Wichury pustoszą Polskę, powodując poważne zniszczenia, błyskają pioruny, podnosi się poziom Bałtyku. Trąby powietrzne niosą śmierć. Czy to my, ludzie, tak narozrabialiśmy?
Jeśli ma Pani na myśli klimat - oczywiście tak. Choć akurat trąby powietrzne od dawna występowały w Polsce. Można jednak mówić o ich ciemnej liczbie. Wiedzę o procesach meteorologicznych mamy ze stacji obserwacyjno-pomiarowych. Trąba powietrzna jest zjawiskiem małoskalowym i prawdopodobieństwo, by zarejestrowano ją przed stu laty było naprawdę niewielkie. Do lat dziewięćdziesiątych XX w. nie była to też informacja chętnie puszczana do obiegu publicznego przez ówczesne władze. Obywatel miał być wiecznie szczęśliwy, a tu zniszczenia, straty... Kiedy wreszcie pojawił się pluralizm medialny, informacje i filmy ukazujące to zjawisko, zaczęły się pojawiać także na portalach społecznościowych. Natomiast jest prawdą, że w ostatnich 30 latach trąb jest w Polsce coraz więcej. Wcześniej trąby powietrzne występowały u nas od maja do października. W 2019 r. trąba powietrzna pojawiła się na północ od Warszawy w pierwszej połowie marca, w tym roku już w połowie lutego. Ale temperatura pierwszej połowy tegorocznego lutego jest w wielu miejscach o 5-6 stopni wyższa niż norma. Styczeń też był cieplejszy od normy, więc te anomalie nie powinny dziwić.
A co z burzami?
Burza jako anomalia w chłodnej porze roku zawsze mogła wystąpić. Nie jest to nic dziwnego, jednak w klasycznych podręcznikach klimatologii pojawia się informacja, że cechą klimatu Polski jest pojawianie się burz - sygnalizujących koniec zimy - dopiero w ciepłej porze roku. W tym roku mieliśmy burze już kilka tygodni temu.
Czy wiatr wiejący zimą z prędkością przekraczającą 120 kilometrów na godzinę to też anomalia?
Nie jest to zjawisko anormalne. Sezon sztormowy dla Bałtyku południowego i środkowego to okres od drugiej połowy września do przełomu marca i kwietnia. Najwyższy poziom morza zarejestrowany w latach 70. XIX wieku w Kołobrzegu przekraczał 7 metrów! I było to wezbranie sztormowe. Pojedynczych, dewastacyjnych sztormów można wymienić wiele na przestrzeni wieków. Kolejne pokolenia się do tego przystosowały. Czy widziała Pani wzdłuż linii brzegowej Bałtyku osady ludzkie? Wszyscy wiedzieli, że morze niesie zagrożenie i domów przy brzegu nie stawiali.
Nie ma się więc czym niepokoić?
Wręcz przeciwnie. Powstaje pytanie, na które cząstkowo próbowaliśmy sobie odpowiedzieć w przeciągu ostatnich trzydziestu lat - dlaczego sztormy przekraczające 8 stopni w skali Beauforta stają się coraz częstsze? Statystycznie jest ich trochę więcej i prędkość wiatrów w porywach staje się większa. Jest to powód do niepokoju. Poza tym patrząc na szlaki cyklonów, które w tej porze roku niosą za sobą złą pogodę (deszcz, silny wiatr, rozległe strefy zachmurzenia) zauważamy, że z perspektywy stuletniej istotnie się one zmieniły. Dawniej cyklony, przechodząc nad Wielką Brytanią, następnie wchodziły na ląd między Holandią a Niemcami i szły w kierunku Alp. Część przechodziła nad Danią i szła wzdłuż Bałtyku, czyli ostatecznie ku północy. Dziś obserwujemy przesunięcie tego szlaku. Cyklony wchodzą na południowy Bałtyk i coraz częściej poruszają się w głąb lądu. A poza wybrzeżem ludzie nie są przygotowani na takie zjawiska. Tam też jest dużo więcej drzew, różniących się od drzewostanu nadmorskiego. Każdy, kto patrzy na sosny nad morzem widzi, że zupełnie inaczej wyglądają niż te rosnące w głębi lądu.
Czy ekstremalne zjawiska pogodowe i zmiany klimatyczne mogą mieć związek z obserwowanym od kilku lat wycinaniem na potęgę polskich lasów?
Dobrze wiemy - o czym zresztą mówił były, nieżyjący już minister środowiska, prof. Jan Szyszko - że las jest pewnym antidotum na globalne ocieplenie. Wycinka lasu w skali globalnej przyczynia się do procesu przyspieszenia globalnego ocieplenia. Natomiast zachowanie lasu i sadzenie nowych lasów może spowolnić ten proces. Oczywiście zdolność do asymilacji bardzo starych i bardzo młodych drzew jest znacznie mniejsza, niż drzew w wieku młodzieńczym i dojrzałym, ale generalnie lasy poprzez proces asymilacji pochłaniają dwutlenek węgla i mineralizują w sobie i w glebie węgiel, czyli go wiążą. Dziś, niestety, wspomagamy proces globalnego ocieplenia. Zaskakuje mnie polityka Lasów Państwowych. Są one wprawdzie odpowiedzialne za gospodarkę leśną, której naturalnym elementem jest wycinka, ale nigdy nie powinna ona przeważać nad nowymi nasadzeniami.
Co nas wobec tego czeka, jeśli nie zmienimy dotychczasowego zachowania, tnąc lasy, prowadząc taką jak obecnie gospodarkę i nie przechodząc na naturalne źródła energii?
Obawiam się, że naturalne źródła energii, charakteryzujące się niestabilnością produkcji nie wystarczą, by pokryć zwiększające się zapotrzebowanie na energię. Wydaje się, że ze względu na nasze potrzeby jedynym rozwiązaniem jest energetyka jądrową. A co nas czeka? Nie powinniśmy mieć zbyt wielu złudzeń. Z roku na rok tego nie widać, ale w skali dekad możemy zaobserwować, że jest coraz cieplej. Różnica temperatur w każdym miesiącu trzydziestolecia 1991 -2020 pokazuje, że jest już o wiele cieplej, niż w okresie między 1951 a 1980 rokiem. Różnice te dochodzą nawet do dwóch stopni. Bez wątpienia czeka nas więcej fal ciepła.
Niektórzy się cieszą.
Dla nas, ludzi, takie ocieplenie nie działa negatywnie. Temperatura w lutym, sięgająca 7,8 10 stopni nie jest odbierana jako coś nieprzyjemnego. Wręcz przeciwnie, potrzebujemy np. znacznie mniej energii do ogrzewania. Jednak środowisko także musi dostosować się do anomalnych warunków, które przez kilkaset lat o tej porze roku nie występowały. Ten proces będzie trwał, więc środowisko będzie się przekształcać. I, jak mówi pierwszy raport grupy roboczej IPCC, czyli Międzyrządowego Zespołu do spraw Zmian Klimatu, będzie więcej fal ciepła. To oznacza, że w wielu miejscach w Polsce latem temperatura będzie przekraczać 30 st C. Nie jest to już obojętne dla naszych organizmów i środowiska. Ten proces dziś jest niezauważalny dla większości z nas, ale latem już go zobaczymy. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do długotrwałych upałów przekraczających 30 st. C i więcej w ciągu dnia oraz 20 st. C i wyżej w ciągu nocy. Po zainstalowaniu klimatyzacji i poprawieniu komfortu przebywania w pomieszczeniach wzrośnie zapotrzebowanie na energię. Będziemy więc działać proociepleniowo dla klimatu.
Prawdopodobnie do 2050 roku poziom morza wzrośnie o wartość, jaką podniósł się w całym XX wieku. Czyli mniej więcej do 30 kolejnych centymetrów. W porównaniu do XX wieku wody będzie o pół metra więcej i wezbrania sztormowe będą jeszcze wyższe. Istnieje ryzyko, że sięgną nawet - dla Gdańska - siedmiu metrów. Możemy sobie już z nimi nie poradzić, woda wejdzie dość głęboko.
prof. Mirosław Miętus / zastępca dyrektora IMGW
A co ze środowiskiem?
Bardzo szybko ulega przesuszeniu. Dewastacja gleby, terenów zielonych, upraw skutkuje plonami mniejszymi i gorszej jakości, spadkiem dochodów w sektorze rolnictwa, drożyzną w sklepach.
Jeszcze większą niż teraz?
Niestety, tak. Idąc dalej - naturalna migracja klimatyczna będzie się nasilać. Do roku 2050 ćwierć miliarda ludzi głównie z Afryki opuści swoje tereny i przeniesie się na północ. Migranci ruszą tam, gdzie będą jeszcze mogli znaleźć żywność i wodę, bo u siebie już tego nie znajdą. Ludzie ci pójdą przede wszystkim do bogatszych krajów, gdzie system państwowy, ekonomiczny i społeczny jeszcze poradzi sobie ze zmianami, które wystąpią w roku 2050. Kraje te w pewnym momencie staną jednak przed problemem i powiedzą - my już więcej nikogo nie przyjmujemy. Być może dojdzie do obrony granic i stawiania na nich ze wszystkich stron zapór.
Co jeszcze nas czeka?
Prawdopodobnie do 2050 roku poziom morza wzrośnie o wartość, jaką podniósł się w całym XX wieku. Czyli mniej więcej do 30 kolejnych centymetrów. W porównaniu do XX wieku wody będzie o pół metra więcej i wezbrania sztormowe będą jeszcze wyższe. Istnieje ryzyko, że sięgną nawet - dla Gdańska - siedmiu metrów. Możemy sobie już z nimi nie poradzić, woda wejdzie dość głęboko. Najprostsza wizualizacja to znalezienie na mapie terenów miasta o wysokości 2,5 m npm. Wszystko, co niżej przy takim wezbraniu sztormowym będzie zalane. A woda morska, która dostanie się do kanalizacji, będzie szła tym systemem jak kanałami, wybijając w domach. Czekają nas więc lokalne podtopienia przy okazji sztormów - tak jak w Wenecji. Także Żuławy będą miały znowu problem. Tak wysoka woda zabierze na pewno część Żuław, część będzie można ochronić, ale wymaga to sprawnego systemu hydrotechnicznego.
Jak temu zapobiec?
Znając przyczynę, musimy ją usunąć. Gaz cieplarniany, czyli głównie dwutlenek węgla, pochodzi w znacznej mierze ze spalania paliw kopalnych. czyli z wytwarzania energii, transportu, produkcji materiałów budowlanych i usług komunalnych. Drugim gazem jest metan, pochodzący głównie z rolnictwa. Pojawia się pytanie przy wzrastającym zapotrzebowaniu na żywność - jak ją produkować, żeby ograniczyć emisję metanu?
Koszmarnie trudna jest ta szarada.
Wiedzieliśmy o nadchodzących kłopotach od lat, ale teraz doszliśmy do bardzo trudnego momentu, gdy pojawiła się potrzeba wdrożenia wiedzy naukowej w codzienne życie.
Napisz komentarz
Komentarze