Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Zmarli wstają z grobów? Upiory krążyły jeszcze w XX wieku po wsiach na Pomorzu!

Skąd w badanych przez naukowców na Pomorzu grobach wzięły się cegły, układane na szczątkach zmarłych, kosy wokół szyi, dlaczego nieboszczykom wybijano zęby, zawijano ich w sieci, wiercono dziury w kościach, a nawet obcinano głowy? Dlaczego wsypywano do grobów mak i wkładano karteczki z zapisaną modlitwą? Odpowiedź jest prosta – by w nocy nie wstawali z grobu i nie robili najbliższym krzywdy.
grób
Wśród opowieści powtarzanych w kaszubskich domach, jedną z najbardziej przerażających były te o wieszczych i łopich

Autor: Canva | Zdjęcie ilustracyjne

Ostatnie takie znalezisko pochodzi z września ubiegłego roku. W kościele parafialnym pw. Najświętszej Maryi Panny w Pączewie w gminie Skórcz w części prezbiterialnej, pod barokową płytą, odsłonięto pięć kopuł grobowych. 

Reklama

Przerażające znaleziska archeologów

Pod jedną z nich znaleziono szczątki zmarłego, liczącego w chwili śmierci prawdopodobnie około 50 lat, mężczyzny z sierpem położonym pod szyją.

Nie jest to jedyny taki przypadek. Już w 2014 roku w Kamieniu Pomorskim – co charakterystyczne, poza terenem cmentarza – archeolodzy odkryli pochodzący prawdopodobnie z XVI wieku szkielet. Miał wybite zęby, do jego ust ktoś włożył cegłę. Zmarłemu przewiercono także kość nogi, by ten nie mógł wstać z grobu i straszyć ludzi.

Kiedy przed 10 laty archeolodzy badali resztki zniszczonego przez potężny sztorm 11 stycznia 1558 roku kościoła Świętego Mikołaja w tzw. Starej Łebie, także natknęli się na pochówki. Były to groby dzieci – niemowlęcia, trzylatka i dziewięcioletniego chłopca, któremu – nie wiadomo dlaczego – ktoś przed zasypaniem mogiły położył na brzuchu cegłę.

Najlepiej obciąć głowę?

Wśród opowieści powtarzanych w kaszubskich domach, jedną z najbardziej przerażających były te o wieszczych i łopich. Opłakiwanych przez rodziny ukochanych zmarłych, którzy po śmierci wstawali z grobów, by z koszmarną regularnością zabierać za sobą na tamten świat żyjących krewnych. A kto stawał się wieszczym lub krążącym pod oknami rodzinnego domu łopim? Ponoć najbardziej narażeni byli ci, którzy... urodzili się w czepku, czyli nienaruszonej błonie płodowej. I jeśli zapobiegliwa matka nie wysuszyła błony, nie starła jej na proszek i nie podała z mlekiem dziecku, to nieszczęściu nie dało się już zapobiec.

W wydanej w 1892 roku książce „Kaszuby i Kociewie. Język, zwyczaje, przesądy, podania, zagadki i pieśni ludowe w północnej części Prus Zachodnich”, które zebrał i opisał Józef Łęgowski, występujący pod pseudonimem Dr. Nadmorski, można przeczytać o obcinaniu głów wieszczych i umieszczaniu ich między nogami trupa. Co ciekawe, autor przytacza przypadki sprzed dwóch, trzech lat. Cóż miał robić wieszczy? Jak pisał Dr. Nadmorski, po pogrzebie zmarły: 

„trumnie usiądzie i zacznie żreć na sobie ubranie, wtenczas najprzód wszyscy najbliżsi krewni się rozchorują i po kolei umierają, a gdy już niema bliższych krewnych, to zabiera dalszych, a jak już wszyscy krewni wymrą, to potym wstanie z grobu i idzie do dzwonów i zacznie dzwonić, a kto dzwonienie posłyszy, ten musi umrzeć”.

Modlitwa bez „Amen”

Historie o wieszczych powtarzano w miejscowych legendach. Jedna z nich mówi o gospodarzu z Chwarzna, który, umierając, błagał bliskich, by mu po śmierci obcięli głowę. Rodzina nie posłuchała i w nocy rozdzwoniły się z dala kościelne dzwony. A następnego dnia znaleziono w łóżku martwą wdowę. Potem poumierały najstarsze dzieci gospodarza, syn i córka. Pozostałe zawiadomiły sąsiadów, którzy wezwali grabarza. Ten zaś wykonał ostatnią wolę zmarłego. 

Do grobu włożono sieci i kartki z modlitwą „Ojcze Nasz” bez ostatniego słowa „Amen”. Dlaczego? Wieszczy miał najpierw zająć się żmudnym rozplątywaniem supłów w sieciach, a potem odmawiać pacierz. Nie znajdując słowa „Amen”, zaczynał modlitwę od początku. I tak bez końca.

Niektóre relacje o nie do końca wyjaśnionych przypadkach „zabierania bliskich” pochodzą... z połowy XX wieku.

Opowieść z Osia

Pani Halina jako dziecko mieszkała w Osiu w Borach Tucholskich. Na tamtejszym cmentarzu pochowany jest jej dziadek.

– Przy ścieżce prowadzącej do krzyża mija się groby rodziny X – mówi 93-latka. – Doskonale pamiętam tamtą historię, do której nie raz wracały później moja mama i ciocia. W czasie wojny zmarł senior rodu X. Dokładnie miesiąc później zmarła kolejna osoba. Minął miesiąc, i następna. A potem jeszcze jedna. Jako że Polska była pod okupacją, sprawą zainteresowali się Niemcy. Kiedy następne dziecko z rodziny zaczęło znów chorować, zabrali je do szpitala w Świeciu. Nie udało się go jednak uratować. Łącznie chyba jest tam pięć grobów. Umierali młodzi ludzie. Słyszałam, że dopiero ponowne otwarcie grobu seniora zakończyło tę koszmarną serię.

Prawda? Kolejna legenda? Tak czy inaczej, przez kilkadziesiąt ostatnich lat nie pojawiały się już relacje o krążących pod domami zmarłych. I niech tak już zostanie.

Reklama Radio Gdańsk 80 lat urodzinowe zdjęcie
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama