Czy 2024 rok był dobry dla psychiatrii dziecięcej na Pomorzu?
Na pewno dobre jest to, że zamiast jednego, jak wcześniej, mamy cztery oddziały dzienne psychiatryczne rehabilitacyjne dla dzieci i młodzieży. Dwa w Gdańsku, dwa w Gdyni. Każdy z tych trzech nowych oddziałów może przyjąć po 15 osób, czyli to już oferta dla dodatkowych 45 pacjentów. Co najmniej, bo czasami jest ich więcej. To jest plus. Minus jest taki, że na razie oddziały dzienne ulokowane są w Trójmieście. Tu też mamy największą koncentrację lekarzy, psychoterapeutów, wszelkiej pomocy.
Młodzież spoza Trójmiasta nie korzysta z tych oddziałów?
Korzysta. Przyjeżdżają do nas codziennie z Rumi, Wejherowa, Pruszcza Gdańskiego, nawet mieliśmy osobę z Władysławowa. Oczywiście, byłoby lepiej, gdyby oddziały dzienne powstały w Słupsku czy Chojnicach, ale i tak dodatkowe miejsca w Trójmieście są namacalną dobrą zmianą.
Drugi plus to utrzymanie wszystkich placówek pierwszego poziomu referencyjnego – poradni psychologiczno-psychoterapeutycznych. Dobre jest także to, że rynek powoli weryfikuje ich jakość, a sygnały od rodziców i pracowników pozwalają na stopniowe budowanie świadczeń na odpowiednim poziomie.
Niestety, bardzo niekorzystne jest finansowanie terapeutów środowiskowych, którym płaci się za samo świadczenie, nie biorąc pod uwagę, że ten człowiek musi dojechać do szkoły, przedszkola czy konkretnego domu pacjenta i stamtąd wrócić. Takie rozliczanie świadczonych usług nie wspiera podstawowego założenia i sensu pracy w środowisku dziecka, gdyż terapeucie środowiskowemu nie opłaca się realizować tego celu.
Wróćmy jednak do pozytywów. Dobre jest to, że nadal trwa kampania na rzecz zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży. Do tej pory problem psychiatrii rozwojowej traktowany był akcyjnie – kiedy zdarzyła się tragedia, ktoś zginął, wtedy na chwilę w prasie czy telewizji zaczynano dyskusję nad kondycją zdrowia psychicznego dzieci oraz młodzieży. Przychodził nowy temat i dyskusję wygaszano. Dziś mam wrażenie, że ta rozmowa nadal trwa, przynajmniej na Pomorzu. Zarówno przy urzędzie marszałkowskim, jak i przy wojewodzie działa zespół zajmujący się organizacją polityki prozdrowotnej. Władze samorządowa i wojewódzka współpracują, żeby było lepiej.
Jak wygląda współpraca na poziomie ogólnopolskim?
Resort zdrowia i edukacji mają tendencję do spotykania się na rozmowach. Nie są to jeszcze wspólne działania, ale pierwszy krok do ich koordynacji. Za to brakuje mi udziału w rozmowach Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej oraz ministerstw sprawiedliwości i spraw wewnętrznych, czyli sektora prawnego. Chodzi o współpracę z kuratorami, sądami rodzinnymi, policjantami biorącymi udział w interwencjach.
Jakiś czas temu rozmawiałyśmy o pacjentach z zaburzeniami zachowania, których sądy – zamiast w ośrodkach wychowawczych – umieszczają na oddziałach z chorymi dziećmi, stwarzając potencjalne niebezpieczeństwo. Rozwiązano ten problem?
Problem jest absolutnie nierozwiązany, bo brakuje ośrodków wychowawczych, ośrodków socjoterapeutycznych, jest za mało ośrodków leczenia uzależnień dla dzieci i młodzieży. Do tego doszedł jeszcze dodatkowy problem z miejscami w tzw. pieczy zastępczej. Dziecko z różnych przyczyn nie może wrócić do domu i sąd najpierw bardzo długo zastanawia się, co z nim zrobić. A potem szuka dla niego miejsca, którego brakuje, w pogotowiach opiekuńczych czy innych placówkach opiekuńczych. Przez ten czas, na mocy decyzji sądu, dziecko przetrzymywane jest w szpitalu psychiatrycznym, który wypełnia kolejną lukę systemową.
Niestety, nadal sytuacja na oddziałach psychiatrycznych stacjonarnych dla dzieci i młodzieży jest skrajnie trudna. Hospitalizowanych jest średnio o 1/3 więcej pacjentów niż przeznaczonych do tego łóżek. Warunki leczenia dzieci i młodzieży nie są zadowalające, a personel pracuje w znacznym przeciążeniu.
Czy szkoły stały się bardziej przyjazne uczniom?
Moim zdaniem, kondycja szkoły znacząco się nie zmieniła. Nadal dzieci uczą się w przeładowanych molochach, które nie sprzyjają ani socjalizacji, ani integracji, ani zobaczeniu potrzeb indywidualnego ucznia. Nauczyciele są bardzo przeciążeni, z tego też względu trudniej im wypatrzyć dziecko, które ma kłopoty, i podejść do niego indywidualnie. Plusem jest, że zaczęła się rozmowa, by wzmacniać nauczycieli i szkoleniami, i wynagrodzeniami.
Pojawił się też pomysł tworzenia klas terapeutycznych, żeby była jakaś alternatywa dla uciekania tych dzieci w świat wirtualny i do Szkoły w Chmurze. Klasy terapeutyczne mogłyby zapobiegać wykluczeniom społecznym związanym z nierealizowaniem obowiązku szkolnego czy też nauką w Internecie. Jednak nie wiem, czy jakakolwiek taka klasa powstała.
Jest pani przeciwniczką Szkoły w Chmurze?
Dla, np., sportowca-medalisty, który musi poświęcać czas na treningi, ma dużo zadań do wykonania, pozostaje w interakcjach ze swoim zespołem, innymi zawodnikami – Szkoła w Chmurze jest dobrą opcją. Jednak młody człowiek, który ma, np., lęk społeczny i zamknie się w Szkole w Chmurze, niespecjalnie ma szansę, żeby wyleczyć się z tego lęku i nabyć umiejętności społeczne. Taki system nauczania wzmaga izolację i potencjalnie sprzyja wykluczeniu z funkcjonowania w społeczeństwie, gdyż nie uczy podstawowych umiejętności radzenia sobie w kontaktach i relacjach grupowych. Świat wirtualny, sztuczna inteligencja wypełniająca czas i przestrzeń zamkniętego pokoju dziecka nie zastąpią prawdziwych relacji międzyludzkich.
Na początku roku obiecano przeznaczyć 3 mld złotych na psychiatrię dziecięcą. Widać te pieniądze?
Wydaje się, że finansowanie nadal jest nieadekwatne. Potrzeba nam ludzi wykształconych, znających się na specyfice pracy z dziećmi i młodzieżą. Psychologów, psychoterapeutów, terapeutów środowiskowych, asystentów rodzinnych, wychowawców w ośrodkach socjoterapii, ośrodkach młodzieżowych, ośrodkach wychowawczych. Tu nie chodzi o drogi sprzęt, ale o zasoby ludzkie, które trzeba wykształcić i osadzić w konkretnej placówce.
Praca jest relacją, którą należy umacniać, rozwijać, modyfikować. Natomiast jeżeli w ciągu roku w kontakcie z jednym pacjentem przewija się trzech czy czterech psychoterapeutów, to relacja jest pourywana i tak naprawdę nie pozwala na zbudowanie bezpieczeństwa i zaufania. Żeby nie było rotacji, muszą być odpowiednie finanse i warunki pracy. Jest też bardzo dużo biurokracji. Wszystko to sprawia, że specjaliści uciekają do sektora prywatnego.
Czy zaczęto wreszcie kształcić psychiatrów dziecięcych?
Tak, ten proces trwa od wielu lat. Obecnie mamy trzy akredytowane ośrodki (jeden w Gdańsku, dwa w Starogardzie Gdańskim) oraz potencjalnie większe możliwości kadrowe. W naszym województwie od zawsze wszystkie miejsca specjalizacyjne były i są zapełnione, bo ludzie są chętni do pracy i szkolenia. Minusem jest znowu centralizacja. Nawet jeżeli mamy zasoby kadrowe pozwalające na zwiększenie liczby miejsc szkoleniowych, to proces ten odbywa się centralnie.
Napisz komentarz
Komentarze