Sopockie Ogniwo w lipcu po raz drugi z kolei zdobyło tytuł mistrza Polski. W Europie nie ma on jednak większego znaczenia, bo rozgrywki pucharowe w Europie są niejako zarezerwowane dla drużyn z krajów, gdzie rugby ma albo większa tradycję, albo większych sponsorów. Sytuacja ze zdobyciem przez Arkę drugiego z rzędu tytułu mistrzowskiego w 2005 roku nasuwa pewne analogie do obecnej sytuacji Ogniwa. Sopocka drużyna jest w tej chwili liderem tabeli i to się do wiosny nie zmieni. Ekipa z ul. Jana z Kolna jest w tej chwili sportowym liderem klubowego rugby w Polsce. Także pod względem organizacyjnym. Klub radzi sobie całkiem nieźle i jest faworytem do zdobycia trzeciego z kolei złotego medalu.
Szesnaście lat temu drużyna gdyńskich „Buldogów” postanowiła wziąć udział w nowych wówczas rozgrywkach o nazwie Klubowy Puchar Europy FIRA, czyli mistrzów krajów, które także wtedy nie miały szans na grę w zawodowym towarzystwie klubowego rugby.
- Prawdę mówiąc to było już dosyć dawno. Właściwie wszystko było inne, łącznie z tym, że kiedy działał Ryszard Krauze to były w Gdyni pieniądze na sport, a kiedy on przestał finansować, to sport w Gdyni bardzo podupadł – wspomina Adam Gaszkowski, który był wtedy dyrektorem RC Arka Gdynia. Dawny dyrektor gdyńskiego klubu nie ma złudzeń, że tamtem sukces żółto-niebieskich w chorwackim Splicie też niewiele wniósł do polskiego rugby, poza delikatnym marketingowym blichtrem.
- W tamtych czasach internet tyle nie ważył, znacznie bardziej była ceniona prasa, uważam, że popularność rugby była inna, więcej się o nim mówiło i pisało, niż dziś – dodaje Gaszkowski. To były inne czasy i one nie wrócą, dlatego ciężko mi tamtą sytuację Arki i dzisiejszą Ogniwa porównywać. Jego zdaniem musiałby się znaleźć pasjonat rugby z pieniędzmi, który pomógłby Ogniwu finansowo udźwignąć to wyzwanie.
Arka zanim dostała się do finałowego turnieju w Splicie wygrała tylko jeden mecz z litewską drużyną Vairas Siauliai, która do Gdyni – jak wspomina Adam Gaszkowki – jechała trzy dni, bo zepsuł im się autokar. Na turniej do Splitu Arka też bardzo długo jechała autokarem, ale te niedogodności w pełni zrekompensował drużynie turniej, w którym gdynianie, grając dzień po dniu, okazali się najlepsi. Arka przegrała wprawdzie z chorwacką drużyna Nada Split, ale wygrała z niemieckim Neuenheim i w bilansie małych punktów zajęła pierwsze miejsce.
Ten sukces nie został należycie wykorzystany, ani w Gdyni, ani w kraju. Mimo lepszych czasów dla rugby nie wzmocnił tej dyscypliny sportu w Polsce, ani jej postrzegania wśród kibiców. A tego ciągle bardzo potrzeba.
O to, czy jest to możliwe zapytałem Adama Pogorzelskiego, byłego rugbistę Ogniwa Sopot, a dziś sponsora i członka zarządu klubu.
- Wiemy, że organizacja Rugby Europe dała zielone światło dla rozgrywek Super Cup, ale startujące w nim drużyny są już zawodowe, choć nie dotyczą one europejskiej czołówki – mówi portalowi Zawszepomorze.pl Adam Pogorzelski. W jakiejś perspektywie czasu jest to temat dla nas istotny, ale to wymaga takich nakładów finansowych, których my dziś w Ogniwie nie mamy. Wiem, że w środowisku uchodzimy za krezusów, ale tak nie jest. Nie odbiegamy finansami od innych klubów i nie na pieniądzach zbudowaliśmy nasz sukces – dodaje. Oprócz tego musielibyśmy zbudować taki skład, by pozwolić sobie na grę w lidze i europejskim pucharze. Mamy ambicje sportowe i chcemy się sprawdzać. Być może latem uda się nam rozegrać sparing z zaprzyjaźnionym szkockim klubem RFC Hawick, co też dałoby częściową odpowiedź gdzie jesteśmy sportowo. Moim zdaniem najwcześniej moglibyśmy dołączyć do tych rozgrywek w połowie 2023 roku pod warunkiem zbudowania budżetu i odpowiedniego składu – mówi Adam Pogorzelski. Ale przyznaje, że hasło „Ogniwo w pucharach” brzmi dobrze.
Napisz komentarz
Komentarze