Pierwsza od 100 lat wojewoda na Pomorzu
Beata Rutkiewicz wykonała skok na głęboką wodę. Nie dość, że jest pierwszą od 100 lat kobietą na Pomorzu, która zasiadła w fotelu wojewody, to jeszcze zrobiła to jako osoba bezpartyjna. Co też nie zdarzało się wcześniej w tym gabinecie. Ale po prawie stu dniach urzędowania głosy na temat jej pracy są podzielone. Jedni mówią o niefortunnym wyborze, twierdząc, że co krok to… wtopa. Inni bronią tego wyboru, uważając, że krytyka jej działań na taką skalę jest nieuzasadniona. I że kobiety muszą nadal bronić się przed ostrzałem i dominacją mężczyzn w polityce.
Beatę Rutkiewicz na stanowisko wojewody wyciągnięto troszkę jak królika z kapelusza. Na giełdzie nazwisk długo znajdowali się sami mężczyźni. Ale premier Donald Tusk chciał, żeby to była kobieta. Zaczęły się więc poszukiwania.
- Jest jakaś presja na parytet. Na to, żeby kobietom powierzać ważne funkcje, no i powierzono - mówi jeden z pomorskich polityków, pytany o to, kto „wymyślił” Beatę Rutkiewicz. Jego zdaniem, pomysłodawczyniami są posłanki: Agnieszka Pomaska i Barbara Nowacka. Kiedy walczyły z Szymonem Gajdą, byłym już szefem Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Gdańsku, przy okazji spotkały Beatę Rutkiewicz, która zrobiła na nich dobre wrażenie.
Atomowy początek…
Ale to dobre wrażenie zostało wystawione na szwank już po kilku tygodniach urzędowania. Po spotkaniu wojewody w Chojnicach, pojawiła się informacja o zamieszaniu wokół polskiego atomu. Jeden z portali napisał, że wojewoda pomorska i wicemarszałek woj. pomorskiego Leszek Bonna podważali lokalizację elektrowni jądrowej w Lubiatowie-Kopalinie, optując na rzecz Żarnowca.
Zrobiło się ogromne zamieszanie. Burza pod hasłem, że pomorskie władze chcą przenieść budowę elektrowni w inne miejsce.
Efektem tej wrzawy wokół atomu było oświadczenie Beaty Rutkiewicz informujące, że nieprawdą jest twierdzenie, iż zapadła decyzja o zmianie lokalizacji elektrowni jądrowej na Pomorzu.
CZYTAJ TEŻ: Atomowy bałagan po słowach wojewody. Elektrownia nie na Pomorzu?
Że podczas tego spotkania w Chojnicach wojewoda pomorska wskazała, że w związku z dużą ilością uwag oraz rozmów, które prowadziła, zasadne jest powtórne przyjrzenie się i przeanalizowanie wydanej decyzji środowiskowej dla lokalizacji elektrowni w Lubiatowie. A wszelkie decyzje podejmuje rząd.
Sprawa tak nabrzmiała, że nawet Ministerstwo Klimatu i Środowiska wydało komunikat, w którym jasno stwierdza, że nie ma podstaw do zmiany lokalizacji elektrowni jądrowej w Polsce, zaś decyzja o budowie siłowni w gminie Choczewo na Pomorzu jest ostateczna.
Powołanie robocze…
Tylko co ucichło po atomie, a już pojawił się inny problem. I inna informacja, że wojewoda pomorska Beata Rutkiewicz powołała wojewodę warmińsko-mazurskiego Radosława Króla do rady nadzorczej funduszu ochrony środowiska w Gdańsku. Król za to powołał Rutkiewicz do rady funduszu w Olsztynie.
Co prawda, jeszcze przed wyciekiem informacji do mediów, oboje wycofali się z tych rad nadzorczych, ale w kuluarach niesmak pozostał. Te wzajemne nominacje wywołały zdziwienie, a nawet złość u części działaczy Platformy Obywatelskiej na Pomorzu.
Zapytaliśmy panią wojewodę, czy to wzajemne powoływanie się do rad nadzorczych nie uważa za błąd? A jeśli tak, to czy czegoś ją nauczył?
- Moje zawodowe doświadczenie w zakresie ochrony środowiska, pozyskiwania i wykorzystywania funduszy europejskich oraz długoletnia praca na rzecz dobrostanu Pomorza pozwalają mi z całą pewnością pełnić przeróżne funkcje. W przypadku funduszu ochrony środowiska, jak wielokrotnie podkreślałam, wzajemne powołanie miało charakter roboczy i wynikało z bezpośredniej potrzeby przeprowadzenia pilnych zmian kadrowych w instytucjach podległych. Zarówno ja, jak i wojewoda Król, mieliśmy na uwadze, że te powołania miały charakter techniczny, ze względu na wymagający czasu proces poszukiwania najlepszych, możliwych kandydatów do naszej reprezentacji – odpowiedziała wojewoda.
Dyplom MBA
Kiedy wybuchła afera wokół Collegium Humanum pod lupę wzięto polityków, którzy na tej uczelni uzyskali dyplom MBA, który potencjalnie otwiera drogę do zasiadania polityków w państwowych spółkach. Okazało się, że wśród absolwentów tej uczelni, która jest pod lupą prokuratury, są nie tylko działacze PiS. Tytuł MBA uzyskała na tej uczelni uzyskała także wojewoda pomorska Beata Rutkiewicz. A studia opłacił jej Urząd Miasta Wejherowa,w którym sprawowała wcześniej funkcję wiceprezydenta.
Rzecz w tym, że premier Donald Tusk zagotował się po tej aferze i zarządził przyjrzenie się dyplomom kandydatów do spółek Skarbu Państwa.
Pytana przez nas wojewoda, czy nadal chwali sobie dyplom MBA, czy może w sytuacji, kiedy wokół tego jest taka afera, ten dyplom jej raczej szkodzi, odpowiada:
- Poszłam tam po wiedzę, z pasji do nauki i chęci poszerzenia moich horyzontów. Nie przyświecał mi cel polityczny. Uczestniczyłam w pierwszej edycji studiów MBA na Collegium Humanum. Studia obejmowały dwa pełne semestry i zakończyły się 29.06.2019 rok. Poziom wykładów i ćwiczeń, w których uczestniczyłam stacjonarnie, był satysfakcjonujący.
Poszukiwania patronki
Porządki nowa pani wojewoda zaczęła od gabinetu. Zdejmując tabliczkę, którą zawiesił poprzednik z PiS, upamiętniając wizytę prezydenta Andrzeja Dudy w urzędzie. Zdecydowała też, co elektorat PiS wzburzyło, że sala prezydialna nie będzie już nosić imienia Lecha Kaczyńskiego.
Beata Rutkiewicz tłumaczyła nam wówczas, że ma prawo do podejmowania własnych decyzji. A o zmianie patrona sali nie była podyktowana polityką ani niechęcią do prezydenta Lecha Kaczyńskiego z jej strony.
- Lecha Kaczyńskiego ceniłam. Uważałam go za człowieka mądrego i wyważonego, którego decyzje nie zawsze podobały się jego obozowi politycznemu – mówiła.
I dalej stwierdziła: - Wiem, że to stanowisko rotacyjne i mogę bardzo szybko przestać być wojewodą. Ale chciałabym w tym urzędzie uhonorować przynajmniej jedną z kobiet związaną z Pomorzem. Patronkę tej sali wybierzemy po konsultacjach z różnymi środowiskami.
Po prawie stu dniach urzędowania prace nad szukaniem patronki nadal trwają.
- Szukamy najlepszej nazwy. Chciałabym, żeby była to kobieta. W regionie mamy przecież tyle zasłużonych kobiet, że wspomnę tylko Elżbietę Koopman-Heweliusz, czy Clarę Stryowski-Baedeker. A może, po prostu, będzie to sala Pomorzanek. Jeszcze nie zdecydowaliśmy – odpowiada Beata Rutkiewicz.
Czuje samorząd, ale nie ma doświadczenia w polityce
Jerzy Budnik, przed laty prezydent Wejherowa i były poseł Platformy Obywatelskiej, mieszkający w Wejherowie mówi, że Beata Rutkiewicz kiedy była wiceprezydentką, miała opinię solidnego i pracowitego urzędnika. I to mówili nie tylko ci, którzy byli skazani na bliższą współpracę z ratuszem, ale też niektórzy radni z opozycji.
- Natomiast ona od samego początku do końca trzymała się albo była trzymana z dala od polityki miejskiej. Może to wynikało z faktu, że nie była mieszkanką Wejherowa, tylko dojeżdżała tu do pracy. Może to był jej wybór, a może taki wymóg postawił przed nią prezydent Krzysztof Hildebrandt? W każdym razie nie angażowała się w politykę. Zajmowała się pracą urzędniczą – opowiada Budnik.
I dodaje: - Przypominam historię, kiedy kandydowała do rady miasta, mając fikcyjny meldunek. Pisały o tym lokalne media. Ale rozeszło się to, mówiąc potocznie, po kościach. Ludziom się to jednak nie podobało, bo pewne standardy powinny obowiązywać. To zresztą było całkiem niepotrzebne. Bo w tamtym czasie pozycja obozu prezydenta Hildebrandta była dość mocna. Ale oczywiście chodziło to, żeby ona, jako osoba dość rozpoznawalna w Wejherowie, przez sam fakt, że pojawiała się dzięki swojej pracy w mediach, „ciągnęła” listę. A potem wiadomo było, że z tego mandatu i tak zrezygnuje.
- Ten brak doświadczenia w polityce pani wojewody daje o sobie znać. Gdyby była bardziej wprowadzona w arkana polityki, które mają swoje reguły, zasadę i specyfikę, może nauczyłaby się tego myślenia i działania politycznego do przodu. Bo polityk musi wiedzieć, jakie skutki wywoła jego słowo, zachowanie czy gest – tłumaczy Jerzy Budnik.
ZOBACZ TEŻ: Reprymenda dla Leszka Bonny. Chodzi o słowa wicemarszałka o elektrowni w Żarnowcu
Ryszard Świlski, obecnie senator KO, a wcześniej samorządowiec twierdzi, że nowa wojewoda czuje samorząd i jest w tej sferze aktywna. Nie stroni od ludzi, spotyka się w każdym, możliwym czasie. Urząd wojewódzki pod jej rządami jest otwarty i on to ceni.
Na pytanie o zamianę w radach nadzorczych, odpowiada: - Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie popełnia błędów. Tak to traktuję.
MBA? - Tu jest długa kolejka. Mnie w niej pani nie znajdzie. Ale najłatwiej znaleźć źdźbło w cudzym oku, kiedy ma się belkę. Dałbym kredyt zaufania z wiarą, że to co trzeba doszlifować będzie doszlifowane - puentuje.
Pomaska: Kobietom próbuje się udowodnić, że nie nadają się do polityki
Agnieszka Pomaska, posłanka Platformy Obywatelskiej, słysząc o wyboistej studniówce wojewody pomorskiej, odpowiada pytaniem: – Nie ma pani wrażenia, że kobietom w polityce częściej próbuje się udowodnić, że się do tego nie nadają?
Przyznaje, że wspierała tę kandydaturę na wojewodę.
- Szukając kandydatury na to stanowisko mieliśmy poczucie, że znowu w grze są sami mężczyźni. Wcześniej nie znałam osobiście pani wojewody, ale kiedy pojawiła się jako kandydatka, to uzyskała moje wsparcie. Zwłaszcza, że nie wszystkim się podobała, tworzono wokół różne nieprawdziwe historie - odpowiada.
CZYTAJ TAKŻE: Pomorski Urząd Wojewódzki ma już wicewojewodów
Na pytanie, czy rzeczywiście gdyby to był mężczyzna, to nie wyciągano, by mu tej próby zamiany miejsc w radach nadzorczych, czy dyplomu MBA, Agnieszka Pomaska tłumaczy: - W przypadku MBA, to nikt nie odbiera pani wojewodzie kompetencji i doświadczenia, a w sprawie atomu przypisano jej słowa, których ona nie wypowiedziała. Myślę, że są osoby, które chciałyby udowodnić, że pani Beata Rutkiewicz nie nadaje się na to stanowisko. Uważam, że krytyka jej działań na taką skalę jest nieuzasadniona. Wracam właśnie z wykładu pani Olgi Tokarczuk, w którym jasno wybrzmiało, że my kobiety musimy nadal bronić się przed ostrzałem i dominacją mężczyzn także w polityce.
100 dni wojewody. Co udało się jej zrobić?
Wojewoda Beata Rutkiewicz pytana przez nas, co udało jej się przez te sto dni zrobić, odpowiada:
- Przede wszystkim otworzyłam urząd wojewódzki w Gdańsku, sprzed drzwi wydziałów zniknęły domofony, a mój kalendarz spotkań pęka w szwach. W gmachu pojawiły się unijne flagi, bo jestem Kaszubką, jestem Polką, ale jestem też Europejką. Nawiązałam i podtrzymuję relacje z kobietami w regionie. Na bieżąco spotykam się i rozmawiam z ministrą Barbarą Nowacką, posłanką Agnieszką Pomaską, wiceprezydetką Gdyni Katarzyną Gruszecką-Spychałą i wieloma innymi działaczkami z Pomorza. Wspieram wysiłki na rzecz utworzenia obszaru metropolitalnego. Wyrosłam z samorządu, więc każdego dnia uczestniczę w spotkaniach na szczeblu lokalnym.
Dwie, trzy najważniejsze sprawy?
- To niemożliwe do wskazania. Nasz region jest tak rozległy, a poprzednicy zostawili po sobie tyle niedokończonych tematów, że o dwóch, trzech sprawach rozmawiam jeszcze przed śniadaniem. Ale najważniejszymi tematami na dziś są budowa elektrowni jądrowej, farmy wiatrowe na Bałtyku oraz protesty rolników - kończy.
Napisz komentarz
Komentarze