Do tragicznego zdarzenia doszło w sobotę, 13 sierpnia po godz. 16:00 na niestrzeżonym kąpielisku w Stegnie. Służby ratunkowe, w tym WOPR, straż oraz zespół ratownictwa medycznego, pojawiły się na plaży po zawiadomieniu o utracie przytomności przez mężczyznę, który chwilę wcześniej grał w siatkówkę. W czasie gdy ratownicy próbowali przywrócić funkcje życiowe, przez plażę przedzierał się pojazd Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa. Zadysponowanie dodatkowych sił miało na celu przetransportowanie 45-latka do miejsca przyjazdu karetki. Okazało się to niemożliwe. Na drodze stanęły parawany oraz namioty plażowe, rozbite do samej wody. Mimo sygnałów świetlnych i dźwiękowych oraz nawoływania przez megafon do udrożnienia przejazdu, dotarcie do mężczyzny znacznie się opóźniło.
– Ludzie mozolnie i niechętnie przesuwali swoje parawany. Po dłuższej chwili naszym ratownikom udało się dotrzeć na miejsce oraz udzielić pomocy z wykorzystaniem posiadanego sprzętu. Niestety, mimo długich działań ratunkowych, prowadzonych wyłącznie na plaży, mężczyźnie nie udało się przywrócić czynności życiowych – mówi Rafał Goeck, rzecznik prasowy Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa.
Tragedia w Stegnie. Sprawę bada prokuratura
Na piątek, 19 sierpnia zaplanowano sekcję zwłok mężczyzny. Śledczy będą wyjaśniać, czy do zgonu 45-latka nie przyczyniło się spowolnienie akcji ratunkowej. Jak wskazują ratownicy, w tym wypadku głównym problemem okazał się brak tzw. korytarza życia. Utworzenie przez wypoczywających wolnych przestrzeni wzdłuż oraz w poprzek plaży mogło przyspieszyć działania i, być może, zwiększyć szanse uratowania mężczyzny. Niestety, świadomość w tym względzie jest wciąż niewystarczająca.
– Przepisy nie określają, czym jest „korytarz życia” na plaży, jak powinien wyglądać i kto powinien go tworzyć. To kwestia naszej wyobraźni oraz odpowiedzialności – mówi Rafał Goeck. – Kilka lat temu wodniacy wyszli z inicjatywą, by na plażach strzeżonych, m.in. we Władysławowie i w Kołobrzegu, tworzyć korytarze z ustawionych parawanów, od wieżyczek do najbliższego wejścia. W tych miejscach nikomu nie wolno było się rozbijać. Na części plaż to funkcjonuje, ale pamiętajmy, że większość z nich stanowią te niestrzeżone.
Korytarze życia na plażach. Zbędne czy potrzebne?
W Stegnie zabrakło odpowiedniej reakcji, mimo informacji na tabliczkach, by nie rozbijać parawanów w miejscach do tego nieprzeznaczonych. Podobnych rozwiązań nie stosuje się np. na gdańskich czy sopockich kąpieliskach, podobnie jak odgórnej organizacji korytarzy.
– „Korytarze życia” funkcjonowały w Gdańsku przez kilka sezonów, jednak nie spełniały swojej funkcji. Sam korytarz umożliwiał dojazd do wody, ale nie dawał możliwości dotarcia na miejsce zdarzenia wzdłuż plaży – mówi Paulina Chełmińska z referatu prasowego Urzędu Miejskiego w Gdańsku. – Nasi ratownicy wyposażeni są w różnego rodzaju pojazdy, skutery wodne i łodzie motorowe, dzięki czemu nie mają problemów z dotarciem do każdego miejsca zdarzenia wzdłuż plaży czy linii brzegowej.
PRZECZYTAJ TEŻ: Kolejna akcja ratunkowa w Jantarze! Tonęło pięć osób
Wiceprezes sopockiego WOPR dodaje, że odgórne wydzielanie części plaży nie ma sensu, w sytuacji gdy wypoczywający traktują każdą wolną przestrzeń jak własność. Zwraca uwagę na potrzebę edukacji w tym zakresie już od klas wczesnoszkolnych i apeluje o rozsądek oraz wyobraźnię.
– Przy obecnej świadomości, ratownik musiałby ustawiać parawany o godz. 5:00 rano i cały dzień ich pilnować. Nie jest to możliwe do zrealizowania – mówi Kazimierz Zelewski. – Ludzie powinni natychmiast reagować na sygnał dźwiękowy z pojazdów ratowników oraz jak najszybciej udrażniać przejazd, tworząc tzw. „korytarz życia”. To kwestia naszej odpowiedzialności za drugiego człowieka.
PRZECZYTAJ TEŻ: Ratownicy i strażacy ratują tonących! Kolejne akcje w Świbnie i Jantarze
A z tym bywa różnie. Zdarzają się osoby, które, mimo zagrożenia życia, mają pretensje o zakłócanie wypoczynku. Nie zamierzają zmieniać miejsca, nawet po zapowiedzi lądowania śmigłowca LPR. Bywa, że są agresywni.
– Parawany i namiociki, bo przecież na plażach są też dzieci, wpisały się w nasz sposób plażowania, i osobiście nie krytykowałabym tych, którzy chcą ochronić się od wiatru oraz słońca. Problemem są jednak mało zdyscyplinowani ludzie, którzy nie reagują na polecenia – mówi Romualda Kwapisiewicz, prezes Gdańskiego WOPR. – Tym, czego najbardziej obawiają się ratownicy, są bierność i znieczulica. O ile w przypadku dróg, tworzenie „korytarzy życia” funkcjonuje już nieźle, o tyle w stosunku do plażowiczów potrzebujemy dalszego uświadamiania i edukowania, także w zakresie szacunku do naszej pracy.
Napisz komentarz
Komentarze