Ubiegły piątek, 11 listopada, Opalenie pod Gniewem. Dom, w którym 24 września 2012 roku syn Justyny odkrył najpierw poranione ciało matki ze śladami pobicia, a potem śmiertelnie ugodzonego nożem Lecha, stoi pusty. Po wielu latach prób sprzedaży budynku, gdy kolejni kupcy wycofywali się na wieść o popełnionym tu morderstwie, wreszcie znalazła się firma gotowa kupić obiekt pod działalność gospodarczą.
Pod opustoszały dom podjeżdżają wozy z policjantami. Funkcjonariusze wchodzą do środka, nieoficjalnie słyszymy, że może im towarzyszyć jeden z podejrzanych o zbrodnię mężczyzn.
– Mogę tylko powiedzieć, że policjanci dokonują ponownych czynności na miejscu zabójstwa – mówi podinsp. Paweł Mrozowski z gdańskiego Archiwum X. – Trwa dalsze zbieranie dowodów.
PRZECZYTAJ TEŻ: Tajemnica zbrodni w Opaleniu rozwikłana po dziesięciu latach
Czego jeszcze szuka policja?
– Czynności te mają na celu potwierdzenie i zweryfikowanie wersji dotyczącej przebiegu zdarzenia – odpowiada krótko podinsp. Mrozowski. – Nic więcej aktualnie nie możemy przekazać przez wzgląd na dobro śledztwa.
Dwa małżeństwa
W Opaleniu wciąż żywa jest pamięć o dramacie sprzed dekady. W końcu Lech B., przedsiębiorca budowlany, był tu osobą znaną. W opustoszałym dziś domu zamieszkał z żoną i dwójką dzieci jeszcze pod koniec lat 80. XX wieku. Prowadził interesy, odwiedzali się z sąsiadami, tworzyły się przyjaźnie.
Dzieci dorosły, a do tej pory zgodne małżeństwo zaczęło przeżywać kryzys. Po drugiej stronie drogi mieszkała rodzina R. – młodsza o 22 lata od Lecha Justyna, jej mąż, kierowca jeżdżący na TIR-ach, też dwoje dzieci. To tam, zwłaszcza pod nieobecność męża Justyny, zaczął coraz częściej zachodzić sąsiad-przedsiębiorca.
I tak rozpadły się dwa małżeństwa. Lech się nie rozwiódł, ale żona z dorosłym już synem opuściła dom. Przenieśli się do zakupionego przez B. ośrodka wypoczynkowego nad jeziorem w gminie Kaliska. Kilkadziesiąt kilometrów od Opalenia.
W 2009 roku Justyna wprowadziła się do sąsiada, rok przed tragedią przeprowadziła rozwód.
PRZECZYTAJ TEŻ: Egzekucja gdańskiego listonosza na Zaspie. Przełom po 25 latach?
Partnerzy, o czym mówili sąsiedzi, nie mieli problemów finansowych. Żyli z pokaźnych oszczędności B., przed domem stał drogi samochód biznesmena. Nie udzielali się towarzysko, ale zza zarośniętego żywopłotem ogrodzenia dochodziły odgłosy częstych imprez. Ponoć Lech nadużywał alkoholu i pod jego wpływem mógł być agresywny wobec partnerki. Pod dom niekiedy zajeżdżały wozy z zagraniczną rejestracją, opowiadano, że gospodarz robił interesy poza granicami kraju. Ale o szczegółach nikt za bardzo nie wiedział.
Justyna nie miała wrogów. Za to między Lechem, a jego dorosłym synem dochodziło do konfliktów. Powodem był nowy związek mężczyzny, a także kwestie majątkowe. Słyszano o rękoczynach, głośnych kłótniach, przebijaniu opon w samochodzie Lecha.
Zbrodnia w Opaleniu. Nikt nie słyszał, jak umierali
Do dziś nie wiadomo, kiedy konkretnie doszło do zbrodni.
– Od momentu, kiedy Lech B. był ostatni raz widziany, czyli 21 września 2012 r., do odkrycia zwłok dniu 24 września minęło kilka dni – mówi podinsp. Paweł Mrozowski. – Przy czym ostatnią noc, ze względu na stan zwłok zamordowanych, należy wykluczyć.
Wykluczyć należy również, że Lech i Justyna zginęli w dzień. Sprawcy musieli więc pojawić się w nocy z 21 na 22 lub z 22 na 23 września.
To zaniepokojony brakiem kontaktu z matką Marcin, syn Justyny dokonał makabrycznego odkrycia. Lech leżał w sypialni, miał przeciętą skórę szyi, zginął z wykrwawienia. Biegli stwierdzili, że ciosy zadawano z dużą siłą, a narzędziem zbrodni najprawdopodobniej był nóż.
U Justyny, której ciało znaleziono w korytarzu, stwierdzono rany kłute szyi i przeciętą tętnicę szyjną. Broniła się przed napastnikiem lub napastnikami, na co wskazywały rany na przedramieniu i ślady pobicia.
PRZECZYTAJ TEŻ: Wyszła z pracy i od 17 lat nikt jej nie widział. Archiwum X wraca do sprawy
Nikt nie słyszał, jak umierali. Nie stwierdzono też śladów włamania, co mogło wskazywać, że albo wpuścili zabójcę, albo ten miał klucz do mieszkania.
Co ciekawe, z domu nic nie zginęło. Śledczych zaintrygował jedynie brak klucza. Sprawca lub sprawcy wyszli, zamykając za sobą drzwi.
W kręgu podejrzanych
Od początku w kręgu podejrzanych przewijali się członkowie najbliższej rodziny właściciela domu. Jednak znalezione w domu ich odciski palców czy materiały DNA nie mogły być dowodem. W końcu oni też mieszkali w tym domu, przyjeżdżali w odwiedziny, więc naturalnym jest, iż pozostały tam ich ślady.
Śledztwo nie koncentrowało się tylko na osobach najbliżej związanych z ofiarami. Badano także motywy rabunkowe oraz związane z interesami prowadzonymi przez B. Przesłuchano kilkadziesiąt osób. Przeszukano miejsca zamieszkania, budynki gospodarcze, samochody osób z rodziny zmarłych oraz części znajomych. Sprawdzono komputery i bilingi telefonów komórkowych, a także rachunki bankowe. Pobrano materiał DNA od kilkunastu osób.
PRZECZYTAJ TEŻ: Przyznał się do zabójstwa ojca. Areszt dla 19-latka z Gdańska
Niektórych z nich przebadano także „wykrywaczem kłamstw”. Na badanie wariografem nie zgodziły się jedynie trzy osoby, w tym wspomniani członkowie rodziny zamordowanego mężczyzny.
Ostatecznie, wobec niewykrycia zabójców, sprawę w 2013 roku umorzono.
Rodzina Lecha B. do Opalenia już nie wróciła. Mieszkają dalej w ośrodku nad jeziorem. Pytani przez znajomych o zabójstwo ojca, mieli odpowiadać, że Lecha B. zabiła mafia z powodu długów.
Prawda pozostaje w umyśle sprawcy
Przed sześcioma laty do sprawy z Opalenia wrócili policjanci z gdańskiego Archiwum X i funkcjonariusze z Wydziału Kryminalnego KWP w Gdańsku. Jeszcze raz przeanalizowali wszystkie akta. Równocześnie kryminalni z Gdańska prowadzili czynności operacyjne.
Przełom nastąpił pod koniec kwietnia tego roku, kiedy doszło do spektakularnych zatrzymań podejrzanych, wśród których – jak ustalili dziennikarze – znalazł się syn zamordowanego biznesmena. Do trzech domów na terenie powiatu weszli policyjni antyterroryści. Dwaj mężczyźni usłyszeli zarzut zabójstwa, trzeci – zarzut ułatwienia popełnienia zabójstwa.
PRZECZYTAJ TEŻ: Zabójstwo 84-latki w Gdańsku. Policja zatrzymała podejrzanego
Jeden z podejrzanych tuż po zbrodni przedstawił pierwotnie alibi, według którego miałby w tym czasie zdarzenia przebywać kilkadziesiąt kilometrów od Opalenia. Śledczy przeanalizowali jej minuta po minucie, jeszcze raz przesłuchali świadków.
– W alibi pozostawały kilkugodzinne luki – twierdzą funkcjonariusze.
Jak udało się dotrzeć do wspólników syna?
– Prowadzony przez długi okres czasu szereg czynności operacyjnych pozwolił na ustalenie, że wszystkich sprawców łączą pewne kwestie osobiste i finansowe – mówi enigmatycznie podinsp. Mrozowski. – Szczegółów nie mogę zdradzać – dodaje.
PRZECZYTAJ TEŻ: Zamordował i uciekł? Policja zatrzymała podejrzanego o zabójstwo w Brusach
Za wcześnie także, by mówić dokładnie o okolicznościach zabójstwa. Możemy jedynie podać, że ustalono, iż w dzień zbrodni cała trójka zdecydowała się pojechać do Opalenia samochodem jednego ze sprawców.
– Policjanci wespół z prokuraturą prowadzą czynności zmierzające do ustalenia ról poszczególnych osób w całym zdarzeniu i tego, czy wszystko zaplanowali oni w szczegółach oraz czy od samego początku mieli zamiar dokonać tak bestialskiego czynu – słyszymy od śledczych.
Wszyscy mężczyźni zostali tymczasowo aresztowani na trzy miesiące. Areszt był już dwukrotnie decyzją gdańskiego sądu przedłużany. Ostatnio – do końca stycznia 2023 roku.
PRZECZYTAJ TEŻ: Zabójstwo na Przeróbce. Policja zatrzymała podejrzanego
Czy śledztwo odpowie na pytanie, dlaczego Justyna i Lech musieli zginąć? Z zemsty? Dla pieniędzy? Z powodu narastających konfliktów? Z nienawiści?
– Postawiliśmy pewne tezy dotyczące motywu – mówi Paweł Mrozowski. – Zebrano mnóstwo dowodów, które stopniowo go potwierdzają. Niejednokrotnie jest tak, iż kilka motywów się zazębia, a niekiedy pierwotny jest zastępowany lub wspomagany przez kolejny pojawiający się pod wpływem impulsu. Jednakże cała prawda zawsze pozostaje w umysłach sprawców.
Napisz komentarz
Komentarze