Nie jest gdynianką z urodzenia, ale ze świadomego wyboru, przez małżeństwo i decyzję o zamieszkaniu właśnie tutaj, i to w miejscu niezwykłym – w największym domu mieszkalnym przedwojennej Gdyni, tak zwanym Bankowcu na rogu ul. 10 Lutego i 3 Maja. Ta jedna z pereł gdyńskiego modernizmu stała się nie tylko miejscem jej życia, ale i działania. Pomysł powołania w najniższej kondygnacji społecznego Mini Muzeum Modernizmu stał się nie tylko okazją do zebrania i ochrony elementów oryginalnego wyposażenia tego budynku, ale w niezwykły sposób zintegrował jego społeczność. Wszyscy nie tylko zaangażowali się w przekazywanie, gromadzenie i ekspozycję materiałów, ale dzięki niej, zrozumieli, w jak niezwykłym miejscu mają okazję mieszkać. Stąd późniejsza determinacja wspólnoty mieszkaniowej, by wszystkie remonty wszystkich detali robić w uzgodnieniu z miejskim konserwatorem zabytków, rezygnując z drogi na skróty, tańszych, ale barbarzyńskich rozwiązań i parcia ku nowoczesności. Pani Maria Piradoff-Link – bo tak zwie się cicha bohaterka Muzeum, od 13 lat jest społecznym kustoszem tego miejsca, dobrym duchem, osobą pełną serdeczności, otwierającą serce i drzwi dla wszystkich zainteresowanych przenosinami do początków Gdyni. Tę pracę i zaangażowanie doceniają nie tylko sąsiedzi i mieszkańcy, ale także np. kapituła konkursu „Z miłości do Gdyni”, która przyznała jej tytuł „Bohaterki Gdyni”.
Tak, trzeba gdyńskiego wariactwa, by tyle uwagi, czasu i emocji poświęcać jednemu z budynków mieszkalnych. Ale tacy właśnie „wariaci” tworzyli Gdynię i to oni są jej siłą. Gdy ta siła pochodzi od kobiety, jest tym bardziej nie do powstrzymania.
Pani Maria na tę nagrodę bezsprzecznie zasłużyła, o czym miałem okazję mówić jej co roku, już od trzech lat. Co było tą okazją? Ano coroczne zgłaszanie przez gdyńskie stowarzyszenia oraz radnego Trojanowicza jej kandydatury do medalu. Za każdym razem okazywało się, że inne kandydatury, zdaniem radnych „Samorządności” i zarządzającego ich umysłami pana prezydenta, są lepsze i godniejsze. Nawet wtedy, gdy radni musieli zmieniać regulamin w trakcie zgłaszania kandydatur, by móc przeforsować te, które z regulaminem były sprzeczne. Pani Maria z pokorą znosiła te coroczne afronty i co roku dziękowała za zgłoszenie jej kandydatury. W tym roku, aby umożliwić przyznanie pani Marii medalu, stowarzyszenia… nie zgłosiły jej kandydatury. Wtedy – w imię zasady, że jedynie kandydatury „Samorządności” są warte nagrody – panią Marię zgłosiła jedynie słuszna opcja. Na najbliższej sesji rady miasta ci, którzy przez kolejne lata byli przeciwni, rozpłyną się w słowach uznania dla laureatki, nareszcie mogąc uznać niepodważalność zasług, a 10 lutego pani Maria otrzyma to, na co zasłużyła.
Dziwne to nasze miasto, z pokręconą logiką i pełnymi kompleksów i arogancji ludźmi u władzy, ale za to ze wspaniałymi mieszkańcami. To oni tworzą siłę Gdyni, dzięki ich zaangażowaniu, miłości i determinacji sprawy idą do przodu, a gen odwagi i pracowitości jest przekazywany kolejnym pokoleniom.
Pani Mario, dziękuję!
Napisz komentarz
Komentarze