54-letnia kobieta trafiła we wrześniu 2021 roku do wejherowskiego szpitala z zapaleniem otrzewnej. Lekarze z poświęceniem walczyli o jej życie.
– Ostatecznie, po długim leczeniu, postawiliśmy ją na nogi – wspomina chirurg. – Niestety, pacjentka wskutek choroby miała poważnie obniżoną odporność. Tymczasem podczas jej pobytu na oddział trafiły trzy osoby zakażone SARS-CoV-2. Były to tzw. ostre przypadki. W takich sytuacjach stosuje się najpierw szybki test Abbotta do jakościowego wykrywania antygenu, a następnie dokładniejszy i pewniejszy test genetyczny. Ten ostatni potwierdził zakażenia. Choć osoby zakażone koronawirusem zostały poddane izolacji i kwarantannie, jednak musiały przebywać na tym samym oddziale, co pozostali chorzy. A wariant Delta należy do wyjątkowo zakaźnych.
Jeszcze podczas trzeciej fali pandemii resort zdrowia wytypował w każdym województwie szpitale, gdzie trafiali pacjenci z COVID-19, u których głównym powodem hospitalizacji nie był koronawirus, lecz inne, wymagające pomocy medycznej schorzenia. Leczyli się tam chorzy onkologicznie, czekający na przeszczepy, po zawałach, udarach i cierpiący na wiele innych chorób. Szpitale III stopnia zlikwidowano jednak w połowie tego roku i, mimo postępującego wzrostu zakażeń oraz apeli środowiska lekarskiego, nie zostały przywrócone.
Pod koniec października 2021 r. Okręgowa Izba Lekarska wystąpiła z pismem do wojewody pomorskiego i oddziału NFZ w Gdańsku o podjęcie szybkich i zdecydowanych działań, w celu ponownego wyznaczenia szpitali III stopnia, tłumacząc, że ich brak grozi dezorganizacją pracy oddziałów dedykowanych niezakażonym pacjentom. Lekarze alarmują, że kończą się możliwości tworzenia łóżek „izolacyjnych”, co ostatecznie może uniemożliwić leczenie tych, którzy nie zostali zakażeni koronawirusem.
Apele nie poskutkowały.
– Pytania takie padały podczas spotkań z dyrekcją pomorskich szpitali, jednak zapadła odgórna decyzja, że nie będzie szpitali III poziomu – przyznaje dr Jerzy Karpiński, pomorski lekarz wojewódzki. – Przekazywał nam ją także Narodowy Fundusz Zdrowia na spotkaniach kryzysowych. Jest to podyktowane tym, że oddziały NFZ płacą każdemu ze szpitali dodatkowo 3 procent z budżetu szpitala na zajęcie się pacjentami, którzy nie są stricte covidowymi. Przykładowo – ktoś trafia do szpitala z zawałem, udarem, z wypadku czy innych powodów, i w trakcie leczenia czy diagnostyki okazuje się, że jest dodatkowo chory na covid. Szpital w takim przypadku powinien zabezpieczyć chorego, zorganizować się wewnętrznie i zapewnić mu opiekę.
Dr Karpiński dodaje, że poziom obłożenia w działających podczas poprzedniej fali pandemii szpitalach III stopnia sięgał 50-70 osób. I była to, mniej więcej, stabilna liczba. Nie było takiego trendu, jak z łóżkami II poziomu.
Przed kilkoma dniami 54-latkę, uratowaną wcześniej przez chirurgów, przywieziono na SOR wejherowskiego szpitala. Zdiagnozowano u niej COVID-19, skarżyła się na duszność. Badanie tomografem komputerowym pokazało, że płuca są zajęte w 80 procentach. W środę, 24 listopada pacjentka została zaintubowana i przewieziona na OIOM do innego szpitala.
– Jej stan jest krytyczny, a szanse na przeżycie niewielkie – mówi dr Roman Budziński. – Uważam, że odpowiada za to bezpośrednio minister zdrowia – zwlekał i nadal zwleka z podjęciem decyzji, która może uratować dziesiątki takich, jak leczona przez nas kobieta, pacjentów.
Pacjentka, której z wielkim trudem uratowaliśmy życie, umiera teraz pod respiratorem. Tylko dlatego, że minister zdrowia zwleka z podjęciem niezbędnych decyzji!
dr Roman Budziński / chirurg ze szpitala w Wejherowie
Napisz komentarz
Komentarze