Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Fiasko pomysłu na odciążenie SOR-ów. Pacjent pokonuje blokadę

Decyzja, zakazująca lekarzom POZ wystawiania skierowań na SOR-y miała ograniczyć zadania oddziałów ratunkowych wyłącznie do pomocy pacjentom w stanie zagrożenia życia i zdrowia i odciążyć je od wykonywania serii badań diagnostycznych u lżej chorych. Skutek - pacjenci zjawiają się ze skierowaniami bezpośrednio na oddziałach szpitalnych. - Lekarze operują, nie mamy pokoju do badań, a pacjentowi zależy np. na wystawieniu zaświadczenia do wniosku o rentę - mówi prof. Wojciech Kloc, kierujący oddziałem neurochirurgii w gdańskim szpitalu.

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Koszmar zatłoczonych SOR-ów spędzał sen z oczu kolejnym ministrom zdrowia. Zwracano często uwagę, że część pacjentów ze skierowaniami z przychodni pojawia się na oddziałach ratunkowych tylko po to, by bez kolejki wykonać komplet badań diagnostycznych.

Problem postanowił rozwiązać minister Adam Niedzielski. Na początku tego roku oznajmił, że wykonano "działania optymalizacyjne, które mają pacjentów odciągnąć bezpośrednio od wizyty na szpitalnym oddziale ratunkowym" . I zakazał wystawiania skierowań na SOR lekarzom podstawowej opieki zdrowotnej.

- Zakaz wystawiania skierowań przez lekarzy POZ miał odciążyć szpitalne oddziały ratunkowe. Było to jednak zbyt proste, by mogło się udać - twierdzi dr Tadeusz Jędrzejczyk, dyrektor Departamentu Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego. - Uznano, że niektórzy lekarze podstawowej opieki zdrowotnej nadużywają prawa do wystawiania pacjentom skierowań na SOR. Chodziło tu głównie o brak wcześniejszej diagnostyki ambulatoryjnej. W niektórych przypadkach lekarze rzeczywiście chcieli pomóc pacjentom w przyspieszenia wykonania tej diagnostyki i to, chociaż w niewielkim stopniu, mogło przyczyniać się do przeciążenia oddziałów ratunkowych.

Poprawione skierowanie

Blokada ta jest dziś gładko omijana - pacjent zgłasza się bezpośrednio na oddział. - Pacjenci przychodzą z pilnymi skierowaniami, na których skreślono "SOR" , wpisując np. oddział ortopedii czy laryngologii - przyznaje Małgorzata Pisarewicz ze Szpitali Pomorskich.

Na oddziale neurochirurgii szpitala im. M. Kopernika w Gdańsku każdego dnia odbieranych jest 5-7 telefonów od tak kierowanych osób. Niektóre z nich potrzebują jedynie zaświadczenia, pozwalającego ubiegać się o rentę "na chory kręgosłup".

- Zgłaszają się często bez badań, a my nie mamy nawet gdzie obejrzeć takiego pacjenta  - mówi prof. dr n. med. Wojciech Kloc, kierownik oddziału. - Jeśli położę na oddziale chorego, by zlecić mu diagnostykę, to może zabraknąć miejsca dla nagle przywiezionego pacjenta z krwiakiem mózgu!   A przecież mamy przychodnie przyszpitalną, która na takie badania kieruje. Ponadto nasi lekarze są bardzo zajęci,  przez cały dzień odbywają się operacje.

Sporo skierowań dotyczy problemów związanych z bólem pleców. Neurochirurg przy okazji przypomina, że niewielki odsetek pacjentów zmagających się z bólem kręgosłupa jest leczony chirurgicznie. Pozostałym pomaga np. rehabilitacja.

W szpitalach w Gdyni i Wejherowie praktycznie nie widać różnicy między sytuacją przed i po podjęciu "działań optymalizacyjnych"

- Postanowienie ministra zdrowia miało odciążyć szpitalne oddziały ratunkowe. Jednak tak naprawdę nic to u nas nie zmieniło, bo w naszych szpitalach lekarz z oddziału i tak schodzi na SOR, gdzie musi takiego pacjenta przyjąć i zakwalifikować,  lub nie, do szpitala - słyszę od Małgorzaty Pisarewicz. - A to pokazuje, że zrzucenie całej odpowiedzialności na szpitale nic nie da.

Uznano, że niektórzy lekarze podstawowej opieki zdrowotnej nadużywają prawa do wystawiania pacjentom skierowań na SOR. Chodziło tu głównie o brak wcześniejszej diagnostyki ambulatoryjnej. W niektórych przypadkach lekarze rzeczywiście chcieli pomóc pacjentom w przyspieszenia wykonania tej diagnostyki i to, chociaż w niewielkim stopniu, mogło przyczyniać się do przeciążenia oddziałów ratunkowych.

dr Tadeusz Jędrzejczyk / dyrektor Departamentu Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego

Co z izbami przyjęć?

O przerzucaniu się przez lekarzy odpowiedzialnością za zdrowie i życie pacjenta mówił ostatnio  w wywiadzie dla "Rynku Zdrowia" dr Jacek Kryś, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego nr 1 im. dra. Antoniego Jurasza w Bydgoszczy.W placówce tej aż 18 lekarzy SOR zrezygnowało z pracy w proteście przeciw  dodatkowej pracy wynikające z obowiązku weryfikowania zasadności skierowań. - Dla lekarzy, niezależnie czy pracują w POZ, czy w nocnej i świątecznej pomocy zdrowotnej, najbezpieczniej jest wystawić skierowanie do SOR lub na dowolny szpitalny oddział z dopiskiem „pilne” - stwierdził dr Kryś.

Dr Andrzej Zapaśnik, prezes przychodni BaltiMed w Gdańsku, ekspert Federacji Porozumienie Zielonogórskie odrzuca oskarżenie o zrzucaniu odpowiedzialności za pacjenta.

- Każdy lekarz przyjmujący ambulatoryjnie ma prawo skierowania pacjenta do szpitala, nie tylko z poradni POZ czy innej posiadającej umowę z NFZ, ale również z gabinetu prywatnego - podkreśla.  -Teoretycznie tacy pacjenci powinni być kierowani do szpitalnej izby przyjęć, by tam można było ich zakwalifikować, bądź nie, do hospitalizacji. Skoro jednak szpital nie ma izby przyjęć dla pacjentów nie będących w stanie zagrożenia życia i zniesiono skierowania na SOR, pozostaje tylko skierowanie na  oddział szpitalny.

To, że pacjenci trafiają bezpośrednio na oddziały, nie jest winą lekarza kierującego na hospitalizację, tylko braku miejsca, gdzie można takiego miejsca przyjąć.

Formalnie w niektórych szpitalach funkcjonują takie izby, ale przyjmują one pacjenta jedynie na hospitalizację planową i miejsce wcześniej uzgodnione, najczęściej z jednoimiennej poradni przyszpitalnej. -  Nie jest to jednak tryb dostępny dla wszystkich pacjentów posiadających skierowanie do szpitala - mówi dr Zapaśnik.

Prawdziwy problem

Zdaniem dr. Tadeusza Jędrzejczyka, dyrektor Departamentu Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego i eksperta ochrony zdrowia, zamiast szukać pozornie prostych, administracyjnych rozwiązań warto sprawdzić, gdzie rzeczywiście leży zasadniczy problem. A jest to niedostateczny dostęp do konsultacji i diagnostyki specjalistycznej.

- Jeśli pacjent, skierowany np. na chirurgię nie leży jeszcze w szpitalu, lekarze mają utrudnione możliwości skorzystania z diagnostyki, poza obejrzeniem pacjenta i zebraniem wywiadu - tłumaczy dr Jędrzejczyk. - Nie jest to praktyczne rozwiązanie. Przyjmując zaś pacjenta na oddział nie sposób uniknąć niepotrzebnych hospitalizacji, wzrostu kosztów i niepotrzebnego stresu dla pacjenta.

Nieoficjalnie mówi się, że środowiska medyczne naciskają na resort zdrowia, by wycofał się z wprowadzonego pół roku temu zakazu, który wprowadził dodatkowe zamieszanie. Co jednak można zrobić, by rozwiązać problem przerzucanego z rąk do rąk pacjenta?

- Liczę na rozwój opieki koordynowanej, co pozwoli na sprawne postawienie diagnozy i leczenie najczęstszych chorób przewlekłych na poziomie POZ - mówi dr Jędrzejczyk. - To już się dzieje, chociaż na efekty przyjdzie poczekać. Konieczne jest jednak także pilne stworzeni, niezależnie od funkcjonujących oddziałów ratunkowych,  sieci centrów ambulatoryjnej opieki specjalistycznej (na wzór działającego przez lata ambulatorium w Szpitalu Studenckim), które w godzinach wieczornych czy w weekendy będą mogły przejąć dużą liczbę pilnych, chociaż lżej chorych pacjentów. Większość mogłaby po zaopatrzeniu wracać do domu a do szpitala trafiliby rzeczywiście najbardziej potrzebujący.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama