Katarzyna Motyka. Gdzie jest fryzjerka z Wejherowa?
Za kilka dni, 5 listopada minie 17 lat od zniknięcia 35-letniej Katarzyny Motyki. Atrakcyjna, wysoka kobieta wyszła w sobotę, 5 listopada z domu rodziców przy ul. Marii Konopnickiej w Wejherowie, gdzie mieścił się prowadzony przez nią zakład fryzjerski. Brat Marek akurat spojrzał na zegarek, była godzina 17.15.
Katarzynę bardzo często zabierał z Wejherowa mąż, ale tamtego dnia nikt z rodziny nie widział małego fiata Czesława. Czesław zeznał później, że Kasia miała wracać do oddalonego o 16 kilometrów Domatowa na własną rękę.
Koleżance obiecała, że jeśli znajdzie czas, to wpadnie jeszcze po sąsiedzku ostrzyc jej męża. Nie wpadła.
Spieszyła się do domu. W niedzielę syn, Błażej miał urodziny. Chciała jeszcze zrobić zakupy, zwłaszcza, że dostała od mamy i brata pieniądze na prezent dla chłopca.
- Do przystanku PKS miała pięć minut drogi, dwie przecznice - opowiada pani Barbara, szwagierka Katarzyny. - Droga jest oświetlona, przecież to miasto, stoją latarnie, niedaleko wznoszą się bloki czteropiętrowe. I nie dotarła. Nikt jej od tamtej pory nie widział.
Dwa dni później, w poniedziałek rano, do rodziny Kasi przyjechał mąż. Zawiadomił teściów i rodzeństwo żony, że od soboty Katarzyna nie wróciła do domu.
- Musisz jak najszybciej powiadomić policję! - zdenerwował się Marek.
Dziś Barbara mówi, że policja nie zaangażowała się zbytnio w poszukiwania Katarzyny.
- Mąż usłyszał od policjantów, że trzeba czekać 48 godzin, bo jest to osoba dorosła - opowiada szwagierka. - Wielu osób z rodziny Kasi w ogóle nie przesłuchano. Nie było widocznych ogłoszeń, tylko niewielka notatka w gazecie.
Ogłoszenia, ale bez zdjęcia zaginionej, rozwieszał w pobliżu domu w Wejherowie Waldemar, drugi brat Katarzyny. Nie było odzewu.
Pomocy szukali u jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego
Pojechali jeszcze do jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego. Przekazał, że Katarzyna wraz z koleżanką wyjechała za granicę i odezwie się po dwóch tygodniach. "Może się mylę" - napisał pod wizją Jackowski. Mylił się. Katarzyna nie dała znaku życia.
Kiedy pytam bliskich, czy mogła mieć depresję, zrobić sobie krzywdę - wszyscy gwałtownie zaprzeczają.
- Ucieczka i samobójstwo nie wchodzą w rachubę - twierdzi szwagierka.- To osoba bardzo towarzyska, łatwo nawiązywała kontakty. Miała 35 lat i całe życie przed sobą.
- Była żywiołowa, ładna - dodaje starsza siostra, Teresa. - I co najważniejsze, na pewno z własnej woli dzieci by nie zostawiła.
Dziwne, że zaginięcie 35-letniej kobiety nie zostało nagłośnione w mediach. Dziwne, że po stwierdzeniu, iż nie wsiadła do autobusu, nie szukano innych środków komunikacji, z których mogła skorzystać fryzjerka, która tak bardzo spieszyła się do domu.
Teraz sytuacja się zmieniła. Prokuratura Okręgowa zadecydowała o wszczęciu czynności w sprawie zniknięcia Katarzyny Motyki. Policyjne śledztwo prowadzi zespół policjantów z Archiwum X przy Komendzie Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.
- Sprawa ruszyła, otrzymaliśmy nowe informacje, zamierzamy znaleźć panią Katarzynę - mówi krótko podinspektor Paweł Mrozowski z zespołu ds. przestępstw niewykrytych gdańskiej KWP.
Każdy się może pokłócić
To w Domatowie, wsi w Puszczy Darżlubskiej nad jeziorem Bielawa przed zniknięciem żyła Katarzyna z rodziną. Dziś nadal mieszka tu Czesław i jego dorosłe już dzieci oraz wnuki - dzieci Klaudii.
- Kiedy rodzice wyprowadzili się do Wejherowa, Kasia z mężem i dziećmi zajęła ich dom - słyszę od proszącej o anonimowość mieszkanki Domatowa. - Potem dom im się spalił, prawdopodobnie od instalacji elektrycznej. Cud, że nikt nie zginął. Pogorzelców przygarnęła najpierw mieszkająca w Domatowie siostra, potem wszyscy przenieśli się do domu rodziców Kasi w Wejherowie.
Katarzyna założyła tam zakład fryzjerski, a w opiece nad wnukami pomagała babcia. Postanowili zbudować nowy dom w Domatowie. Wprowadzili się do niego kilka lat przed zaginięciem kobiety.
- Nic nie słyszałam, by w domu u Katarzyny było źle - mówi szwagierka. I po chwili dodaje, że każdy się może pokłócić.
Idealnie jednak nie było. Rodzina zaginionej potwierdza, że mniej więcej rok przed zniknięciem kobieta zaczęła nadużywać alkoholu.
- Nigdy nie powiedziała złego słowa o mężu - zastrzega osoba znająca Katarzynę. - Choć wiedzieliśmy, że był zazdrosny. Nie widziałam, by ją uderzył, ale byli tacy, którzy to widzieli. Kiedyś zobaczyłam przy oku Kasi siniaka. Czy to zrobił mąż? - spytałam. - Nie - zaprzeczyła. - Uderzyłam się.
Tamtego dnia, 5 listopada 2005 r., przyszła do zakładu fryzjerskiego prawdopodobnie pod wpływem alkoholu. Bliscy też twierdzą, że w ostatnich dniach była podenerwowana. Jednak nie chciała mówić, z jakiego powodu.
I jeszcze jedno - we wsi rozeszło się, że Katarzyna uciekła do mieszkającej w Niemczech koleżanki. Ktoś z rodziny Kasi zadzwonił wreszcie do przebywającej za zachodnią granicą znajomej. Zdziwiła się, dawno Kasi nie widziała.
Nigdy nie powiedziała złego słowa o mężu. Choć wiedzieliśmy, że był zazdrosny. Nie widziałam, by ją uderzył, ale byli tacy, którzy to widzieli. Kiedyś zobaczyłam przy oku Kasi siniaka. Czy to zrobił mąż? - spytałam. - Nie - zaprzeczyła. - Uderzyłam się.
Rodzina nic nie wie
Domatowo, budynek, w którym mieszka rodzina Motyków. Dzwonię do drzwi, otwiera młody mężczyzna. Kiedy mówię, że będę pisać o zaginionej przed 17 laty Katarzynie, woła jej córkę Klaudię.
Pytania o matkę wyraźnie stresują młodą kobietę. Nie chce rozmawiać o sprawie, twierdzi, że nie wie nic o okolicznościach zaginięcia Katarzyny. Byli u niej policjanci, powiedziała im to samo. Nawet pytana, czy liczy na to, że dowie się o losach matki, odpowiada, że nie wie.
Przekazuje numer telefonu do ojca. - Cały czas uważam, że policja nie zakończyła tej sprawy - mówi Czesław Motyka. - Jednak nie mam informacji od policji.
Na pytanie, co mogło stać się z żoną, odpowiada krótko: - Nie mam pojęcia. Czasem ją odbierałem z Wejherowa, ale tamtego dnia nie mogłem.
Nie wie też, czy miała wrogów, ale uznaje, że jest to możliwie. A może wsiadła do samochodu jakiegoś psychopaty? - Tego nie wiem, nie mogę powiedzieć.
Kończę rozmowę, życząc, by dzięki działaniom policji udało się wreszcie dowiedzieć, co się stało z panią Katarzyną.
Mąż i dzieci Katarzyny kilka miesięcy po zaginięciu żony i matki przestali spotykać się z rodziną z jej strony. Do domu wprowadziła się matka Czesława, która pomogła w opiece nad rodzeństwem. Jeszcze zjawili się na pierwszy dzień świąt, w styczniu 2006 r. złożyli życzenia z okazji dnia babci i dziadka, a potem - koniec.
- Najgorsze, że kontakt z nimi zupełnie się urwał - mówi pani Barbara. - Mąż Kasi jest chrzestnym mojego syna i nagle przestał przyjeżdżać. Odseparowali się od nas, nie wpuszczali do domu. Dziś dzieci są już dorosłe, i choć matka im zaginęła, nadal unikają kontaktu. Może uwierzyły, że uciekła?
Niektórzy mieszkańcy wsi zwracają uwagę, że dorosłe dzieci Katarzyny nie tylko zamknęły się na kontakt z rodziną matki, ale nie mają też kolegów, znajomych. Szczególnie Klaudia, która praktycznie nie wychodzi z domu. Mówią, że nie widziano jej od lat. Wiedzą, że ma dzieci, ale je też trudno spotkać.
Wszyscy do dziś mieszkają w trzykondygnacyjnym domu. Czysto tu, porządnie. Podwórko wyłożono kostką brukową, za domem jakiś czas temu widziano kapliczkę. Potem w tym miejscu postawiono grilla.
Przyjmujemy jak zwykle w tego typu sprawach kilka hipotez, nawet tych zdawałoby się najmniej prawdopodobnych
podinsp. Paweł Mrozowski / Archiwum X w Gdańsku
Choć świeczkę postawić
Pani Cecylia, matka Katarzyny bardzo przeżyła zniknięcie córki. Z upływem czasu rosło w niej przeświadczenie, że Kasia nie żyje. Przez kolejne lata, zwłaszcza przed uroczystością Wszystkich Świętych i Zaduszkami powtarzała, że chciałaby choć świeczkę na grobie córki zapalić.
Pani Cecylia choruje na demencję i już o córce powoli zapomina. O świeczce na grobie nadal mówi rodzeństwo Kasi.
Do pani Teresy wraca od lat ten sam sen: - Śni mi się, że siedzi przy mnie. Kiedy pytam: Kasia, gdzie ty byłaś, głowę spuszcza, a sen się kończy.
- Jak pani myśli, co się stało z siostrą? - Teresie zadaję to samo, co innym, pytanie.
I słyszę taką samą odpowiedź: - Nie wiem.
Zaginięcie Katarzyny Motyki. Co już wie policja?
- Przyjmujemy jak zwykle w tego typu sprawach kilka hipotez, nawet tych zdawałoby się najmniej prawdopodobnych - mówi podinspektor Paweł Mrozowski z Archiwum X w Gdańsku. - Nasze działania zmierzają do ustalenia, co tak naprawdę wydarzyło się z Katarzyną Motyką. Jeśli się to uda, to wówczas będziemy mogli zostawić tylko jedną hipotezę.
Pytany o konkrety, podinspektor Mrozowski wyjaśnia, że ze względu na dobro śledztwa na razie nie można mówić o szczegółach.
- To trudna sprawa - podkreśla. - Choć patrząc przez pryzmat wszystkich spraw, przy których działamy, to każda jaką bierzemy na tapet jest trudna. Każdego, kto chciałby się podzielić jakąkolwiek informacją, prosimy o skontaktowanie się z nami.
Pamięć ludzka jest ulotna. Zwłaszcza po 17 latach. Jeśli jednak ktoś wie, co spotkało 35-letnią Katarzynę Motykę - szczupłą kobietę o jasnych oczach, ubraną w ciemnoszarą kurtkę i jasne spodnie, która 5 listopada 2005 roku wyszła z zakładu przy ul.Marii Konopnckiej w Wejherowie - może pomóc w wyjaśnieniu tej skomplikowanej sprawy. Informacje można przekazywać policjantom z Archiwum X pod nr telefonów: 477 415 282 lub 477 415 333. Albo na adres mailowy: [email protected].
Napisz komentarz
Komentarze