Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza

Mamy wiatr do żeglowania, czyli hanzeatycka spuścizna Gdańska

Na dawną przeszłość Gdańska przez lata patrzyliśmy przez pryzmat II wojny światowej, poszukując wyłącznie polskich śladów, nie próbując dociekać, czym w rzeczywistości była Hanza. To w średniowieczu zaczęła tworzyć się świetność Gdańska – mówi prof. Beata Możejko z Uniwersytetu Gdańskiego, specjalistka w zakresie średniowiecznego Gdańska, Jagiellonów i Hanzy
Mamy wiatr do żeglowania, czyli hanzeatycka spuścizna Gdańska
Ratusz Głównego Miasta i Dwór Artusa - charakterystyczne elementy hanzeatyckiego Gdańska

Autor: Muzeum Gdańska

Czym była Hanza? Jaką spuściznę nam zostawiła? - rozmowa z prof. Beatą Możejko

 

Już w szkole uczniowie dowiadują się, że Gdańsk jest hanzeatycki. Ale co to właściwie znaczy? Co kryje się w określeniu „hanzeatycki Gdańsk”?

Najprościej oznacza to, że w przeszłości należał do związku, noszącego nazwę Hanzy niemieckiej, skupiającego miasta przede wszystkim basenu Morza Bałtyckiego i Północnego. Wszystko zaczęło się od porozumienia Lubeki z Hamburgiem i z innymi miastami nadmorskimi. Gdańsk przystąpił do tego związku w latach 60. XIV wieku. Natomiast sięgając w to określenie głębiej – można mówić o zbiorze pewnych cech, wspólnych dla miast hanzeatyckich. Zewnętrznymi cechami miast hanzeatyckich jest np. architektura, którą można spotkać w różnych miastach, należących do Hanzy. Skupmy się na najbardziej znanych obiektach, choćby Dwór Artusa – jest w Gdańsku, ale też w Toruniu i innych hanzeatyckich miastach.

Skąd ta wspólna nazwa?

Żeglarze i kupcy wybierali sobie za patrona króla Artusa, nic więc dziwnego, że ważny dla nich miejski budynek, przeznaczony na spotkania – dziś powiedzielibyśmy „korporacyjne” – nazwali Dworem Artusa. 

prof. Beata Możejko (fot. prywatne)

Architektonicznych łączników, które od razu pokazują, że Gdańsk był miastem hanzeatyckim, jest bardzo wiele. Technika budowy rozwijała się pomiędzy miastami dzięki kupieckim podróżom. Wystarczy spojrzeć na gotyckie gdańskie budowle: kościół Najświętszej Marii Panny czy kościół św. Jana – to ceglany gotyk, charakterystyczny sposób budowania w hanzeatyckim mieście. Jest też siedziba Bractwa św. Jerzego i oczywiście Ratusz Głównego Miasta, organizujący – jak wszędzie w Hanzie - życie miejskie, przechowujący prawa, księgi, archiwum miejskie. Były reprezentacyjne kamienice z przedprożami, charakterystycznymi dla miast z tej części bałtyckiego wybrzeża.

A te mniej widoczne hanzeatyckie cechy?

To np. rozwiązania prawne, obowiązujące w mieście. Pamiętajmy, że Gdańsk był i jest miastem portowym, a w średniowieczu Motława pełniła funkcję łącznika miasta z Morzem Bałtyckim, z Wisłą, ale też funkcjonowała jako port. W związku z tym wprowadzono tu ważne portowe rozwiązania – prawo morskie, obowiązujące we wszystkich miastach, które przysyłały swoich przedstawicieli na zjazdy Hanzy w XIV, XV i XVI wieku. Decydowano tam np. o budowie statków wyłącznie dla członków Hanzy. Gdy więc w gdańskiej stoczni pojawiał się z zamówieniem ktoś, kto nie pochodził z jakiegokolwiek hanzeatyckiego miasta, odmawiano mu budowy, traktując go jako potencjalną konkurencję dla wszystkich hanzeatów. Podczas zjazdów Hanza tworzyła prawa, jak traktować jednostki, załogę, towar jaki zasady obowiązywały szyprów… Jeśli się te prawa respektowało, było się członkiem Hanzy.

A jeśli nie?

Miastu groziło wyrzucenie z Hanzy. Tak było np. z Kolonią, która na kilka lat przestała być miastem hanzeatyckim. Wracając do hanzeatyckich śladów w Gdańsku – bardzo ważnym z punktu widzenia historyków są znajdujące się w gdańskim archiwum tzw. missiva, czyli księgi - korespondencji z innymi miastami hanzeatyckimi, królami Francji czy Anglii, z cesarzem rzymskim czyli inaczej, prościej niemieckim. Zapisywanie wszystkiego w księgach to też jest pomysł hanzeatycki. Nasze missiva są szczególne, bo nie we wszystkich miastach się zachowały. Kolejny pomysł Hanzy, stosowany do dzisiaj – cło palowe, płacone od wchodzących i wychodzących statków. Komora palowa znajdowała się w Ratuszu, cło zasilało kasę miejską m.in. po to, by w dobrym stanie utrzymywać nabrzeże. Spadkiem po hanzeatyckiej przeszłości jest też choćby nazwa Lastadia, odnosząca się do tej części nabrzeża Motławy, gdzie w średniowieczu powstała stocznia. Łasztownią w miastach portowych nazywało się miejsca wyładunku i załadunku towarów – od określenia miary ładowności statku, czyli łasztu.

Cały zbiór hanzeatyckich praw, związanych z położeniem nad morzem i portowym charakterem miasta, ta morskość były dla Gdańska bardzo istotne. Morskie miasta, jak Lubeka czy Gdańsk, decydowały, jakie problemy Hanzy są najważniejsze, jakie będą omawiane na zjazdach przedstawicieli i w jaki sposób będą rozwiązywane. Palącym tematem była np. ochrona żeglugi przed piratami – hanzeaci zdecydowali, że będą pływać w kompaniach i np. po sól atlantycką będą żeglować w kilkanaście jednostek.

W jakim języku ze sobą rozmawiali?

Wszyscy obracali się w kręgu języka tzw. dolnoniemieckiego, który pozwalał na porozumiewanie się w basenie Morza Bałtyckiego, ale także szerzej – Morza Północnego, bo niderlandzki i dolnoniemiecki były wówczas jeszcze dosyć podobne. Zresztą gdańskie patrycjuszowskie rodziny pochodziły często z innych niemieckich miejscowości, a do Gdańska ściągały dlatego, że tu były prawdziwe korzyści. Ferberowie, Bischofowie, von der Beke i inni w Gdańsku robili karierę, sięgali po największe zaszczyty, pomnażali bogactwo swoje i miasta.

Zewnętrznych śladów hanzeatyckiej przeszłości jest nadal sporo, ale więcej jest tych ukrytych – w Archiwum Państwowym w Gdańsku, w Muzeum Archeologicznym, Muzeum Narodowym. Dzięki wystawie próbowaliśmy te zasoby pokazać, by łatwiej można było zrozumieć, dlaczego mówimy o Gdańsku hanzeatyckim.

Hanza w języku dolnoniemieckim oznacza grupę. Gdańsk na udziale w tej grupie niebywale korzystał, stając się bardzo zamożnym i wpływowym miastem.

Hanzeaci podzielili swój handlowy świat na cztery tzw. kantory, w zależności od warunków, relacji wyznaniowych czy politycznych. Moglibyśmy porównać je do dzisiejszych ambasad, ale też przedstawicielstw handlowych. Był kantor w Nowogrodzie Wielkim na Rusi. Był kantor w skandynawskim Bergen, ale najważniejsze dla Gdańska były kantory w Brugii - wówczas prawdziwym tyglu Europy – i w Londynie. Gdańszczanie mieli tam swoich przedstawicieli, to świadczyło o tym, jak wiele interesów miał Gdańsk w tych kantorach. Były też mniejsze kantory, dzisiaj moglibyśmy nazwać je konsulatami – w jednym z nich, w Kownie, gdańszczanie odgrywali główną rolę.

Hans Holbein Młodszy, Portret kupca gdańskiego Georga Giesego w kantorze hanzeatyckim w Londynie w 1532 r. (mat. Muzeum Gdańska)

Gdańsk wykorzystał więc swoje atuty – położenie, przywileje otrzymywane od kolejnych władców?

Tak, ale patrząc na biografie patrycjuszy gdańskich: Ferberów, Giese, von Suchten czy kilkudziesięciu innych, pamiętajmy, że u podstaw ich majątków był handel morski i budowanie statków. Gdy Gdańskowi zagwarantowano regulację żeglugi i prawo bicia monet, rozwijał się jeszcze szybciej. Zwrócił na to uwagę już prof. Henryk Samsonowicz – w Gdańsku, który w średniowieczu licząc 20-25 tys. mieszkańców, był największym miastem Rzeczpospolitej, ponad 10 proc. ludzi utrzymywało się z morza. Byli szyprami, marynarzami, pracowali w porcie, przy budowie łodzi, przy żaglach. Razem z rodzinami to było kilka tysięcy osób, dla których morski handel był źródłem utrzymania i decydował o poziomie zamożności.

Jak doszło do końca Hanzy? Co poszło nie tak?

To był splot wielu czynników – politycznych, geograficznych, gospodarczych. Jednym z nich była chciwość – mimo zakazów, by nie wchodzić w interesy z wrogami Hanzy, stawało się to powszechne. Szybki pieniądz wygrywał z kodeksem. Możemy to porównać do dzisiejszej sytuacji – Unia Europejska nakłada embargo, a poszczególne rządy albo konsorcja łamią je dla własnego zysku. Fundamentem Hanzy była solidarność – póki Hanza była solidarna, póty trwała. W tym samym czasie Portugalczycy i Hiszpanie dokonywali odkryć geograficznych, Hanza w tym nie uczestniczyła, nie miała więc korzyści z nowych szlaków i rynków. A do tego – co może z dzisiejszej perspektyw brzmi zabawnie - załamał się rynek śledzi, a te były rybą postną ówczesnego społeczeństwa… Rozwijający się protestantyzm nie pościł, zapotrzebowanie na śledzie drastycznie się zmniejszyło, rynek Hanzy się załamał. Oczywiście to tylko jedna z przyczyn. 

Co świadczy o tym, że czasem odległe zjawiska decydują o przedsięwzięciu. Znowu możemy porównać tamte czasy z naszymi.

Zmieniało się też otoczenie, w którym Hanza funkcjonowała – coraz silniejsze stawały się państwa narodowe, coraz wyraźniejsze były granice. Znowu odwołam się do porównania z dzisiejszą Unią Europejską, gdzie granice są otwarte. Gdy nie było barier i obostrzeń, przepływ towarów i osób odbywał się niemal bez przeszkód. Powstające w XVI wieku państwa narodowe z coraz silniejszą władzą monarchy zaczęły czerpać dochody z barier celnych, certyfikatów – rodzajów paszportów. Ważniejszy stawał się interes narodowy niż interes jakiejś międzynarodowej grupy – a tak można było widzieć Hanzę.

A jaka była w tym procesie rola Gdańska?

W Gdańsku był czas załamania budowy statków, który miastu udało się odwrócić, przyjmując zlecenia od Holendrów. Gdańsk lawirował też między Zakonem krzyżackim a Polską, co wymagało w różnych konfliktach negocjacji z innymi miastami. Nie chciałabym jednak, żeby to zabrzmiało, jakby tylko Gdańsk był niesolidarny, w końcu np. wspomniana wcześniej Kolonia została wyrzucona z Hanzy za sprzeciw innym miastom, ale rzeczywiście własne interesy stopniowo stawały się ważniejsze niż interesy grupy.

Interes grupowy ustępował interesom narodowym?

Raczej interesom władców, którzy stopniowo budowali państwa.

Za kilka dni w Gdańsku odbywać się będą Dni Hanzy. Towarzyszyć im będzie wystawa w Muzeum Gdańska, poświęcona hanzeatyckiemu okresowi historii Gdańska. Co na niej zobaczymy?

To zarówno materialne pamiątki – dokumenty, księgi, ale też opowieści o tym, czym była Hanza, czym były kantory. Będzie najstarsze kobiece epitafium z kościoła Najświętszej Marii Panny, ze specjalnie opowiedzianą historią… Będzie można zobaczyć kantor hanzeatyckiego kupca, rekonstrukcje strojów... Będzie też liczenie, bo jak kupcy, to muszą być liczby, będą modele statków, z jakich korzystali hanzeaci. Będą ciekawe eksponaty morskie. Wystawa jest bogata i trudna do opowiedzenia, koniecznie trzeba ją zobaczyć.

 Epitafium obrazowe Demoet von der Beke, 1425-1430 (fot. E. Grela/ mat. Muzeum Gdańska/Bazylika Mariacka w Gdańsku)

„Mamy wiatr do żeglowania...” Skąd taki tytuł wystawy?

To zdanie, którym rozpoczyna się prawny traktat morski, przywieziony do Gdańska w XV wieku. „Panowie! Mamy wiatr do żeglowania..." to też dawna komenda, zezwalająca załodze statku wyruszyć na otwarte morze. W końcu cała opowieść hanzeatycka jest opowieścią o morzu i o tym, jak Hanza dzięki niemu pomnażała dobrobyt miasta.

Możemy chyba Hanzę porównać do przodka, o którym wiemy, że był, ale nie mamy pojęcia, ile nam zostawił. 

Na dawną przeszłość Gdańska przez lata patrzyliśmy przez pryzmat II wojny światowej, poszukując wyłącznie polskich śladów, nie próbując dociekać, czym w rzeczywistości była Hanza. Potrzeba było kilku pokoleń badawczych, by zacząć badać Gdańsk, nauczyć się go na nowo, oswoić z używaniem niemieckich nazw – a to nawet dzisiaj nie bywa łatwe. Budowanie świadomości, że Hanza jest częścią historii Gdańska, to duży sukces wszystkich, nie tylko badaczy. W średniowieczu zaczęła tworzyć się świetność Gdańska, jego bogactwo, otwartość, poszukiwanie różnorodności.

A dzisiaj lubimy podkreślać tę cechę.

Budujemy kolejny mit… To nic złego, mity czasami pozwalają lepiej zrozumieć historię.


Prof. dr hab. Beata Możejko z Zakładu Historii Średniowiecza Polski i Nauk Pomocniczych Historii na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego, jest specjalistką w zakresie średniowiecznego Gdańska, Jagiellonów i Hanzy. Jest dyrektorką Centrum Badań Memlingowskich Uniwersytetu Gdańskiego, prezeską Towarzystwa Domu Uphagena, członkinią Komisji Nauk Historycznych PAN, międzynarodowego Komitetu MECERN (Medieval Central Research Network) oraz Komitetu Wiedzy Gedanopedii.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
żagle 11.06.2024 18:32
Oprócz wiatru potrzebne są żagle... Wiatr bez żagli to przeciąg... Najczęściej wywiewający nam kasę z kieszeni...

Reklama
Reklama
Reklama