Kiedy przed laty przystępowano do budowy gdyńskiego portu, tylko najbardziej śmiali wizjonerzy mogli przypuszczać, że kiedyś falochrony, pirsy i nabrzeża wyjdą daleko w morze. To się już dzieje! Coraz więcej dużych portów morskich – powtórzmy – wychodzi w morze. To widoczny na całym świecie trend budowy terminali na akwenach zewnętrznych, kiedy rezerwy terenów nadbrzeżnych zostały wyczerpane. Gdynia wcale nie jest tu wyjątkiem. Przy tym wybór takiej drogi rozwoju portu przynosi wiele korzyści.
- Od strony technicznej Port Zewnętrzny lokuje się bliżej wyjścia na redę, bliżej akwenów o większej głębokości, ułatwia to nawigację i umożliwia wprowadzanie statków o większym zanurzeniu. Skraca to cały łańcuch logistyczny – wyjaśnia Grzegorz Bławat, kierownik projektu w Zarządzie Morskiego Portu Gdynia. - Porty często stanowią element większego organizmu miejskiego. Budowa na zewnątrz pozwala na odsunięcie działalności portowej od tkanki miejskiej, od dzielnic mieszkaniowych, dla których mogłoby to oznaczać pewną uciążliwość. To wyraźnie widoczna tendencja światowa.
CZYTAJ TEŻ: Port Gdynia jest największym portem rolnym na Bałtyku
Budowa Portu Zewnętrznego w Gdyni to w pełni potwierdza, także od strony ulokowania infrastruktury portowej na terenach, których dziś jeszcze nie ma. W tym miejscu przetaczają się fale Zatoki Gdańskiej. Dojdzie tam do procesu nazywanego fachowo „zalądowieniem”.
- To proces przemiany fragmentu terenu pokrytego wodą w stały ląd. Powstanie swoista obudowa nabrzeży wokół przyszłego lądu, po czym teren zostanie wypełniony urobkiem. W naszym przypadku ten urobek pochodzić będzie z przyszłych basenów portowych – Grzegorz Bławat tłumaczy kolejne kroki powstania nowego obszaru portowego. - Ten nowy ląd musi być otoczony szczelnymi konstrukcjami, by nie został wypłukany przez działanie fal. Nowy grunt zostanie odpowiednio zagęszczony, by na jego powierzchni mogła powstać cała zabudowa: terminal kolejowy, układ drogowy, place składowe, budynki, sprzęt przeładunkowy.
Czytając te słowa inwestycja wydaje się dość prosta w realizacji. Kilka kolejnych etapów i obszar Polski zwiększy się o kilkadziesiąt hektarów. Tymczasem to złożony projekt, wymagający zrealizowania całego mnóstwa zadań. Wiele spośród nich dopiero się pojawi, Zarząd Morskiego Portu Gdynia jest przygotowany na wystąpienie niespodziewanych trudności wymagających szybkiego rozstrzygnięcia. Obecnie trwają prace projektowe wychodzących w morze falochronów, które osłonią przyszły Port Zewnętrzny przed niszczącym wpływem falowania. Wprawdzie położenie Gdyni w głębi zatoki jest od tej strony korzystne – nie dochodzi np. do falowania z kierunków zachodnich – lecz Morze Bałtyckie już niejednego nauczyło szacunku dla swej siły, kiedy dochodzi do silnych sztormów.
- Jak będzie wyglądać realizacja projektu? W skrócie: jesteśmy już na etapie opracowywania projektu koncepcyjnego falochronów, potem przyjdzie pora na projekt budowlany i jego wykonanie. Roboty w zakresie tego elementu inwestycji powinny się zakończyć w roku 2028 – wylicza Grzegorz Bławat. - Rozpoczął się też proces wyboru inwestora dla budowy pirsu zewnętrznego, ściślej jesteśmy na etapie składania pytań przez potencjalnych inwestorów oraz przygotowania ofert. To powinno potrwać do końca czerwca tego roku. Potem weryfikacja, dopełnienie wszystkich formalności, prace projektowe i budowlane. Planujemy gotowość pirsu zewnętrznego w roku 2030.
ZOBACZ TAKŻE: Kluczowymi kwestiami dla Portu Gdynia są Droga Czerwona i linia 201
Gotowość pirsu, czyli możliwość zawinięcia pierwszych statków. Do tego musi być też w pełni przygotowana cała portowa infrastruktura, ponieważ Port Zewnętrzny ma przyjmować statki o zanurzeniu do 15 m, czyli tzw. baltmaxy, największe jednostki zdolne do wpływania na Bałtyk (ograniczeniem jest głębokość Cieśnin Duńskich). Czyli nie tylko pirs i nabrzeża, także drogi dojazdowe, linie kolejowe, systemy załadunku i rozładunku, tereny składowania – listę „spraw do rozwiązania” można by kontynuować długo.
Kierownik projektu w Zarządzie Morskiego Portu Gdynia wcale nie próbuje taić, że zadanie jest bardzo skomplikowane, ponieważ budowa Portu Zewnętrznego oznacza realizację naraz bardzo wielu kwestii ściśle łączących się ze sobą. Nowoczesny port jest przecież skomplikowanym mechanizmem, gdzie wydawałoby się drobna usterka może zatrzymać całą pracę.
- Przy tym, o ile z technicznego punktu widzenia cały projekt jest trudny, posiadamy określoną wiedzę, pewne „know how”, to z zewnątrz niedostrzegalna jest wielka złożoność tej realizacji od strony formalno-administracyjnej. Wiele procedur przeprowadzamy po raz pierwszy, to swoiste „przecieranie szlaków” – dodaje Grzegorz Bławat. - Przykładem są niemające dotąd precedensu ogromne badania środowiskowe, taka inwestycja nie tylko nie może – z prawnego punktu widzenia – być zrealizowana bez sprawdzenia, czy nie wywoła to szkód w środowisku naturalnym, ale również jako inwestor obszar ochrony środowiska traktujemy poważnie. Biorąc udział w tym projekcie każdego dnia uczymy się wielu nowych rzeczy, to dla nas cenne doświadczenie.
Gdyby dziś spojrzeć na całość portu w Gdyni z lotu ptaka, to za pięć lat widok ten z pewnością bardzo się zmieni. Dziś eksploatowane baseny staną się portem wewnętrznym. Dla zawijających i wychodzących statków niewiele się zmieni, chyba że na lepsze, ponieważ tor podejściowy na odcinku około 3 km zostanie osłonięty od falowania. Cały system pracy portu zostanie oczywiście w pełni dostosowany do nowych warunków.
Napisz komentarz
Komentarze