie finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, na oczach widzów i w obiektywach kamer.
PRZECZYTAJ TEŻ: Przed sądem zabójca Pawła Adamowicza zamilkł. Co mówił w śledztwie?
Zanim była pracownica zabrała głos, okazało się, że w sądzie nie pojawił się świadek wezwany wcześniej telefonicznie, który „mówił, że będzie na pewno”. Wcześniej lekarze uznali, że oskarżony może uczestniczyć w rozprawie, więc na ławę oskarżonych został wprowadzony Stefan W.
Zabójstwo prezydenta Gdańska. Magdalena Adamowicz nie pojawiła się w sądzie
– „Z przyczyn zdrowotnych, na obecnym etapie świadek nie jest w stanie uczestniczyć w rozprawie i składać zeznań” – wynikało z kolei z pisma złożonego przed poniedziałkową (17 października) rozprawą przez pełnomocnika europosłanki Magdaleny Adamowicz (KO).
Argumentem, który wpływać ma na niezdolność do zabrania głosu w sądzie – nawet zdalnie, przy wykorzystaniu kamery – przez oskarżycielkę posiłkową, a zarazem wdowę po prezydencie, jest fakt, że zeznania mogą u niej „wywoływać zaburzenia” i negatywnie wpływać na jej stan zdrowia. Na poparcie tych twierdzeń reprezentant europarlamentarzystki przesłał do sądu kartę medyczną dotyczącą sytuacji z 10 października z Sopotu. W dokumencie znalazły się apel o odczytanie zeznań złożonych przez Magdalenę Adamowicz jeszcze w śledztwie, i stwierdzenie, że nie jest wykluczone jej stawiennictwo przed sądem na późniejszym etapie sprawy, oraz wniosek o ewentualne przesłuchanie „na końcowym etapie”.
– Prokuratura nie wyraża sprzeciwu, żeby zeznania zostały odczytane, ponieważ pani Magdalena Adamowicz nie była bezpośrednim świadkiem zdarzenia – powiedziała prokurator Agnieszka Nickel-Rogowska, a podobne zdanie wyrazili zarówno obrońca Stefana W., jak i inne strony postępowania.
Stefan W. zabiera głos, wyłączenie jawności na czas przesłuchania dwojga świadków
Jeszcze przed naradą składu orzekającego w tej kwestii, na czas przesłuchania dwojga świadków wyłączona została jawność, a salę musiały opuścić media.
– Egzekucja miała charakter publiczny – argumentował na sali brat Pawła Adamowicza Piotr Adamowicz, poseł Koalicji Obywatelskiej, który „niezrozumiałą” nazwał decyzję o wyłączeniu jawności zeznań świadków (w tym wychowawcy z jednego z zakładów karnych, gdzie przebywał Stefan W.).
Fragmenty rozprawy faktycznie odbyły się „za zamkniętymi drzwiami”. Jednak nim z sali wyproszono dziennikarzy, niepodziewanie stanowisko brata zamordowanego prezydenta poparł… oskarżony. Ze znajdującej się za pancernymi szybami ławy oskarżenia W. wykrzyknął hasło, które – słysząca go lepiej – sędzia Aleksandra Kaczmarek zrelacjonowała jako „powinno być jawne”.
Wcześniej uparcie milczący Stefan W., po raz pierwszy zabrał głos na sali rozpraw niespełna 3 tygodnie wcześniej.
WIĘCEJ NA TEN TEMAT PRZECZYTASZ W ARTYKULE: Zabójca Pawła Adamowicza krzyczał w sądzie „Allah akbar”
– Mówił, że jest papieżem – relacjonował później reakcję Stefana W. na zeznania psycholog, która za barierką dla świadków stanęła bez obecności dziennikarzy, Piotr Adamowicz. – Nie rozumiałem tego, co mówi, bo tam jest szklana klatka. Trudno go zrozumieć, ale mówił, że jest członkiem rodziny watykańskiej, jest papieżem. Chyba rzucił pod adresem sądu: „Uważaj, bo źle skończysz”. Sąd go pouczał, żeby się uspokoił. No i jednak potrafi mówić. Umie, jak chce – dodał.
Piotr Adamowicz: Stefan W. mówił, że jest papieżem
Dopytywany przez dziennikarzy, parlamentarzysta zastrzegł, że zachowanie oskarżonego „zapewne” jest „grą na niepoczytalność”.
– Zabójstwo mojego brata miało charakter egzekucji publicznej i, ponieważ znam materiał dowodowy, nie widzę żadnych podstaw do utajniania większości zeznań składanych przez psychologów. Oczywiście, powinno być wyłączenie jawności w tym momencie, gdy mamy do czynienia z drobiazgowymi opiniami lekarskimi na temat zdrowia psychicznego. Natomiast to, że był leczony na schizofrenię – wszyscy o tym wiedzą. Wyłączenie z tego powodu jawności, że pani psycholog została zwolniona [przez sąd z tajemnicy lekarskiej – dop. red.], jest oczywiście – takie są przepisy – przepisy są idiotyczne. Tylko problem polega na tym, że ta pani ma inne rzeczy ciekawe do powiedzenia, podobnie jak były wychowawca z ZK [Zakład Karny] Przeróbka – pan M., który także miał do powiedzenia wiele interesujących rzeczy, na przykład na temat jego poglądów politycznych, tego, że Jarosław Kaczyński miał być dyktatorem Polski, był ulubionym, że tak powiem, politykiem Stefana W. To są ciekawe rzeczy przecież. Dość istotne światło na obraz, kim jest Stefan W. W tym momencie wyłączenie jawności… Mamy do czynienia, z czym mamy do czynienia – że część opinii publicznej nie może się dowiedzieć, kim jest morderca. Taki jest paradoks prawny – nic na to nie poradzimy – podsumował.
Zeznania świadka-współwięźnia
- Czasami zachowywał się dziwnie. potrafił usiąść na swoim łóżku i gapić się przez kilka godzin w jeden punkt przed sobą, był jakby nieobecny i potrafił się wyłączyć, nic do niego nie docierało, żadne rozmowy czy hałasy, wielokrotnie mówił o karze, jaką odbywał, twierdził, że przez służbę więzienną zepsuła mu zdrowie i schudł o 30 kilogramów – zeznawał na temat Stefana W. 49-latek, który z zabójcą prezydenta Pawła Adamowicza skazanym wówczas na 5,5 roku więzienia za napady na placówki bankowe, w celi spędził kilka miesięcy, gdy sam odsiadywał wyrok 1 roku więzienia. - Jestem pewien, że nie miał konkretnych poglądów politycznych, mówił, że wsadzili go do więzienia za czasów Platformy, ale nie miał nikogo konkretnego na myśli. Wspomniał o tym, ale nie podkreślał tego. Więcej miał pretensji do prokuratorów za to, że został niesprawiedliwie skazany za to, że podczas napadów na banki miał przy sobie tylko pistolet hukowy – dodał.
Współosadzonego określił jako osobę „spokojną i zdyscyplinowaną”. Jak wspomniał, W. w celi studiował i czytał kodeks karny, nigdy nie był agresywny i „na pewno jest inteligentny”. O inteligencji oskarżonego świadczyć może fakt, że świetnie grał w szachy. Z relacji 49-latka wynikało, że nie widział on by Stefan kiedykolwiek korzystał z pomocy psychologa czy psychiatry
- On mówił, że będzie o nim głośno, że będzie przez miesiąc przebywał na wolności, a później wróci na dożywocie, ale nikt go nie traktował poważnie, mówił, że będzie o nim głośno, że wszyscy o nim usłyszą. Ale nie precyzował konkretnie, jakie przestępstwo ma na myśli. Stefana znał cały oddział i wszyscy wiedzieli, że on tak mówił, nie przekazywałem tego wychowawcy. Wychowawcy na pewno o tym wiedzieli, przecież mają swoich ludzi – powiedział świadek, który zaznaczył, że Stefan W. praktycznie w ogóle nie oglądał filmów, a po godzinie 20. chodził spać.
Kolejna rozprawa zaplanowana została na czwartek 20 października 2022 roku.
Napisz komentarz
Komentarze