Geneza Wielkiego Postu sięga II wieku, kiedy dla lepszego przygotowania się do przeżycia świąt paschalnych, świąt Wielkiej Nocy, zalecano przed nimi dwa dni postu. Z czasem okres ten rozszerzono, nawiązując do 40-dniowego postu Jezusa na pustyni. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że obecnie Kościół nakazuje ograniczenie spożycia pokarmów przez całe 40 dni.
Dlaczego nie post od Internetu?
Post ścisły jest zredukowany do dwóch dni: rozpoczynającej Wielki Post Środy Popielcowej oraz Wielkiego Piątku. Wtedy osoby między 18. a 60. rokiem życia obowiązane są, by nie przekroczyć liczby trzech posiłków dziennie, z czego jeden może być „do syta”, a dwa lekkie. Oczywiście, jeżeli ktoś z przyczyn zdrowotnych nie jest w stanie się do tego postu dostosować – nie musi.
Arkadiusz Wojtas OP z gdańskiego klasztoru dominikanów
Pod terminem Wielki Post obecnie rozumie się nie tyle fizyczne powstrzymywanie się od spożywania pokarmów, co okres duchowego przygotowania do świąt Wielkiej Nocy. To czas modlitwy, postu, jałmużny, czas nawracania się, czas stawania się lepszym.
Paradoksalnie, może to oznaczać, że zamiast wstrzymywać się od robienia czegoś, może on być okazją do podjęcia pozytywnego działania, którego normalnie nie podejmujemy?
– Nawrócenie oznacza stawanie się coraz lepszym, bycie coraz bliżej Boga – mówi ojciec Wojtas. – I rzeczywiście, z jednej strony jest to odwrócenie się od grzechu, zerwanie z tym, co jest złe, z tym, co grzeszne, co jest nie tak w naszym życiu. I w tym aspekcie rozumielibyśmy post jako, tak mówiąc technicznie, poskramianie naszego ciała poprzez, na przykład, odmawianie sobie jakiegoś pokarmu albo czasu spędzanego w Internecie. Bo zauważamy, że ciągłe podjadanie czy ciągłe przeglądanie Internetu nad nami jakoś panuje. Wtedy decydujemy się i mówimy, że chcemy się wyrwać z tego. I to jest ta jedna część nawracania się, kiedy odrywamy się od tego, co jest złe.
– Ale z drugiej strony, w nawróceniu chodzi również o to, żeby jak najmocniej rozwinąć w sobie to, co jest dobre. Wierzymy, że Bóg jest źródłem dobra, i wszystko, co dzieje się dobrego, pięknego, prawdziwego w naszym życiu, jest naśladowaniem Pana Boga – tłumaczy ojciec Wojtas.
Oczywiście, ideałem byłoby żyć w ten sposób 365, a nie tylko 40 dni w roku. Ojciec Wojtas przestrzega, by na Wielki Post nie patrzeć jak na rodzaj jakiegoś „okna transferowego”, kiedy należy się spiąć, trochę poudawać, że jesteśmy lepsi, a potem można już żyć byle jak.
– To nie o to chodzi, natomiast myślę, że każdy z nas potrzebuje czegoś w rodzaju przypominajki, podobnej do tej, którą czasami sobie ustawiamy w telefonie, byśmy próbowali mieć z tyłu głowy to, że chcemy coś konkretnego wykonać, z jakiegoś konkretnego powodu.
Wracając jeszcze do postu rozumianego jako powstrzymywanie się od spożywania nadmiernej ilości pokarmu bądź też jego pewnych rodzajów, jak mięso – coraz częściej słyszymy o dyspensach, a więc udzielonym przez biskupa pozwoleniu na odstąpienie od postu, na przykład w piątek, który przynależy do długiego weekendu, kiedy ludzie świętują z rodziną czy przyjaciółmi. Z czego wynika to poluzowanie zasad?
– Rzeczywiście, biskupi udzielają takiej dyspensy, i to czasami powoduje pytania, dlaczego w jednej diecezji jest tak, a w innej – inaczej. Cóż, to jest pytanie do tych biskupów. Dyspensa najczęściej motywowana jest dobrem wiernych, po to żeby uspokoić serca ludzi, którzy akurat mają okazję, by świętować. Inną kwestią jest to, czy niejedzenie mięsa jest rzeczywiście w Kościele takim wyraźnym rodzajem postu na miarę naszych czasów? – kończy o. Arkadiusz Wojtas.
Między beczką soli a procesem o czary
Dr hab. Anna Kwaśniewska z Zakładu Etnologii Polski i Antropologii Historii Uniwersytetu Gdańskiego, gdzie jest profesorką, zauważa, że chrześcijaństwo poprzez post uczyło dyscypliny oraz samodoskonalenia. Był on czasem rozmyślań, umartwienia, wzmożonej pobożności. Miał skłaniać do zastanowienia się nad sensem życia ludzkiego.
Jednak, z punktu widzenia dzisiejszej wiedzy medycznej, można uznać, że post dla niektórych osób i całych grup, takich jak zamożna szlachta, magnateria, bogate mieszczaństwo, miał też znaczenie lecznicze. Po czasie nadmiarowej konsumpcji wprowadzał ograniczenia, często niezbyt dokuczliwe lub rekompensowane w różny sposób, na przykład poprzez potrawy z ryb.
– Ludność chłopska traktowała Wielki Post bardzo rygorystycznie – mówi prof. Kwaśniewska. – Nie jedzono mięsa, tłuszczów zwierzęcych, nabiału, miodu, ale także ryb, z wyjątkiem śledzi. Podstawowym pożywieniem była postna zupa, żur z ziemniakami. Drugim powszechnym daniem były solone śledzie – na czas postu w dużych rodzinach kupowano beczkę śledzi. Jedynym tłuszczem, jakiego używano, był olej, najczęściej lniany. Żur w poście jadano też powszechnie w domach drobnej szlachty.
Post był doświadczeniem osobistym i społecznym. Zwłaszcza w czasie Wielkiego Postu, poza kwestiami związanymi z jedzeniem, na płaszczyźnie społecznej obowiązywał zakaz urządzania zabaw i wesel, co miało znaczenie dla kontaktów towarzyskich oraz rodzinnych. W kulturze dawnej wsi, jak zauważa prof. Kwaśniewska, okres zimowy był czasem nasilenia obrzędów. Okres Wielkiego Postu hamował ten ciąg.
– Na Kaszubach bardzo uroczyście obchodzono dzień św. Józefa, patrona rzemieślników przypadający w Wielkim Poście. Wtedy świętowali, nie stroniąc od alkoholu, swoje imieniny mężczyźni noszący to imię. Uważano, iż Kościół na ten dzień udziela dyspensy. Stąd na Kaszubach zawierano też niekiedy małżeństwa w tym dniu – tłumaczy gdańska badaczka.
W przeszłości na wsi polskiej osoba nieprzestrzegająca postu mogła spotkać się z ostracyzmem społecznym, gdyż łamała obowiązujące normy. Wykluczało ją to w jakiś sposób ze wspólnoty powiązanej system wartości. Funkcjonowały opowieści mówiące o tym, co spotkało osobę nieprzestrzegającą postu – często była to choroba. Ale bywało jeszcze gorzej.
W dobie „polowań na czarownice”, rozpowszechnionych w Polsce zachodniej i północnej w XVII oraz pierwszej połowie XVIII w., osoba nieprzestrzegająca postu mogła być posądzona o kontakty z diabłem, co mogło nawet doprowadzić do procesu o czary i spalenia na stosie.
dr hab. Anna Kwaśniewska z Zakładu Etnologii Polski i Antropologii Historii Uniwersytetu Gdańskiego
Nie jest źle jeść mniej
Czy z punktu widzenia dietetyki można nakaz postu traktować jako próbę wprowadzenia czegoś, co jest racjonalne i pożyteczne? Z takim pytaniem zwracamy się do kierowniczki Katedry Żywienia Klinicznego Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego prof. dr hab. n. med. Sylwii Małgorzewicz.
– Aktualnie wzrosło zainteresowanie tematyką krótkotrwałych głodówek, czyli tzw. postu przerywanego. Publikacje w prasie naukowej wskazują, że są one nieszkodliwe, a niektórzy badacze wręcz widzą w nich korzyści w postaci mniejszej ilości przyjmowanych kalorii, utraty masy ciała, poprawy metabolizmu, zmniejszenia insulinooporności czy też poprawy w zakresie zaburzeń lipidowych. Krótkotrwałe głodówki mogą pozytywnie wpływać na mikrobiom jelit i w konsekwencji na samopoczucie pacjentów, szczególnie jeżeli dojdzie do zmniejszenia dolegliwości ze strony przewodu pokarmowego (wzdęcia, bóle brzucha), które mogły być związane z wcześniejszą nieprawidłową dietą.
Posty przerywane mogą być alternatywą dla klasycznej diety redukcyjnej, jednak nie ma wystarczających dowodów, że ich stosowanie wiąże się z większymi korzyściami zdrowotnymi.
Istnieją również badania wskazujące na korzyści wynikające ze stosowania diety tzw. hipokalorycznej (polegającej na tym, że człowiek nie najada się do syta) w kontekście długowieczności i zachowania zdrowia. Przeprowadzano obserwacje, na przykład, długowiecznych mieszkańców japońskiej wyspy Okinawa, gdzie osiągnięcie wieku stu lat życia nie jest rzadkością. I faktycznie, pomijając to, że te osoby zdrowo się odżywiają, to z zasady jedzą relatywnie mniej w stosunku do przeciętnego Europejczyka. Są więc przesłanki by twierdzić, że dieta o niewielkim deficycie kalorii długofalowo może być korzystna dla zdrowia.
Prof. Małgorzewicz przestrzega jednak, że nie da się tego samego powiedzieć o głodówkach.
– Długotrwałe głodzenie czy post długofalowy mogą mieć negatywny wpływ na organizm, i w związku z tym, nie zalecamy ich.
Dla niektórych osób Wielki Post jest dobrą okazją, by zrezygnować z niektórych rodzajów pokarmu, na przykład słodyczy. Zdaniem prof. Małgorzewicz, generalnie jako społeczeństwo jemy zbyt dużo. W dodatku wiele produktów, takich jak słodycze czy frytki, jest kompletnie nieprzydatnych dla organizmu. 40 dni odstawienia ich to okres, który może spowodować odzwyczajenie się, a w efekcie zmianę nawyków żywieniowych i preferencji smakowych.
Dwa-trzy dni nie są wystarczające dla zmiany odczuwania smaku, natomiast po około sześciu tygodniach zmiana taka jest możliwa – zauważa badaczka. – Są więc przesłanki, że warto wykorzystać te sześć tygodni postu na refleksję, czy się dobrze odżywiamy, czy przypadkiem nie jemy za dużo tzw. śmieciowego jedzenia, i podjąć próbę zmiany nawyków na prozdrowotne.
prof. dr hab. n. med. Sylwia Małgorzewicz / kierowniczka Katedry Żywienia Klinicznego Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego
Napisz komentarz
Komentarze