Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Kiedy każdy oddech przyspiesza śmierć. Kogo słuchać w sprawie smogu – polityków czy naukowców?

Z badań wynika, że w „dni smogowe”, kiedy rósł poziom zanieczyszczeń, skokowo przybywało zgonów. Aż o 76 proc. zwiększa się możliwość śmierci wskutek zawału serca i innych chorób układu krążenia – mówi dr n. med. Tadeusz Jędrzejczyk, dyrektor Departamentu Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego, współautor raportu na temat zdrowotnych kosztów społecznych zanieczyszczeń powietrza pochodzących z ogrzewania i gotowania, przygotowanego przez Europejską Koalicję na rzecz Zdrowia Publicznego, przy współpracy z Gdańskim Uniwersytetem Medycznym i Polskim Towarzystwem Programów Zdrowotnych.
smog, domy

Autor: Canva | Zdjęcie ilustracyjne

Niektórzy politycy podważają doniesienia o negatywnym wpływie smogu na nasze zdrowie. Sam prezes PiS zachęca, by w tej chwili palić wszystkim, oczywiście, poza oponami i tymi podobnymi „rzeczami”. Rzeczywiście jakość powietrza negatywnie wpływa na zdrowie Polaków?

Wpływam i potwierdzają to konkretne badania. Nie tylko w przypadku poddania obróbce różnego rodzaju śmieci, z których możemy spodziewać choćby zwiększonego stężenia związków chloru, fluoru, arsenu, a nawet metali ciężkich. Między innymi o zdrowotnych kosztach społecznych zanieczyszczeń powietrza pochodzących z ogrzewania i gotowania mówi raport Europejskiej Koalicji na rzecz Zdrowia Publicznego powstały we współpracy z Gdańskim Uniwersytetem Medycznym i Polskim Towarzystwem Programów Zdrowotnych. Został on opublikowany już po ataku Rosji na Ukrainę i nałożeniu sankcji.

Czy konkretnie wiadomo, jak bardzo nam to szkodzi?

Badania wskazują, że proporcjonalnie do zanieczyszczenia powietrza wzrasta ryzyko udarów oraz chorób układu krążenia. W związku z mikrocząsteczkami wnikającymi do krwioobiegu, na chorobę wieńcową i zawały serca narażonych jest nawet o 50 proc. więcej osób. Podobnie jest z chorobami płuc, w tym z astmą. W Krakowie na przykład zbadano przenikanie zanieczyszczeń przez łożyska do krwioobiegu płodów, osobno przeanalizowano też wpływ jakości powietrza na zdrowie dzieci. Przeprowadzono również badania dotyczące rakotwórczości oleju napędowego, badając rolników pracujących na traktorach z silnikami diesla. U nich również wzrosło o 50-70 proc. ryzyko nowotworu płuc, niezależnie od palenia tytoniu. Oznacza to, że piece na ropę nie są także obojętne dla naszego zdrowia. Ostatecznie ustalono, że rocznie od 30 do 50 tysięcy ludzi umiera w Polsce wskutek wdychania zanieczyszczonego powietrza, zawierającego tlenki azotu, siarki, ozon, węglowodory policykliczne i inne substancje zawarte w pyłach zawieszonych.

PRZECZYTAJ TEŻ: Premier Morawiecki w Porcie Gdańsk o Donaldzie Tusku i jakości węgla

Jak to policzono?
Podstawą były konkretne analizy, poziom zanieczyszczeń i dane ze szczegółowych obserwacji. W 2017 r. powstał m.in. raport Narodowego Funduszu Zdrowia, z którego wynika, że w „dni smogowe”, kiedy rósł poziom zanieczyszczeń, skokowo przybywało zgonów. Przekładało się to na pogorszenie jakości życia, hospitalizacje, ale także na zgony.

W przypadku udarów i innych chorób naczyń mózgowych, ryzyko zgonu wzrasta o 35 proc. Aż o 76 proc. zwiększa się możliwość zgonu wskutek zawału serca i innych chorób układu krążenia, 13 proc. zgonów z powodu raka płuca można przypisać zanieczyszczeniu powietrza, a 11 proc. przy obturacyjnej chorobie płuc i astmie.

Pojawia się także widoczna synergia z zakażeniami wirusowymi. Przeprowadzono w ostatnich latach badania, z których wynika, że covid zbiera większe żniwo w obszarach zanieczyszczonego powietrza, niż tam, gdzie powietrze było lepszej jakości. Podobnie jest z grypą. Mniejsze szanse na wyjście ze zwykłej grypy lub paragrypy mają także osoby narażone na smog. Pojawia się również zaostrzenie przewlekłej obturacyjnej choroby płuc. U osoby z POChP, która miałaby przed sobą jeszcze dwa lata życia, połączenie zanieczyszczenia powietrza z wystąpieniem zakażenia wirusem, przyspiesza zgon. To wszystko przekłada się także na koszty społeczne. Z naszego raportu wynika, że łączne koszty społeczne związane z leczeniem chorób spowodowanych zanieczyszczeniami powietrza pochodzącego z ogrzewania domów i mieszkań oraz gotowania wynoszą w Europie 29 mld euro, tj. 130 euro/rok/gospodarstwo domowe. W Polsce, niestety, jeszcze więcej.

Ile?

Aż 228 euro, czyli prawie 1100 złotych na rok. Polska jest najbardziej obciążona kosztowo wśród poddanych analizie krajów. Wynika to z ogrzewania znacznej ilości budynków mieszkalnych paliwami kopalnymi i biomasą, które przy okazji odpowiadają też za emisję gazów cieplarnianych do atmosfery.

PRZECZYTAJ TEŻ: Węgiel po 2000 zł, ale do końca roku tylko po 1,5 t dla rodziny

Jest druga połowa października. Czy weszliśmy w okres zwiększonego ryzyka?

Niebezpiecznie zaczęło robić się już we wrześniu. W okresie od jesieni do wczesnej wiosny silniej wieją wiatry, ale równocześnie jest słabszy ruch pionowy powietrza. To wynika z faktu, że słońce słabiej operuje, powietrze się nie nagrzewa przy ziemi i nie wędruje do góry. Efekt jest taki, że zanieczyszczeń wynikających ze spalania w piecach domowych, jak i z motoryzacji jest więcej. Do tego dochodzą skutki nasilenia sezonu grzewczego od września do końca maja w gospodarstwach domowych, które nie są podpięte do miejskich sieci. Do tej pory mieliśmy jednak w miarę dobrej jakości węgiel, który wprawdzie nie emitował spalin obojętnych dla zdrowia, ale z paliw był najmniej zły, podobnie jak sezonowane przez rok i dłużej drewno. Pozwalało to minimalną kontrolę emisji. Teraz, z wiadomych względów, staliśmy się otwarci na różne możliwości szukania opału.

Jak ten mieszkaniec Wejherowa, przyłapany na spalaniu odpadów, który nie chciał zapłacić mandatu, bo „prezes PiS pozwolił wszystkim palić”?

Smutne. To pokazuje, jak ważna jest odpowiedzialność za słowo.

WIĘCEJ NA TEN TEMAT PRZECZYTASZ W ARTYKULE: Palił odpadami w Wejherowie. Twierdził, że Jarosław Kaczyński mu pozwolił

Co z węglem brunatnym, dopuszczonym znów do sprzedaży?

Niestety, skutki jego spalania nie są korzystne dla zdrowia. Po pierwsze znajdująca się w węglu brunatnym materia organiczna nie jest do końca oczyszczona. Mamy w nim dużo domieszek złożonych związków złożonych nie tylko z węgla i wodoru ale też sporym wsadem siarki i azotu. To oznacza, że przy spalaniu pojawia się więcej węglowodorów cyklicznych (związków węgla w postaci cyklicznych łańcuchów, które przy domowym spalaniu wnikają do komórek i bezpośrednio reagują z naszym DNA komórkowym, działając rakotwórczo) oraz metali ciężkich. Węgiel czysty ma 90 proc. „węgla w węglu”, więc praktycznie nie ma w nim węglowodorów cyklicznych i ta emisja jest minimalna. Brunatny zawiera tylko 60-70 proc. węgla.

Czy przy dołożeniu do węgla np. owsa, zwiększamy emisję szkodliwych substancji?

Niestety, tak. Im mniej czysta substancja, tym większe zagrożenie dla naszego zdrowia z jej spalania. Przy spalaniu samego węgla i gazu ziemnego jedyną groźną substancją jest bardzo toksyczny tlenek węgla, ale w tym przypadku ochrona jest łatwiejsza. Problemem za to może być zawilgocenie opału. W dymie występuje duża ilość pary wodnej, dzięki temu pojawia się areozol, ułatwiający wnikanie szkodliwych związków przez płuca do krwioobiegu i utrudniający zarazem ich rozpraszanie.

PRZECZYTAJ TEŻ: Rolnicy raczej niechętnie spalają zboże z szacunku „dla chleba”. Ale skoro węgla brak, albo drogi, co robić?

Mówiąc krótko im wilgotniejszy opał, tym więcej świństwa wdychamy?

Racja.

Wiadomo już, gdzie na Pomorzu jest najgorzej?

Dysponujemy pewnymi informacjami, m.in. dzięki rozbudowanej ostatnimi laty sieci pomiarów w naszym województwie. Gdyby zrobić mapę pomorskich zagrożeń, na pewno wyglądałaby, dzięki warunkom naturalnym, nieźle na tle kraju. Mamy więcej lasów, niż reszta regionów, mamy też duże aglomeracje miejskie z centralnym ogrzewaniem i mniejszą liczbą gospodarstw używających węgla bądź drewna do opalania. Jednak Pomorze, trochę niesłusznie, uważane jest za całkowicie bezpieczne. Owszem, jest tu nieco lepsza jakość powietrza niż np. na Śląsku czy w Małopolsce, ale występują u nas obszary szczególnie narażone, ze względu na lokalizację czy rodzaj zabudowy. W Trójmieście można znaleźć dzielnice, gdzie jeszcze ciągle jest sporo pieców i gdzie ruch powietrza jest słabszy niż gdzie indziej. Z większych miast problem występuje m.in. w Kościerzynie. Nie robiono jednak badań epidemicznych, takich jak np. w Krakowie. Ponadto trzeba zaznaczyć, że istnieje różnica między średnimi wskazaniami czujników, a bezpośrednim narażeniem konkretnych osób. Jeśli ktoś mieszka w Kościerzynie na osiedlu domów jednorodzinnych bądź wielorodzinnych, a na dodatek przy drodze szybkiego ruchu, to zagrożenie utrzymujące się przez cały rok, rośnie dodatkowo w okresie grzewczym. Gorzej jest w dolinach, niż na wzgórzach, w obszarach pozbawionych zieleni niż w pobliżu parku lub lasu.

Dużo jest takich zagrożonych miejsc?

Można mówić o niewielkich, rozrzuconych plamkach na mapie województwa. Oceniamy, że ze względu na zanieczyszczenie powietrza opalaniem zagrożonych jest około 15 proc. mieszkańców, drugie tyle narażonych jest na problemy zdrowotne wskutek zamieszkania w pobliżu dużych ciągów komunikacyjnych.

PRZECZYTAJ TEŻ: W tej chwili nie ma możliwości sprzedaży węgla w Gdyni – informują władze miasta

Jak można uchronić się przed ryzykiem?

Jedyna możliwość to wyprowadzenie się z takiego zanieczyszczonego miejsca. Pamiętajmy jednak, że szukanie bezpiecznego schronienia w regionach podmiejskich nie daje także gwarancji. Wydłuża drogę do pracy i, tym samym, średni czas narażenia na bezpośrednie wdychanie spalin. Wystarczy też jeden sąsiad na pięciu z „tradycyjnym” ogrzewaniem, by obniżyć jakość powietrza. Bez systemowych zmian trudno więc będzie coś zmieniać.

Jak obecny kryzys energetyczny wpłynie na stan naszego zdrowia? Ktoś to już badał?

Takie szacunki bardzo trudno zrobić. Wiadomo, że węgla brakuje, ale nie wiemy, jakie decyzje podejmą poszczególni konsumenci. Czy ograniczą spalanie i będą żyć w nieco chłodniejszym otoczeniu, co może trochę wyrównać gorszę jakość, czy też zdecydują się na utrzymanie ciepłoty przy wykorzystaniu gorszej jakości węgla, węgla brunatnego, drewna lub też co najgorsze różnego rodzaju odpadów. Szkodzić to będzie po pierwsze samym mieszkańcom. A także w promieniu kilku, kilkudziesięciu metrów ich sąsiadom. Wiele zależy też od tego, jaka będzie zima. Jeśli czeka nas mróz przy równoczesnym braku wiatru, sytuacja może się znacząco pogorszyć.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama