Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Przemysław Staroń: Pogarda elit wobec religii i tradycji napędza wyborców populistom

Jeżeli ktoś zaczyna „jechać po tobie” w kontekście twojej religijności, reakcją jest obrona, natychmiastowa i bardzo emocjonalna – mówi psycholog i religioznawca, Przemysław Staroń.
Przemysław Staroń
Przemysław Staroń

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Wbrew zapowiedziom o postępującej i – jakoby – nieuchronnej sekularyzacji, religijność, zarówno na płaszczyźnie czysto demograficznej, jak i politycznej wzmacnia swoje znaczenie. Czym to możemy tłumaczyć?

Reklama

Różne osoby wieszczyły koniec religii, natomiast ona wciąż się dobrze trzyma. Wynika to z faktu, że w człowieku jest taka sfera, która jest nie do wyrugowania, którą najkrócej można określić mianem duchowości. Wykracza ona poza wszystkie inne obszary naszej osobowości, poza funkcjonowanie stricte emocjonalne czy moralne. Duchowość to sfera, w której człowiek kontaktuje się najgłębiej ze swoim Ja, stawia fundamentalne pytania – dotyczące tego, kim jest, czy jego życie ma sens, dokąd zmierza etc. I każdy człowiek sobie na to odpowiada na różne sposoby. Przy czym religia nie musi źródłem tych rozstrzygnięć. Człowiek może funkcjonować całkowicie poza religią instytucjonalną, poza religijnością, kultem i może mieć jednocześnie świetnie rozwiniętą sferę duchową. Mówiąc językiem mojej ukochanej matematyki: religijność może się pojawić jako podzbiór w zbiorze duchowości, ale nie musi. A mówiąc technicznie, jeśli już się pojawia, najczęściej jest sklejona z całym naszym funkcjonowaniem, począwszy od cielesności, czego przykładem jest choćby znany z katolicyzmu post ścisły w Wielki Piątek.

CZYTAJ TEŻ: Staroń: Niemożliwe jest wspieranie młodych, jeśli samemu jest się w stanie rozsypki

Statystyki nie pozostawiają wątpliwości. Po religię sięgamy najczęściej. Według badania Changing Global Religious Landscape (2017), 84 proc. ludzi posiada jakąś afiliację wyznaniową. Nigdy nie było aż tylu ludzi wierzących co dzisiaj.

Człowiek jest taką istotą, która potrzebuje upraszczać sobie rzeczywistość. A już w sposób szczególny w czasach, w których żyjemy, w czasach po upadku tzw. wielkich narracji, w czasach nadmiaru, przebodźcowania i ciągłego poczucia zagrożenia. Ludzie obecnie niesamowicie potrzebują azymutów. Te zaś, w postaci odpowiedzi egzystencjalnych czy zasad moralnych, są nam bardzo często dostarczane właśnie przez religie. Religia pełni też funkcje społeczne. „Skleja” ludzi, pomaga tworzyć wspólnoty tych, którzy mają podobną odpowiedź na jakieś czyhające zagrożenie itd. Nie dziwi mnie zatem w ogóle, że w tych czasach, w których mówi się o epidemii samotności, człowiek po prostu dąży do zjednoczenia z innymi wokół różnych form kultowych. Nawet jeśli te czasem bywają bardzo niebezpieczne. Takie religijne kierunkowanie nie musi bowiem dotyczyć wyłącznie potocznie rozumianych bóstw. Kiedy na przykład widzimy u kogoś np. bardzo silne zaangażowanie polityczne, można tam rozpoznać ewidentnie cechy myśloczucia religijnego.

Takich prostych odpowiedzi na nadmierną złożoność rzeczywistości, dostarcza też polityczny populizm, chętnie odwołujący się do rzekomo tradycyjnych wartości, i wykorzystujący religię, jako jedno z narzędzi.

REKLAMA

Bardzo się cieszę, że pan poruszył ten wątek. Zawsze podkreślam, jak istotne – a wręcz kluczowe – do zrozumienia wielu obszarów życia, między innymi polityki, jest zgłębienie mechanizmów religijności. Przypominam sobie sytuację, gdy na czwartym roku studiów psychologicznych na KUL mieliśmy obligatoryjne wykłady z psychologii religii z ks. prof. Markiem Jaroszem. Kolega, który był na specjalizacji psychologia pracy, organizacji i zarządzania, zapytał, po co mu psychologia religii, skoro będzie pracował z biznesem. Wykładowca na to: „Proszę pana, religia to jest coś, co fundamentalnie wpływa na motywację człowieka. Rozjaśnia, dlaczego człowiek coś robi, albo dlaczego czegoś nie robi. Znając te mechanizmy, będzie pan mógł doskonale zrozumieć, dlaczego pana klienci, pana współpracownicy, w różnych sytuacjach podejmują takie a nie inne decyzje”. I to była genialna odpowiedź, którą często cytuję. Gdy więc chcemy zrozumieć np. fenomen Trumpa, musimy poznać specyficzną religijność obywateli i obywatelek Stanów Zjednoczonych. Bez tego kontekstu faktycznie trudno pojąć to, co się tam dzieje. Polecam wydaną przez Czarne książkę „Inwazja uzdrawiaczy ciał. Na manowcach amerykańskiej medycyny”, która pokazuje, jak w związku z rozkładem tamtejszej służby zdrowia ludzie na rozmaite sposoby próbują sobie radzić, co przygotowuje idealne pole dla rozmaitej maści szarlatanów.

Przemyśław Staroń - nauczyciel i wykładowca, z wykształcenia psycholog i kulturoznawca. W 2018 uhonorowany tytułem Nauczyciel Roku. Finalista Global Teacher Prize 2020. Autor książek, współtwórca akcji edukacyjnych i społecznych, m.in. międzypokoleniowego fakultetu filozoficznego Zakon Feniks (fot. Dawid Linkowski)

Amerykanie są tak zdesperowani, że „kupują” religijność Trumpa, choć ta wydaje się być całkowicie koniunkturalna?

REKLAMA

Trump i jego otoczenie mogą mieć religijność zupełnie gdzieś, ale oni po prostu wiedzą, jak wykorzystać mechanizmy psychologiczne, dobrze opisane przez psychologię społeczną i psychologię religii. Znają je, podobnie jak działacze PiS i Konfederacji. Rzecz nie w wiarygodności populistów, ale w tym, przeciw komu występują i jak się zachowują ich przeciwnicy. Chodzi tu o zjawisko, które można zaobserwować także w Polsce: pogardę ze strony elit, nie tylko dla religii, ale dla różnych elementów rzeczywistości, które po prostu odwołują się do tradycji. A na pogardzie, pominąwszy to, że jest ona nieetyczna, nie da się niczego zbudować. Psychologia opisuje zjawisko nazywane reaktancją. To jest opór psychiczny, który rodzi się wtedy, kiedy ktoś zaczyna uderzać w coś, co jest dla nas ważne. A religijność, jak mówiłem na początku, to podzbiór duchowości, sfery, która jest w nas najgłębiej. I teraz, jeżeli ktoś zaczyna „jechać po tobie” w kontekście twojej religijności, twoją naturalną reakcją jest obrona, nierzadko natychmiastowa i bardzo emocjonalna. Dlatego często mówię temu oświeconemu światu, który jest również moim światem, że jeżeli my, ludzie, którzy określają siebie jako liberalnych czy lewicowych, będziemy okazywać pogardę osobom o bardziej umiarkowanych czy bardziej konserwatywnych poglądach, to ich naturalnym odruchem będzie dystansowanie się od nas i, jako że natura nie znosi próżni, podążanie tam, gdzie nikt ich nie atakuje, a wręcz przeciwnie, daje im poczucie zrozumienia. I to dokładnie wykorzystują populistyczni politycy – znają te mechanizmy na wylot. I teraz, jeżeli połączymy to ze wszystkim, co się dzieje na świecie, to proszę zobaczyć, jakie to wszystko jest podobne. Amerykanie tak bardzo mają dość elit, że głosują na ludzi, którzy obecnie tam rządzą, choć wydawać by się mogło, że ich niekompetencja jest oczywista, ba, doszło do tego, że pierwszy raz rządzi prezydent skazany przez sąd. Ale to się dzieje poniżej progu racjonalnego. Wyborcy Trumpa nie są w stanie zobaczyć, że de facto nadal głosują na elity, tylko jeszcze gorsze.

Dobrze rozumiem: pan, gej, nawołuje do szacunku dla czyichś homofobicznych uprzedzeń?

Nie. Wszelkie zło, wszelką przemoc trzeba nazywać po imieniu. Ja nawołuję do zrozumienia mechanizmów, które leżą u fundamentów hejtu i dyskryminacji, a więc homofobii czy transfobii, by dzięki temu zrozumieniu móc skutecznie przeciwdziałać złu i taką homofobię czy transfobię rozbijać w drobny mak. Mam mnóstwo doświadczeń ze spotkań z ludźmi, którzy są naprawdę na antypodach moich poglądów. Ale ja tych osób nigdy nie obrażałem, starałem się natomiast słuchać, co miały do powiedzenia. Gdy był konsultowany model równego traktowania w Gdańsku, jeszcze za życia Pawła Adamowicza, odbyło się publiczne spotkanie w tej sprawie, gdzie było strasznie dużo krzyków. W pewnym momencie podszedłem do grupki przy stoliku edukacji i zacząłem rozmawiać z jedną starszą panią. I po kilku minutach usłyszałem od niej: „Boże, pan jest święty”. Ja na to: „Ale jestem gejem”. A ona: „Nie szkodzi, jest pan świętym gejem”. Innym razem jechałem uberem. To był długi kurs, kierowca próbował nawiązać rozmowę, i mimo że z reguły nie rozmawiam z kierowcami, jakoś tu poczułem, że chyba chłopak tego potrzebuje. Ja go po prostu słuchałem. I w pewnym momencie on mówi coś takiego: „Pan jest taki super. Po raz pierwszy w życiu spotykam człowieka, który mnie słucha, bo ludzie to tak mnie średnio lubią”. „Dlaczego?” – pytam. „Bo wie pan, na przykład dlatego że jestem homofobem”. A ja wtedy, mając świadomość, że ryzykuję wypadkiem drogowym, mówię mu: „A nie przeszkadza panu, że wiezie pan geja?”. Gość najpierw zaniemówił, a potem zaczął mnie przepraszać, miał łzy w oczach. Mam mnóstwo podobnych przykładów z kilkunastu lat nauczania etyki.

Ok, zgadzam się, że sympatyczny gej możne przekonać do siebie osobiście homofoba, czy jakąś mocno religijną starszą panią. Ale gdy dochodzi do podejmowania konkretnych decyzji ustawowych, jak np. legalizacja związków jednopłciowych, konflikt wydaje się nieunikniony.

REKLAMA

Jest coś takiego, co określa się mianem efektu kabiny pilota. Pilot bombowca ze swojej kabiny nie widzi spustoszenia, które sieje, gdy rozpoczyna bombardowanie. Co innego, gdy stanie twarzą w twarz z ofiarą. I jest to potwierdzone w badaniach psychologii społecznej, ale i w życiu. Na przykład moja koleżanka, emerytowana nauczycielka Maria Jaszczyk, zmieniła swoje spojrzenie na świat m.in. pod wpływem rekolekcji Fundacji Wiara i Tęcza (łączącej osoby, które są nieheteronormatywne i jednocześnie wierzące) i stworzyła tęczowe koło gospodyń wiejskich. Gdyby takie mechanizmy zaczęły być realizowane od góry, to sytuacja uległaby znaczącej zmianie. Często powtarzam za Jackiem Kuroniem, że gdy mamy do czynienia z małymi wspólnotami, to ich struktura jest więziotwórcza, natomiast wiele rzeczy przestaje działać, kiedy rzucimy to na większą skalę. To jest tylko i aż tyle: wyskalować to, o czym mówię, na całą Polskę. Zakończę „Diuną”: mając odpowiednią dźwignię, można podnieść planetę. Jeśli na samej górze będzie ktoś, dla kogo dialog i łączenie jest ważniejsze, niż dzielenie i polaryzowanie, ktoś, kto nie waha się nazwać jasno przemocy i jednocześnie nie odziera ludzi z godności, to znalezienie dźwigni będzie najmniejszym problemem.

Reklama Newsletter Zawsze Pomorze - zapisz się
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

"Zakończę „Diuną”: mając odpowiednią dźwignię, można..." 21.04.2025 23:20
To nie "Diuna", to Archimedes...

to co? 21.04.2025 23:00
Wraca "ciepła woda"?

ocieplanie wizerunku? 21.04.2025 22:59
Po co? Za chwilę domknięcie układu, na co wskazują sondaże i prognozy. Przecież wiadomo, że to nie chodzi o pryncypia a o owieczki i wytępienie konkurencji. Nowi kapłani zawsze się znajdą...

jakich elit??! 21.04.2025 22:52
I dlaczego populistom??! Traktowanie ludzi jak niepełnosprawnych umysłowo i poddając ich jawnej opresji poprzez stosowanie powszechnego "wciskania kitu" zawsze spotka się z oporem i przeciwreakcją. Dlaczego to nazywane jest populizmem? Bo ktoś to niezadowolenie i wręcz oburzenie wykorzystał do własnych celów??! To wilcze prawo polityki i historia zna instytucję trybuna ludowego. Niech sprawca takich nastrojów ma do siebie pretensje, bo okazał się na tyle nierozumny, że dał wygrać przeciwnikowi...

aż musiałem w kalendarzu sprawdzić... 21.04.2025 22:46
Wielkanoc to przecież, a nie Bożenarodzenie... I w szczególności to nie Wigilia, gdzie użycie ludzkiego języka ponoć staje się bardziej powszechne... I tak zatwardziały "liberał" i jurgieltnik mówi o "repolonizacji gospodarki" a zawodowy "mieszacz kiślu" we łbach chwali religię... Co jest??! Nowe dragi na rynku? Bo na zmianę frontu przed wyborami to raczej dużo za późno... Pogarda wypływająca z aroganckiej ignorancji nie dotyczy jedynie religii. W ten sposób taktuje się wszelką odmienność stojącą na drodze do realizacji celu. Tylko dlatego, że ignorantowi wydaje się, że wygrana w wyborach daje mu prawo do dowolnego kształtowania rzeczywistości... Polaryzacja społeczeńst jest faktem i wielki w tym udział mają też ludzie, którzy ludzkie zachowania i motywacje traktują przedmiotowo, jak materiał do obróbki i wykorzystania. Dość zrozumiałe jest, że swoje usługi oferują kręgom zbliżonym do tej czy innej "władzy". Tak czynią od wieków, to ich strategia przetrwania. Być blisko możnych, potrzebujących takich czy innych "usług specjalnych". I coś też w legislacji przepchnąć można... "Strzeżcie się Greków, gdy przychodzą z darami"...

Reklama
Reklama
Reklama