Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

„Brakuje wszystkiego”. Komenda Miejska Policji w Gdańsku w totalnej rozsypce

W policji brakuje funkcjonariuszy, radiowozy w dużej mierze powinny iść na szrot, do interwencji wysyłani są policjanci na co dzień pracujący za biurkiem. Tak wygląda rzeczywistość w gdańskiej policji. Jest gorzej, niż można przypuszczać - tak przynajmniej wynika z informacji, którymi podzielili się funkcjonariusze komendy miejskiej.
„Brakuje wszystkiego”. Komenda Miejska Policji w Gdańsku w totalnej rozsypce

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Policjanci piszą do mediów

Kilka dni temu - anonimowo - policjanci z Komendy Miejskiej w Gdańsku wysłali do lokalnych redakcji maila, w którym wyliczają wszystkie nieprawidłowości, z którymi muszą mierzyć się każdego dnia. Mało patroli, brak sprzętu, brak radiowozów, brak właściwej współpracy z miastem. Lista jest długa. Ale ostatecznie chodzi o jedno - bezpieczeństwo. Jak ma być bezpiecznie, skoro zdarza się, że patrol potrafi przyjechać po… 10 godzinach.

Reklama

„Góra” komendy miejskiej zauważa, że takie problemy są w całej Polsce, ale mówi też, że robią wszystko, aby poprawić ten stan rzeczy. Funkcjonariusze są jednak innego zdania, zwracają uwagę na szereg nieprawidłowości - chociażby wysyłanie w teren osób, które nigdy w nim nie pracowały. Oznacza to, że komisariaty świecą pustkami.

- Oficjalne statystyki mówią o wakatach na poziomie 14 procent w garnizonie pomorskim - piszą do dziennikarzy policjanci. Jak to wygląda w Gdańsku? - Wakaty w wydziałach prewencji komendy miejskiej i komisariatów wynoszą blisko 50 procent stanu osobowego, a w niektórych jednostkach nawet i więcej - po 60-70 procent. W założeniach na każdej zmianie powinno wyjeżdżać minimum ok. 20 patroli; 14 patroli z 8 komisariatów i przynajmniej 6 patroli z komendy miejskiej, nie wliczając patroli dzielnicowych, kryminalnych czy patroli z oddziału prewencji - wyliczają.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Mobbing w pomorskiej policji? Naczelniczka przeniesiona

W gdańskiej policji - jak słyszymy - prowadzi się bardzo kreatywnego Excela, aby zakłamać rzeczywistość. Jak informują funkcjonariusze, pod koniec grudnia wyjeżdża na zmianę średnio pięć patroli. A to i tak dobrze - zdarza się, że są tylko trzy. W liczbach jednak wszystko się zgadza, ponieważ są one sztucznie zawyżane, aby wykazać, że jest kilkadziesiąt wolnych patroli. 

- Zwykłe interwencje, takie jak kradzieże, zakłócenia porządku czy awantury na ulicy, czekają na przyjazd wolnego patrolu od dwóch do nawet rekordowych 10 godzin. Zdarza się, że patrol jedzie na miejsce zgłoszenia libacji alkoholowej po kilku godzinach, gdzie oczywistym jest, że na miejscu już dawno nikogo nie ma. Patrol jedzie "odbić na GPS", czyli jest podkładka, że radiowóz przejechał na miejsce i nikogo nie zastał, co jest wręcz groteską - czytamy.

(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

Polowanie na czarownice i wyrywanie włosów z głowy

Z tego, co usłyszałem w rozmowie z niektórymi funkcjonariuszami z Gdańska, rozpoczęło się polowanie na czarownice. Nie podoba się fakt, że nagłośniono problem, jednak inaczej nie da się zwrócić na niego uwagi. Zakłamywanie rzeczywistości może w końcu doprowadzić do tragedii.

A ta jest nie do uniknięcia. Są tak duże braki, że kiedy pojawia się zgłoszenie o interwencji pilnej, czyli takiej, gdzie istnieje zagrożenie życia, „wywołuje popłoch na stanowisku dyżurnych”. Próba samobójcza, osoby z niebezpiecznym narzędziem, uszkodzenia ciała - nie ma komu jechać.

- Zaczyna się wyrywanie włosów z głowy i paniczne szukanie wolnego patrolu, bo czas reakcji na takie zdarzenie nie powinien przekroczyć 11 minut - informują policjanci. - Obecnie rzadko zdarza się nieprzekroczenie tego czasu i wygląda to przy braku patroli tak, że pilnie szuka się w komisariacie dwóch losowych policjantów, którzy będą w stanie wskoczyć w radiowóz i pojechać na miejsce - piszą.

Taki stan rzeczy powoduje, że często wybiegają policjanci kryminalni, rzucając swoją pracę, albo wyjeżdża patrol złożony z komendanta komisariatu i policjanta pracującego za biurkiem, zajmującego się wykroczeniami. - Jaką skuteczność mają policjanci na co dzień niereagujący na ciężkie i poważne zdarzenia, tylko pracujący za biurkiem bez specjalistycznego sprzętu i wyposażenia, można sobie tylko wyobrazić - mówią funkcjonariusze.

Jak słyszę od jednego z kryminalnych, idąc do pracy, nie wie, co maszyna losująca wylosuje mu danego dnia. Teoretycznie ma przypisaną konkretną sprawę, ale nie może się na niej w pełni skupić, ponieważ cały czas musi być w gotowości, żeby wyjechać na patrol „do jakiejś pierdoły”. A to wpływa na szybkość rozwiązywania spraw, które często trzeba później umarzać, ponieważ sprawcy wyparowali niczym kamfora.

Takie patchworkowe komendy to iście kafkowska rzeczywistość. W tej chwili nie ma szans na szybką reakcję ze strony mundurowych. Dobrym przykładem jest sytuacja, w której agresywny pacjent zaatakował zespół karetki pogotowia czy mężczyzna dźgnięty nożem - minęło nawet pół godziny do czasu znalezienia patrolu. Przypomnijmy - czas reakcji nie powinien przekraczać 11 minut.

KMP odpowiada

Na zarzuty funkcjonariuszy, głosem asp. szt. Mariusza Chrzanowskiego, pełniącego funkcję oficera prasowego, odpowiedziała Komenda Miejska w Gdańsku. Jak informuje, „na czas dojazdu do miejsca zdarzenia czy interwencji wpływa wiele czynników, to m.in.: pora dnia i natężenie ruchu, warunki atmosferyczne, odległość, ale też charakter zdarzenia. W pierwszej kolejności są realizowane interwencje pilne - i tu czas reakcji wynosi 11 minut. Następne są interwencje zwykłe, a czas reakcji w tym przypadku wynosi 25 minut. Zdarza się, że ten czas jest nieznacznie przekroczony, jednak dzieje się to z przyczyn niezależnych od policjantów. Każdej doby tylko w Gdańsku policjanci odbierają średnio 250 zgłoszeń”.

Komenda miejska stwierdza jednocześnie, że pomimo wakatów policjanci wywiązują się ze swoich obowiązków i zapewniają bezpieczeństwo mieszkańcom Gdańska każdego dnia, bez względu na to, ilu funkcjonariuszy przebywa na zwolnieniach lekarskich, urlopach czy dniach wolnych od pracy.

To jednak nie wszystko. Nie dość, że brakuje ludzi, to do tego wszystkiego sypie się także sprzęt potrzebny do pracy, w tym flota radiowozów. Policjanci stwierdzają bez zająknięcia, że ich stan jest w tej chwili dramatyczny. Około 20-letnie auta z przebiegami powyżej 200 tys. km. A jak któreś się popsuje, inne komendy ratują, oddając swoje wysłużone już pojazdy, które jednak jeszcze chwilę pojeżdżą.  

- Najlepiej zobrazować to tym, że mimo potężnych braków kadrowych, nawet dla tych policjantów, którzy zostali, brakuje radiowozów. Stare radiowozy wyeksploatowały się już dawno i obecnie są reanimowane w większości średnio raz w miesiącu, a żadne nowe nie są od dłuższego czasu kupowane. W związku z tym po prostu policjanci nie mają czym wyjechać, aby patrolować gdańskie ulice. Drastycznie brakuje radiowozów nieoznakowanych, używanych przez policjantów kryminalnych, pracujących po cywilnemu - informują funkcjonariusze.

Problem dotyczy zarówno oznakowanych, jak i nieoznakowanych radiowozów. Policjanci często muszą czekać aż któryś radiowóz wróci z trasy, aby móc pojechać na patrol czy interwencję. Okazuje się bowiem, że w tej chwili na 20 funkcjonariuszy przypadają zaledwie dwa uta. I to często niesprawne. Jak słyszymy, powinno iść być co najmniej cztery lub sześć, aby zapewnić ciągłość służby.

Mało tego - policyjne warsztaty nie dysponują samochodami zastępczymi. To oznacza, że wiele jednostek zostaje bez radiowozu nawet na kilka miesięcy, ponieważ brakuje pieniędzy na naprawę. O zakupie nowego pojazdu można tylko pomarzyć.

Brak współpracy z miastem

W tym miejscu policjanci z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku wrzucili kamyk do ogródka miasta, zwracając uwagę, że od wielu lat nie ma współpracy na linii urząd-komendanci z zakresie zakupu nowych radiowozów i sprzętu.

- Obecnie państwo i Komenda Główna Policji zakupują radiowozy w systemie 50/50, czyli połowę środków na pojazd przekazuje miasto, a połowę dopłaca KGP i MSWiA. W powiatach ościennych, jak np. Pruszcz Gdański, regularnie powiat i gminy zabezpieczają środki, przez co można dokupować i wymieniać radiowozy co kilka lat i nie brakuje ich na parkingu - stwierdzają w wysłanej wiadomości policjanci. I dodają, że w Gdańsku "z niezrozumiałego powodu współpraca kilka lat temu załamała się i obecnie radiowozy kupowane są w ilościach symbolicznych".

Na te zarzuty odpowiedział oficer prasowy KMP, który stwierdza, że „współpraca między gdańską policją i Urzędem Miejskim w Gdańsku odbywa się nieustannie na wielu płaszczyznach oraz w różnym zakresie”. Natomiast Paulina Chełmińska z biura prasowego gdańskiego magistratu informuje, że „zgodnie z art. 13 ust 1. ww. ustawy koszty związane z funkcjonowaniem Policji są pokrywane z budżetu państwa. Niemniej Miasto Gdańsk uczestniczy w pokrywaniu wydatków inwestycyjnych, modernizacyjnych lub remontowych oraz kosztów utrzymania i funkcjonowania jednostek organizacyjnych Policji, a także zakupu niezbędnych dla ich potrzeb towarów i usług. Dodatkowo na rzecz policji, w latach 1999-2015, przekazywane były również grunty”.

- Ostatnie artykuły mówiące o dużym zakupie kilkunastu radiowozów pochodzą z lat 2010-2015. Komenda wojewódzka, widząc brak współpracy prezydenta z Komendą Miejską Policji, pomija Gdańsk przy zamówieniach nowych aut i kupuje samochody na własne potrzeby lub dla innych komend - twierdzą zaniepokojeni policjanci. - Efekt? Obecnie pilnie potrzebny jest zakup przynajmniej 15-20 nieoznakowanych radiowozów do pilnego uzupełnienia braków, które nawet nie zastąpią obecnych 16-letnich aut, tylko wypełnią puste miejsca parkingowe.

Jak słyszymy, w śródmiejskim komisariacie w służbie dalej jest opel astra jeszcze w granatowym malowaniu z 2006 roku. Dramatycznie brakuje także radiowozów typu bus. - Służące dotychczas fiaty ducato z 2008 roku, które służyły do zabezpieczeń dużych imprez masowych czy przewozu osób, rozsypały się całkowicie, praktycznie w 100 procent stanu komendy - stwierdzają w piśmie.

ZOBACZ TAKŻE: Pomorska policja z nowym komendantem. Kim jest insp. Bogusław Ziemba?

I tu nie chodzi o to, że funkcjonariusze są roszczeniowi i marzy im się, aby mieć flotę jak w Niemczech czy Włoszech, gdzie funkcjonariusze jeżdżą pięknymi mercedesami czy alfami romeo. Oni po prostu chcą sprawne i dostosowane do służby pojazdy, które w końcu są w dużej mierze ich narzędziem pracy. To tak, jakby w dużej firmie informatycznej programiści nie pracowali na najnowszym sprzęcie, tylko Commodore 64.

Na ten moment brakuje około 40 różnych radiowozów - oznakowanych, nieoznakowanych czy budów. - Potrzebne są na już, aby można było pracować, a komenda się w najbliższych miesiącach nie załamała - mówią gdańscy funkcjonariusze. I wyliczają, że w skali budżetu miasta daje to, przy średniej cenie zwykłego radiowozu 185 tys. zł, tylko 7,5 mln zł na podratowanie sytuacji i przywrócenie, choć nieznacznie, bezpieczeństwa mieszkańcom.

W ostatnich tygodniach komenda wojewódzka zakupiła kilkadziesiąt radiowozów oznakowanych i nieoznakowanych. Jak mówią policjanci, żaden nieoznakowany radiowóz nie trafi do Gdańska, ponieważ miasto nie chciało do żadnego dopłacić. - Urząd stwierdził, że dopłaca, jeśli już, to tylko do oznakowanych, bo je widać i nimi można się pochwalić - informują, nie kryjąc rozgoryczenia. - Przeciwdziałanie np. terroryzmowi, przestępstwom kryminalnym nie jest ważne. Ważne, żeby dodać artykuł na stronę miasta, że zakupiło się jeden pojazd, który się świeci i ładnie wygląda - zauważają z przekąsem.

- Finansowanie oznakowanych pojazdów policji jest świadomą polityką miasta, którą zamierzamy kontynuować w następnych latach - ucina temat Paulina Chełmińska.

Gdańscy policjanci zarzucają także w tym przypadku zaklinanie rzeczywistości przez swoich przełożonych. Komenda twierdzi na zewnątrz, że problemu oficjalnie nie ma, bo jednostki pożyczają sobie radiowozy. - Jest to nieprawda. Braki są ogromne, ale każdy boi się to przyznać w obawie przed utratą stanowisk kierowniczych - kwitują funkcjonariusze.

Policjanci są wyraźnie rozgoryczeni takim stanem rzeczy. Chcieliby pracować i sumiennie wypełniać swoje obowiązki, ale w tej chwili nie mają takich możliwości. Brakuje ludzi, brakuje sprzętu, ostatecznie każdy zajmuje się wszystkim. W takich okolicznościach trudno mówić o jakiejkolwiek wydajności. Nie wiadomo jak rozwinie się dalej cała sytuacja, ale funkcjonariusze nie biją na alarm bez podstaw. Możliwe, że niebawem będzie potrzebna gigantyczna restrukturyzacja oraz dofinansowanie Komendy Miejskiej. W innym przypadku może ona po prostu przestać działać.

Reklama
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama