Umościł się pan na dobre w kryminale. Jedna książka może zdarzyć się przypadkiem, ale trzy... to już pozycja.
Jak się raz trafi za kraty, to niełatwo się stamtąd wydostać (śmiech). Stałem się trochę takim recydywistą, którego ciągnie do starych kumpli i dawnych, niezałatwionych spraw.
To ciekawe. Bo pan na co dzień jako prokurator obcuje z przestępstwem, zbrodnią i całym tym odrażającym, brudnym światem. Zamiast zrobić po godzinach reset, pan funduje sobie powrót do ciemności.
Mam coś z nałogowca. W ciągu dziewięciu lat pracy poprowadziłem ponad 3 tysiące postępowań karnych. I to jest taki zasób historii, od których trudno się uwolnić. Już przy pierwszej powieści z prokuratorem Konradem Kroonem, założyłem sobie, że będzie ona mocno zakotwiczona w rzeczywistości. Nie piszę wyłącznie o seryjnych zabójcach, lecz o typowych, najciekawszych sprawach, jakimi zajmują się polscy prokuratorzy.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Cyryl Sone: Prokurator, który sam siebie wsadził do kryminalu
W trzeciej powieści „Nigdy już nie uciekniesz” przenosimy się do roku 2010.
Pamiętam tamten czas i atmosferę jaka panowała w niektórych sopockich klubach. Wisiało tam coś takiego niepokojącego w powietrzu. Jakaś zła energia, przyzwolenie na przekraczanie barier. To wyzwalało w ludziach ich najgorsze emocje. W „Nigdy już nie uciekniesz” zająłem się tematem przemocy seksualnej. Mamy więc luksusowe lokale, przeznaczone dla bogatych biznesmenów. Mamy agencje modelek powiązane z przestępcami zajmującymi się handlem ludźmi. Mamy i w końcu tajemnicze zniknięcia młodych dziewczyn, które chcąc wyrwać się z biedy zapłaciły za to najwyższą cenę.
Życie pisze ciekawsze czasami opowieści. Nie było pokusy, żeby oprzeć się na jakiejś prawdziwej historii?
To jest coś, czego nie mógłbym zrobić. Cały czas pracuję jako prokurator i ciąży na mnie obowiązek zachowania tajemnicy postępowania przygotowawczego. Ale z tych prawdziwych historii wyciągam pewne schematy i buduję z nich fikcyjne opowieści o dramatach ludzkich i ciemnej stronie ludzkiego charakteru.
Chciałby pan obejrzeć, którąś ze swoich powieści na ekranie? A jeśli tak, to kogo widziałby pan w roli prokuratora Kroona?
(Śmiech). Ja sam nie mam takich fantazji, ale... media społecznościowe to fantastyczna sprawa. Pozwalają na żywy kontakt z czytelnikiem. I jakiś czas temu na Instagramie zrobiłem głosowanie, pytając – jakiego aktora moim czytelnicy widzieliby w roli Kroona. Po zaciętej walce wygrał Marcin Dorociński.
Mam coś z nałogowca. W ciągu dziewięciu lat pracy poprowadziłem ponad 3 tysiące postępowań karnych. I to jest taki zasób historii, od których trudno się uwolnić. Już przy pierwszej powieści z prokuratorem Konradem Kroonem, założyłem sobie, że będzie ona mocno zakotwiczona w rzeczywistości. Nie piszę wyłącznie o seryjnych zabójcach, lecz o typowych, najciekawszych sprawach, jakimi zajmują się polscy prokuratorzy.
Cyryl Sone
Prokurator Kroon to niejako pana przeciwieństwo. Pan ma ułożone, chociaż podwójne, życie i kochającą rodzinę. A pana bohater to taki trochę niebieski ptak, ale mocno przeorany przez życie. Specjalista od nieszczęść i trudnych spraw.
Tworząc tę postać, pewnie podświadomie nadałem mu kilka swoich cech charakteru. Ale wiedziałem, że muszę postawić między nim, a sobą granicę. Tamę dla siebie, czytelników i całego świata. Chyba najmocniej widać to w aspekcie życia rodzinnego. Ja mam kochaną rodzinę – żonę i synka z którymi spędzam wiele czasu. A Konradowi Kroonowi to życie bardzo mocno pokiereszowałem. On wychował się w rodzinie z problemami i sam też nie potrafi stworzyć dobrego związku. Mierząc się z wyzwaniami pracy śledczej, z ludzkimi dramatami, niesie to wszystko na swoich barkach. W kontakcie z tym co straszne i okrutne, musi zachować zimną krew i być profesjonalistą. Ale kiedy wraca do domu, to wszystko go dopada, może trochę przerasta. I chociaż w trzeciej książce Konrad już nieco wychodzi na prostą to jeszcze mu trochę w tym życiu namieszam.
Dlaczego ludzie lubią kryminały?
Kryminał daje niezwykłe pole do popisu. Z jednej strony może być mocną powieścią obyczajową, a z drugiej ma ten dreszczyk emocji, którego literaturze pięknej zwyczajnie brakuje. Lubimy zaglądać w tę sferę ludzkiego życia gdzie mieszka grzech czy występek, z którą sami nie mamy do czynienia. A która nas mocno pobudza. Dlaczego zło, czyli unde malum? To filozoficzne pytanie, na które nikt jeszcze nie znalazł dobrej odpowiedzi. I jakbyśmy najsurowiej nie skonstruowali prawa karnego, to nie powstrzyma ono nigdy w pełni przestępców przed dokonaniem najbardziej okrutnych zbrodni. Zawsze w człowieku jest ta ciemna strona natury, która sprawi, że Kain zabije swojego brata Abla.
Piszę bo…
To jak z tym człowiekiem, który zapytany dlaczego wspina się w wysokich górach, odpowiada – bo są. Pamiętam, że czwartą, niewydaną jeszcze, książkę z Kroonem skończyłem pisać na początku września. I wtedy postanowiłem, że do końca miesiąca mój mózg będzie wypoczywać. Wytrzymałem sześć dni. Siódmego - siadłem do pisania.
Nie wyprowadza pan też swoich bohaterów z Trójmiasta.
Nowy cykl, który pojawi się w przyszłym roku, wyprowadzi nas na Kaszuby, ale zawsze to będzie Pomorze.
Pierwszym czytelnikiem jest żona?
Żona ma pewien punkt wrażliwości i wiem, których z moich książek jej nie proponować. Kryminałów, które kręciły się wokół przemocy kobiet, wolała nie tykać. Ale tak. Jest moją pierwszą fanką i daje mi ogromne wsparcie.
Szybko się rozwija ta pana historia z pisaniem.
Sam jestem zaskoczony. Rok temu pojawiła się moja pierwsza książka, teraz na rynku są już trzy. Każda z nich wskoczyła na listę bestsellerów. W psychologii znany jest termin „syndromu oszusta”. Używany wtedy, kiedy człowiekowi wydaje się, że to nie dzieje się naprawdę, że udało mu się wszystkich wykiwać albo że to tylko jakiś przypadek. Ale po tym roku już chyba do mnie dotarło, że te moje powieści, po prostu, podobają się czytelnikom. Dostaję sporo wiadomości od nich, że to najlepsza seria kryminalna jaką czytali, a Kroon to ich ulubiony bohater. Fajnie, że znalazła się taka grupa odbiorców dla których jestem na podium. To piękna nagroda.
Napisz komentarz
Komentarze