Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

O muzyce nade wszystko. Opole: między stolicą a zapyziałym zaściankiem

Popularny krytyk muzyczny Jerzy Waldorff, którego publikacje wywierały wpływ na życie muzyczne w Polsce w latach 1939-1999, czyli przez lat sześćdziesiąt, określił Opole, gdzie od sześćdziesięciu lat odbywają się festiwale, mianem stolicy polskiej piosenki. Zarówno koincydencja (i tu, i tam sześćdziesiąt), jak samo dumne miano wywołały u mnie gorzkie refleksje, po pierwszym koncercie festiwalowym w piątek 9 czerwca, zatytułowanym „Od Opola do Opola”. Jakże łatwo utracić dobre imię, w roku jubileuszu, i z pozycji stolicy trafić do kategorii zapyziałego zaścianka! Piątkowy koncert, a jakże, wspomnieniowy, był bowiem jednym pasmem kompromitacji, niekompetencji i braku pomysłu na formę.

Na szczęście przynajmniej w części odsunął w sferę niepamięci owo nieszczęsne wydarzenie koncert niedzielny, również poświęcony wspomnieniom i całkiem udanie przypominający wybitne interpretacje minionych sześćdziesięciu lat, z naciskiem na rolę, jaką festiwal opolski spełniał w promocji wartościowej muzyki popularnej od swych początków do końca XX wieku. Warto zwłaszcza przypomnieć, że na festiwal w roku 1967 (a więc za czasów reżimu gomułkowskiego, który nie był przyjazny dla właśnie dojrzewającego polskiego big-beatu) dopuszczono na opolską scenę i do transmisji telewizyjnej koncertu sporą grupę młodych artystów z big-beatowego środowiska. Triumf zespołów młodzieżowych zrewolucjonizował polską scenę muzyczną. Przypomnę: Niemen i „Dziwny jest ten świat”, Czerwone Gitary z dwunastoma piosenkami (!), Niebiesko-Czarni, Skaldowie, plus plejada młodych wokalistów wyrosłych na rock and rollu.

Zacząłem od tegorocznego falstartu i do niego wrócę, by pokazać, jak nie powinno się produkować bubli i pokazywać ich w TVP, mając pod ręką setki znakomitych, pamiętnych interpretacji, zapisanych w historii powojennej polskiej piosenki.

Od czasu do czasu z recenzenckiej ciekawości oglądam spektakle produkowane przez TVP: wszystkie są ułożone według tego samego klucza. Artyści i orkiestra to zaledwie dodatki do występów tancerzy, feerii świateł i najczęściej kiczowatych prezentacji przeniesionych z komputera. Plus jakieś wystrzały słupów ognistych…

Oto więc lista błędów i niewłaściwych decyzji artystycznych. Tegoroczny festiwal miał być, ze względu na jubileusz, wspomnieniem najwartościowszych i najciekawszych prezentacji z całego sześćdziesięcioletniego okresu. Można było się zastanawiać czy skorzystać z możliwości zaprezentowania wciąż żyjących dawnych gwiazd, czasem mocno leciwych? Czy raczej dawne przeboje podawać w nowych interpretacjach młodych artystów? Zamiast się nad tym zastanawiać, producent inauguracyjnego koncertu (podejrzewam tu rękę Marka Sierockiego, który wie, jak można zarabiać na kiczowatej muzyce pop, ale na sztuce zna się tak jak ja na piłce nożnej, czyli wcale) postanowił nie wiedzieć czemu posłużyć się kluczem jubileuszy niektórych wykonawców. Temu przybyło lat dziesięć od debiutu, innemu trzydzieści od nagrody, itd. Wystąpili więc z własnej nieprzymuszonej jubileuszowej woli m.in. grupa Pectus, Oddział Zamknięty, Zakopower czy Golec Orkiestra. Zestaw pozornie interesujący, ale tylko dla tych, którzy tego koncertu nie słyszeli. Bo tych i kilku jeszcze innych wykonawców „obdarzono” aranżacjami, które zabijały ich indywidualne brzmienia i sceniczny image. Od czasu do czasu z recenzenckiej ciekawości oglądam spektakle produkowane przez TVP: wszystkie są ułożone według tego samego klucza. Na scenie big-band lub jakaś mniejsza sekcja dęciaków, obowiązkowo prostacko zaaranżowana orkiestra smyczkowa. Te brzmienia dominują, więc oryginalnym wykonawcom odbierają właśnie ich oryginalność. Ale i tak widz ma wrażenie, że owi artyści, i orkiestra, to zaledwie dodatki do występów tancerzy, feerii świateł i najczęściej kiczowatych prezentacji przeniesionych z komputera. Plus jakieś wystrzały słupów ognistych… Zniszczono ten koncert dodatkowo nieudolną konferansjerką i występami Sierockiego, który nie wiedzieć czemu podawał wyniki zagranicznych notowań sprzedaży hitów, nijak z Opolem nie związanych.

Zakończę jednak akcentem pozytywnym. Oto bowiem dwa dni później przeniesiono jakby z innej planety koncert prawdziwie jubileuszowy, z niezłymi występami weteranów polskiej piosenki dobiegających osiemdziesiątki, ale i nowymi interpretacjami dawnych przebojów. Wśród wielu interesujących interpretacji dwie były absolutnie genialne: Edyta Górniak śpiewająca piosenki z repertuaru Ireny Santor i Justyna Steczkowska interpretująca „Dziwny jest ten świat”.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama