Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Wielki Post. Mamy czas, by zobaczyć, co w nas nie działa, co wysysa z nas życie

Jak co roku wyruszamy z Izraelitami w podróż po pustyni. W tym roku jest to wyjątkowo wyrazista podróż przemian i jednoczenia – pisze dominikanin ojciec Piotr Frey.
papieski parasol Dominikanie Gdańsk
(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

Cała podróż zaczyna się od wyjścia z Egiptu, gdzie Izraelici pozostawiają część swojej historii, miejsca i zajęcia, które dobrze znali. Nawet jeśli było im źle, zżyli się z tym miejscem i dobrze je znali. Długo będą Izraelici na pustyni wzdychać za potrawami, które jadali w Egipcie. Ta podróż jest nieoczywista. Bardziej boimy się nieznanego niż złej, starej, ale znanej biedy. Egipt ma w sobie coś prawdziwie atrakcyjnego. Można zgodzić się na zło i własne nieszczęście, w zamian za poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Izraelici niechętnie, wręcz zmuszeni przez Boga, porzucają Egipt, stare życie i nawyki.

Dla nas oznacza to czas, kiedy Bóg rękami rzeczywistości wymusza na nas przemianę. Mamy zobaczyć, co w nas nie działa, na co zwracają nam uwagę, co wysysa z nas życie. To istota nawrócenia, czyli przemiany myślenia o swoim życiu. Chodzi o wyrwanie się z ograniczeń tych wszystkich opowieści, które opowiadamy sobie na swój temat: „Ja tak już mam, od kiedy tylko pamiętam. To się już nie zmieni. Nie uda mi się i nie zdążę tego zmienić”.

Wyjście z Egiptu to odwaga życia w sposób pełniejszy, inaczej niż dotychczas. Dla kogoś będzie to oznaczało wysiłek bycia asertywnym, dla kogoś innego odwagę empatii i ustępowania. Może potrzebuję opanować trudną sztukę odpoczynku, dyscyplinę pracy i odraczania gratyfikacji, albo potrzebuję nauczyć się życia w ciszy, modlitwie i nieuciekania od własnych myśli i pragnień. Cokolwiek by to nie było, gdy próbujemy robić to, czego dotychczas unikaliśmy, czujemy jakbyśmy umierali. Umartwiamy się, aby móc żyć pełniej.

Nie wolno nam odwrócić wzroku od naszych sióstr i braci. Czujemy, że, bez względu na to, ile nas to będzie kosztować, po prostu musimy być teraz razem z Ukrainą. I będzie nas to kosztowało wiele, więcej niż zwykły post, czy jałmużna.

Piotr Frey / OP

Wielki Post to także czas zjednoczenia. Na pustyni powstaje nowy naród. Dwanaście ludów uznaje, że są jedno, bo wspólnie wyznają tę samą wiarę i chcą strzec oraz żyć według tego samego Prawa, nadanego im przez Boga. Odmienność i konflikt interesów poszczególnych pokoleń Izraela doprowadzą w przyszłości do rozproszenia, nieufności i licznych konfliktów. Na pustyni jednak uczą się, że tylko wspólnie, przekroczywszy podziały, mogą stawać przed Bogiem. Moje szczęście nie może się ograniczać do mojego domu. Życie w pokoju wymaga, abym pokochał konkret i ogół ludzi, wśród których żyję. Polskie święte oburzenie potrzeba wymienić na wdzięczność i cierpliwość. Indywidualizm kusi elokwentnie: „Ludzie są głupi i nie sposób im pomóc. Jedyne, co mogę zrobić, to stworzyć sobie ciepłą i miłą enklawę sukcesu i powodzenia, ludzi dobrych i myślących, jak ja”. Ilekroć Izraelici rozchodzili się skłóceni, każdy do swojego namiotu, szybko ponosili tego smutne konsekwencje. Pierwotna praktyka Postu wcale nie miała na celu indywidualnego rozwoju. Kościół pościł za katechumenów, którzy przygotowywali się do chrztu. Poszczono, aby być wspólnie w doświadczeniu drugiego człowieka. Celem nigdy nie była doskonałość, ale miłość.

W tym roku ten aspekt Postu wybrzmiewa wyjątkowo. Wspólnie, w jedności jesteśmy poruszeni cierpieniem i okrucieństwem wojny. To widok sprawiający ból i lęk, a jednak wiemy, że nie wolno nam odwrócić wzroku od naszych sióstr i braci. Czujemy, że, bez względu na to, ile nas to będzie kosztować, po prostu musimy być teraz razem z Ukrainą. I będzie nas to kosztowało wiele, więcej niż zwykły post, czy jałmużna. Wiara jednak podpowiada, że zanurzenie się w całym ogromie ich cierpienia przyniesie nam nie stratę, ale życie bardziej prawdziwe, życie błogosławione.

Izraelici musieli znaleźć w sobie odwagę do wyruszenia w nieznane, i cierpliwość do bycia razem przez obietnicę. Ziemia obiecana, obraz życia, za którym tak tęsknimy, wzywa nawet po wielu latach udręki na nieznośnej pustyni. Bóg wzywa do nadziei i wiary, że jest On większy niż najgorsze wieści z mediów. W najciemniejszej nawet rozpaczy i po największych stratach opowiada On cichym głosem o ziemi obietnic. Przekonuje, wbrew niewierze, cynizmowi i zgorzknieniu, że ona istnieje i że warto do niej iść. Obyśmy dzisiaj usłyszeli Jego głos.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama