Jakie były zwyczaje kulinarne w dawnych Klukach i co stanowiło o tutejszej kuchni?
Trudno mówić o zwyczajach kulinarnych, bo w tak biednej społeczności, kuchnia była bardzo prosta, wyznaczał ją czas, pory roku i natura, a zatem do przygotowywania posiłków wykorzystywało się to, co w danym czasie było na łące, w polu i ogrodzie.
Na świątecznym stole królowały jaja.
Jajecznica, rzeczywiście, nie była potrawą codzienną, serwowano ją w czasie biesiad, podczas Czarnego Wesela (wspólne kopanie torfu), w niedzielę. Była czymś specjalnym, jak mięso, którego nie jadano wtedy dużo, było rarytasem. W przeciętnym gospodarstwie były ledwie dwie, trzy świnie, a zatem i świniobicie odbywało się nie częściej niż dwa, trzy razy do roku: na wykopki, na święta Bożego Narodzenia, na Wielkanoc. Na co dzień jadano ziemniaki i ryby, jako że wsie słowińskie w tym Kluki, położone nad jeziorem Łebsko, były wsiami rybackimi. Na stół trafiały ryby słodkowodne, a nawet morskie, ponieważ Łebsko czy Gardno to jeziora przybrzeżne, jedzono więc i łososie, i dorsze, śledzie, flądry, ale przede wszystkim szczupaki czy leszcze. Przysmakiem były węgorze.
Popularne było suszenie ryb.
To był łatwy sposób konserwowania ryb latem. Nawleczone na sznurek wieszało się na południowej stronie domu, żeby wyschły. W zimie trzymano ryby w sadzach, czyli skrzyniach, przez które przepływała woda, ustawiano je na kanałach czy przy brzegu jeziora. Nie zawsze przecież można było łowić, czasem nie pozwalały na to warunki pogodowe, czasem były okresy ochronne.
Wypiekano chleb.
Ciemny, z mąki żytniej. Do ciasta dodawano ziemniaków, które sprawiały, że pieczywo dłużej zachowywało świeżość i wilgoć. Kiedy po wojnie przyjechali na te ziemie przesiedleńcy z Kresów, tutejsza kuchnia wzbogaciła się o nowe składniki i potrawy. W Klukach osiedlili się, w dość dużej grupie, osadnicy z Wileńszczyzny. Dlatego w naszym muzeum jest ekspozycja wnętrza z lat 50. XX wieku zawierająca wiele elementów tamtego regionu, a w czasie pokazów „W słowińskiej zagrodzie”, które organizujemy u nas latem, prezentujemy też kuchnię wileńską, częstujemy gości cepelinami z twarogiem, chłodnikiem z botwiny czy kołdunami.
Na co dzień jadano ziemniaki i ryby, jako że wsie słowińskie w tym Kluki, położone nad jeziorem Łebsko, były wsiami rybackimi. Na stół trafiały ryby słodkowodne, a nawet morskie, ponieważ Łebsko czy Gardno to jeziora przybrzeżne, jedzono więc i łososie, i dorsze, śledzie, flądry, ale przede wszystkim szczupaki czy leszcze. Przysmakiem były węgorze
Violetta Tkacz-Laskowska / kierownik Muzeum Wsi Słowińskiej w Klukach
Co kiedyś jadano w Klukach na deser?
Popularnym deserem były wafle drożdżowe. Wypiekamy je i dziś w skansenie, do ciasta używamy mąki i jaj, smażymy je na żeliwnej gofrownicy na piecu z fajerkami. Był to przysmak niecodzienny, który jedzono na podwieczorki, przede wszystkim w niedziele. Poza waflami pieczono też drożdżowe baby, a w święta kołacze.
Do wafli kawa.
Była podstawowym napojem, zbożowa czy zbożowo-naturalna. Kupowano zielone ziarna kawy i prażyło się je w domu, w specjalnych młynkach. Podobnie jak ziarna zbóż, które prażono na maśle. Z takiej mieszanki ziaren przygotowywano kawę. Piło się ją codziennie i do każdego posiłku.
Owoce i warzywa były w tej prostej kuchni popularne?
To trudne tereny do uprawy. Z owoców wykorzystywano w kuchni jedynie te podstawowe: jabłka, wiśnie, śliwki, z warzyw głównie: ziemniaki, brukiew, buraki półcukrowe, z których wyrabiano syrop, słodką melasę. Stosowano też w kuchni marchew, pietruszkę, kapustę, ogórki czy w latach czterdziestych, pomidory.
Prostota tej kuchni mogłaby i dziś ująć smakoszy.
Obserwujemy powrót do dawnych smaków, do potraw lokalnych, regionalnych. Po czasie, gdy pociągało nas wszystko, co egzotyczne, dziś sięgamy do korzeni. To najzdrowsza kuchnia, bo też i bardzo proste przepisy, tak proste, że nawet trudno byłoby je zapisać, nie ma tu żadnych przypraw, specjalnych dodatków. Zwiedzający nasze muzeum są degustacją tamtej kuchni zachwyceni. Zwyczajne, niewyrafinowane smaki, a jednak...
Od jajecznicy zaczęłyśmy, na jajecznicy skończymy. Jak ją przyrządzano?
Na słoninie, na skwarkach, bywało - na kiełbasie. Masła nie stosowano wtedy do smażenia, to był zbyt cenny produkt. Potrawa sama w sobie.
W Słowińskiej Zagrodzie
Codzienność Słowińców, pierwotnych mieszkańców tych terenów, była zawsze wypełniona pracą i zajęciami, pozwalającymi im na egzystencję pośród tych niełatwych warunków naturalnych. Każdy, kto odwiedzi Muzeum Wsi Słowińskiej w Klukach do 12 sierpnia 2023r. od wtorku do soboty, dowie się jak wyglądało życie „W SŁOWIŃSKIEJ ZAGRODZIE” w różnych dekadach XX wieku (1917-1950).
Zwiedzaniu poszczególnych chałup, skrywających w swych wnętrzach bogate ekspozycje, towarzyszyć będą w godzinach 10.00-16.00 pokazy dawnych rzemiosł i zajęć w słowińskiej osadzie. W autentycznych wnętrzach odbywać się będzie gotowanie pachnącej kartoflanki na tradycyjnej kuchni i ubijanie masła w kierzynce. Przenosząc się zaś do lat 20. i 30. XX wieku w progach chałupy Alberta Klücka, ujrzymy izby z pieczołowicie odtworzonym wystrojem z tamtego czasu, skosztujemy drożdżowych wafli z żeliwnej waflownicy, smażonych na żywym ogniu, przyjrzymy się szyciu na maszynie, praniu dzwonem i na tarze. W zagrodzie Keitschicków, gdzie po wojnie zamieszkiwali przesiedleńcy z Wileńszczyzny, ujrzymy pracę przy żarnach, gospodynie przygotują chłodnik, cepeliny, a można będzie również sprawdzić, jak prasowało się żelazkiem rozgrzewanym na płycie kuchennej.
Napisz komentarz
Komentarze