Tragedia pod Kartuzami. Nie wypadek, a zabójstwo
O wstrząsającej tragedii ze środowego wieczora, 10 stycznia 2024 r. na niestrzeżonym przejeździe kolejowym w Mezowie w okolicach Dzierżążna, pod Kartuzami pisaliśmy wcześniej. W sprawie, w ciągu niespełna doby od zdarzenia, wydającego się nieszczęśliwym wypadkiem, nastąpił zaskakujący zwrot akcji. Odkrywając w bagażniku skody, w którą uderzył pociąg ślady krwi 31-latki, której ciało znaleziono na siedzeniu kierowcy oraz posiłkując się innymi ustaleniami, śledczy dokonali zatrzymania, co sugerowało, że chodzić może nie o wypadek komunikacyjny, a przestępstwo zabójstwa.
CZYTAJ TEŻ: Tragedia na torach pod Kartuzami. 31-latka została zabita, a wypadek upozorowano?
W piątek 12 stycznia przeprowadzona została autopsja 31-letniej zmarłej – Jolanty K. w zakładzie medycyny sądowej, której pierwsze efekty potwierdzają podejrzenia, że doszło do zbrodni.
- Obrażenia, które spowodowały śmierć kobiety nie pochodziły z wypadku komunikacyjnego. To są obrażenia w obrębie głowy, zadane ręką obcą, narzędziem tępym – relacjonuje wstępne ustalenia sekcji zwłok, prokurator Grażyna Wawryniuk, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, która przyznaje, że narzędzia zbrodni, przynajmniej jak dotąd, nie udało się zabezpieczyć.
Zarzut zabójstwa dla męża
Jak informuje, podejrzanym o zbrodnię jest 35-letni mąż kobiety. W piątek, 12 stycznia prokurator przedstawił mu, zagrożony karą nawet dożywotniego więzienia, zarzut zabójstwa w zamiarze bezpośrednim.
- Mężczyzna złożył wyjaśnienia i częściowo przyznał się do winy – relacjonuje prokurator Grażyna Wawryniuk, która dopytywana zastrzega, że nie może podać żadnych szczegółów wersji zdarzeń podawanej przez 35-latka. - Wyjaśnienia będą weryfikowane w toku postępowania – ucina.
Kiedy rozmawialiśmy ze śledczymi – w piątek późnym popołudniem – czynności procesowe z podejrzanym wciąż były jeszcze prowadzone. Właściwie pewny wniosek do sądu o tymczasowe aresztowanie domniemanego zabójcy, wówczas nie był jeszcze złożony [oskarżenie ma na to 48 godzin od zatrzymania, które nastąpiło w czwartek 11 stycznia – dop.red.].
Została zabita w salonie kosmetycznym
Zamordowana Jolanta K. prowadziła w Kiełpinie salon kosmetyczny. Już po godzinie 1 w nocy w czwartek, a więc w kilka godzin po uderzeniu pociągu w skodę, w której znajdowało się ciało 31-latki, w mediach społecznościowych na stronie tego zakładu pojawiła się informacja, że jest on zamknięty do odwołania. W piątek zapowiedziano zaś nabożeństwa w intencji Jolanty K., której daty pogrzebu wciąż nie ustalono. Salon, który zabezpieczając ślady, przetrząsnęli policyjni technicy – według śledczych – był zarazem miejscem zbrodni.
ZOBACZ TEŻ: Zemsta, polityka, przypadek i choroba. 5 lat bez prawomocnego wyroku
- Do pozbawienia życia kobiety doszło w miejscu jej pracy. Sprawca następnie przewiózł zwłoki samochodem i w celu ukrycia dokonanego czynu, pozostawił pojazd na przejeździe kolejowym – opowiada o ustaleniach na temat przebiegu zdarzeń ze środy 10 stycznia 2024 roku, rzeczniczka gdańskiej „Okręgówki”.
Napisz komentarz
Komentarze