Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Schronienie i wsparcie czekały obok Niebieskiej Karty. Co poszło nie tak, gdy z dziećmi wylądowała na bruku?

Wyszła na zakupy i z dwójką dzieci została na ulicy, bez dostępu do mieszkania, dorobku całego życia czy nawet szczoteczki do zębów. Z tej, niewyobrażalnie trudnej sytuacji, udało się ostatecznie jakoś wybrnąć, a pani Agata z Gdańska – dosłownie - na nowo mebluje sobie życie.
Schronienie i wsparcie czekały obok Niebieskiej Karty. Co poszło nie tak, gdy z dziećmi wylądowała na bruku?

Autor: Pixabay

- Córkę, która na klatce schodowej została z dziewczynkami w lekkich wiosennych ubraniach, tak jak stała, udało nam się jakoś wspólnymi siłami przenocować. Kupiliśmy też im jedzenie czy bieliznę na zmianę, ale co mają zrobić kobiety, które bez wsparcia rodziny i znajomych spotka podoba sytuacja? - denerwuje się pani Elżbieta, która chce by sprawę nagłośnić, żeby uwrażliwić ludzi i instytucje na podobne dramaty. - Czy w Gdańsku nie ma przygotowanego żadnego miejsca, by udzielić schronienia w podobnych „awaryjnych" sytuacjach? Czy nie ma żadnego systemu procedur i mechanizmu interwencji? - dodaje.

Na te pytania odpowiedzi szukaliśmy właśnie we wspomnianych instytucjach.

Bezradność

Pani Agata, wspólnie z partnerem – Adamem i, uczęszczającymi do szkoły podstawowej, córkami od 8 lat mieszkała w bloku, w jednej z południowych dzielnic Gdańska. Pewnego dnia, na przełomie maja i czerwca, gdy po południu wróciła z 2-godzinnych zakupów, zastała wymienione zamki w drzwiach, a przebywający wewnątrz, będący pod wpływem alkoholu, Adam nie chciał jej wpuścić do środka. Jak się dowiadujemy, w ostatnim czasie mężczyzna nie sprawiał problemów, bowiem od 2 lat pracował za granicą, jednak już wcześniej z jego strony w relacji pojawiała się przemoc psychiczna i sytuacje odmowy wpuszczenia do domu, dlatego pani Agata, za radą Centrum Praw Kobiet w Gdańsku próbowała założyć Niebieską Kartę.

- Na komisariacie usłyszała, że nie może tego zrobić, gdyż nie chodzi o jej męża, co niezbędne dla założenia karty, a ona może się przecież wyprowadzić. To nie była prawda – zaznacza pani Elżbieta, do której bezradna córka zadzwoniła spod zatrzaśniętych drzwi.

Jak relacjonują kobiety, pierwszym odruchem był telefon pod numer alarmowy 112 z prośbą o interwencję, a w odpowiedzi - informacja, że zgłoszenie należy złożyć osobiście na komisariacie, gdzie razem pojechały. Tam, Agata miała usłyszeć od dyżurnego, że zawiadomienie nie może zostać przyjęte – nie ma ona bowiem tytułu prawnego do mieszkania. Faktycznie, kobiety przyznają, że w spółdzielczym lokalu ojca Adama, który 30 lat temu wyjechał za granicę, zamieszkiwała bez aktu własności i zameldowania.

- Utrzymuję się z zasiłku i kilkuset złotowych alimentów na dzieci. Nie pracuję, bo młodsza z córek dużo choruje, a pracodawcy nie są zainteresowani zatrudnianiem matek, które już po kilku dniach znajdą się na zwolnieniu ze względu na chorobę dziecka – tłumaczyła pani Agata. - Nie mam innego mieszkania ani oszczędności, które pozwoliłyby mi jakieś wykupić, a wynajmujący na prywatnym rynku nie chcą lokatorów w postaci samotnej matki z dwójką dzieci – zastrzegła.

Podstawą do przyjęcia zgłoszenia, którą - według relacji kobiet - zgodził się uznać oficer dyżurny policji, była Niebieska Karta, której założenie wiązało się jednak 3-godzinnym oczekiwaniem.

- Na komisariacie była już z nami, odebrana ze szkoły, młodsza z córek - Ola. Później, razem z nią wróciłyśmy do mieszkania. Adam był już bardzo pijany, nie odbierał telefonu i nie reagował na pukanie, bełkotał coś przez drzwi. Ola płakała, że chce do toalety. Niestety nie została wpuszczona do własnego domu – słyszymy.

Około godziny 21. Agata znów zadzwoniła pod 112. Pomogli sąsiedzi, którzy w oczekiwaniu na patrol zaprosili na herbatę do siebie, ale gdy po 2 godzinach policjanci wciąż nie przyjeżdżali, Olę z mamą trzeba było awaryjnie ulokować na noc u znajomych. Po kolejnych 2 godzinach: 47 minut po północy, zadzwoniła dyżurna z numeru 112, pytając czy wciąż czekają z dzieckiem na klatce schodowej i radząc by zadzwoniła w ciągu dnia, bo wtedy łatwiej o patrol.

Zbyt świeże

Nazajutrz z wycieczki szkolnej wróciła starsza z córek pani Agaty, która z kolei wróciła na klatkę bloku, gdzie przemieszkała 8 lat.

- Patrol, który tym razem przyjechał na miejsce stwierdził, że nie ma innej możliwości, oprócz pukania, a gdy funkcjonariusze usłyszeli relację dotyczącą sytuacji, naciskali, by córka przedstawiła tytuł prawny do mieszkania. Powiedzieli, że bez tego wezwanie ślusarza, który mógłby „przywrócić posiadanie" - co jest zgodne z prawem - zostanie potraktowane jak włamanie, a następnie, że „nic nie mogą" i sugerowali kontakt z komornikiem – wspomina pani Elżbieta. - Usłyszałyśmy, że jedyną możliwością jest teraz złożenie na komisariacie zawiadomienia o przetrzymywaniu i niewydaniu własności – zaznacza.

Kolejna wizyta na policji – jak twierdzą kobiety - niewiele dała, podobnie jak założona dzień wcześniej Niebieska Karta, bowiem od dyżurnego miały usłyszeć, że ona już nie obowiązuje, ponieważ Agata… przestała wczoraj mieszkać pod wskazanym w niej adresem.

- Po około 1,5 godzinie oczekiwania, by złożyć zawiadomienie o przetrzymywaniu i niewydaniu własności, pojawił się dzielnicowy, który stwierdził, że sprawa jest „zbyt świeża" by to zrobić – słyszymy.

Nie na wiele zdać miał się również telefon pod numer interwencyjny Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie: 797-909-112 z plakatu umieszczonego na komisariacie. MOPR, jak mówią kobiety, oferował jedynie pomoc psychiczną lub prawną.

- Jestem zdruzgotana tym, że w tak dużym i wydawałoby się otwartym na pomoc mieście jak Gdańsk, w kryzysowej sytuacji kobieta z dziećmi liczyć może tylko na pomoc psychologiczną lub prawniczą – podkreślała Agata.

Finalnie Elżbieta złożyła skargę na działanie funkcjonariuszy do Komendy Wojewódzkiej Policji, a dziewczynki z matką noc znów spędziły u rodziny i znajomych, którzy pomogli kupić świeże ubrania i środki czystości. Zaś wieczorem tego dnia Adam przysłał SMS, w którym zadeklarował, że może wydać Agacie i córkom należące do nich przedmioty.

Instytucje

- [Data] około godziny 17. do Komisariatu Policji I w Gdańsku zgłosiła się kobieta, która zawiadomiła o znęcaniu psychicznym nad nią przez partnera. Policjanci przyjęli od pokrzywdzonej zawiadomienia, wszczęli procedurę „Niebieskie Karty" oraz sporządzili druk szacowania ryzyka. Tego samego dnia o godz. 21. policjanci odebrali od kobiety zgłoszenie, że partner nie chce wpuścić jej do mieszkania. Jeden z patroli realizujących pilne interwencje został skierowany na miejsce najszybciej, jak było to możliwe. Kobiety nie zastano, policjanci skontaktowali się z nią telefonicznie i ustalili, że przebywa u znajomej – relacjonuje, pytany o sprawę pani Agaty, asp. sztab. Mariusz Chrzanowski, oficer prasowy Komendanta Miejskiego Policji w Gdańsku.

Funkcjonariusz potwierdza, że następnego dnia kobieta zgłosiła, że nie może zabrać z mieszkania swoich rzeczy. - Na miejsce został skierowany dzielnicowy, jednak nikt nie otworzył w mieszkaniu drzwi. Zgłaszającą poinformowano o przysługujących jej prawach oraz o dalszym toku postępowania. Ponadto dzielnicowy w ramach procedury „Niebieskie Karty" przeprowadził rozmowę z pokrzywdzoną, wskazując jej placówki pomocowe, przeprowadził wywiad oraz uzyskał informację na temat jej miejsca pobytu – wymienia.

Zgodnie z relacją oficera prasowego, 2 dni później dzielnicowy ponownie skontaktował się z panią Agatą „w celu ustalenia stanu bezpieczeństwa osoby, co do której istnieje, podejrzenie, że jest dotknięta przemocą w rodzinie”. Miał się wówczas dowiedzieć, że kobieta zabrała z mieszkania byłego partnera rzeczy oraz wynajęła inne mieszkanie, w którym przebywa z dziećmi.

- Dzielnicowy ponownie poinformował kobietę o przysługujących jej prawach, wskazał placówki pomocowe, poprosił też, aby pozostała w kontakcie z dzielnicowym oraz MOPR. Kobieta oświadczyła, że nie potrzebuje żadnej pomocy ze strony policji – wskazuje asp. sztab. Mariusz Chrzanowski, który zaznacza, że od początku roku pod wskazanym adresem [Adama] policjanci nie odnotowali innych zgłoszeń.

Sylwia Ressel, rzeczniczka Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Gdańsku, potwierdza, że Ośrodek Interwencji Kryzysowej MOPR telefon od Pani Agaty otrzymał drugiego dnia, gdy nie mogła wejść do mieszkania.

- Osoba dzwoniąca (nie podała nazwiska) przekazała, że nie może się dostać do mieszkania, gdyż partner wymienił zamki w drzwiach, a są tam rzeczy dzieci. Pracownica OIK poradziła więc, by natychmiast w takiej sytuacji wezwać służby (policję), które mają możliwość interwencji. Nie może być przecież tak, że człowiek nie może wejść do własnego mieszkania – zaznacza Sylwia Ressel, która zastrzega, że to było całe zgłoszenie, a podczas krótkiego połączenia osoba dzwoniąca nie zostawiła żadnych danych kontaktowych.

Rzeczniczka MOPR przekonuje, że instytucja „pomaga każdej osobie w Gdańsku, która znalazła się w sytuacji nagłej, ekstremalnej, trudnej życiowo”. - Oferta obejmuje wsparcie w postaci schronienia, także m.in. bezpłatną pomoc psychologiczną, prawną, finansową oraz żywnościową. Udzielając schronienia OIK wyposaża osobę potrzebującą w suchy prowiant, środki czystości, a nawet w ubranie jeśli tylko jest taka konieczność. Każda sytuacja rozpatrywana jest indywidualnie. Czasem potrzebne są też: pomoc psychologiczna, bezpłatna prawna - by załatwić jakieś istotne sprawy formalne. Zawsze odbywa się konsultacja, podczas której specjalistki i specjaliści OIK ustalają potrzeby, weryfikują zasoby i możliwości, by wspólnie z podopieczną/podopiecznym ustalić plan działania – tłumaczy.

Epilog

Zawiadomiona o sytuacji pani Agaty Sylwia Ressel zareagowała błyskawicznie prosząc o jej dane kontaktowe lub by to kobieta skontaktowała się z pracownikami OIK bezpośrednio przy placu Gustkowicza 13 w gdańskim Nowym Porcie albo telefonicznie pod numerem 58-511-01-21 czy całodobowym 797-909-112.

- Jeśli tylko trzeba będzie pomóc, to adekwatne wsparcie zostanie niezwłocznie uruchomione – zapowiedziała.

Adam zgodził się wydać przedmioty należące do byłej partnerki i dzieci, a Agacie, udało się znaleźć kawalerkę, w której zdecydowała się zamieszkać z dziewczynkami. Wciąż brakuje jej części wyposażenia – m.in. łóżka, ale liczy na to, że stopniowo zadomowi się w nowym miejscu. Spotkała się z pracownikami MOPR-u, którzy zadeklarowali, że może liczyć na potrzebne wsparcie i mają odwiedzić ją w najbliższym czasie.

Wakaty i braki kadrowe w policji nie są tajemnicą. Nieoficjalnie funkcjonariusze tłumaczą, że gdy brakuje ludzi konieczna jest tzw. gradacja zgłoszeń, więc patrole wysyłane są w pierwszej kolejności tam, gdzie występuje np. zagrożenie zdrowia i życia.

Gdański MOPR, osoby doświadczające agresji (zwłaszcza w rodzinie) zachęca do kontaktu ze wspomnianym już dwukrotnie numerem: 797-909-112 i zapewnia, że nie odmówi pomocy – potrzebuje jednak informacji, których w tej sprawie miało początkowo zabraknąć. Podobnego wsparcia udzielić powinny również pozagdańskie odpowiedniki tej instytucji, a więc miejskie i gminne ośrodki pomocy społecznej, a pod numerem 800 120 002 - Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia".

* Wszystkie imiona (prócz reprezentantów instytucji) zostały zmienione


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama