Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Maciej Stuhr: Znalazłem się tam, bo tak mi nakazywało sumienie

Anna Alboth, Khedi Alieva, Maciej Stuhr i ks. Krzysztof Niedałtowski byli we wtorkowy wieczór gośćmi debaty pt. „Puste miejsce”. Na scenie Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego tym razem toczono niezwykle ważną rozmowę na temat być albo nie być naszego człowieczeństwa.
Maciej Stuhr: Znalazłem się tam, bo tak mi nakazywało sumienie
(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

Punktem wyjścia było to, co się obecnie dzieje na granicy polsko-białoruskiej - dramat wielu uchodźców i imigrantów, wypychanie tych ludzi z naszego kraju i zamykanie oczu na ich straszny los.

Współorganizatorami debaty byli: Instytut Kultury Miejskiej i Trójmiejska Akcja Kobieca.

Goście mierzyli się z niełatwymi pytaniami, które najpierw zadawała im prowadząca spotkanie Karolina Lewicka, dziennikarka radia TOK FM, a potem publiczność.

Podczas tej debaty groza mieszała się z nadzieją. Były też momenty wzruszające, chwytające za gardło. Jak ten, kiedy Kheda Alieva, aktywistka i animatorka społeczna, pedagożka pochodząca z Czeczenii, a mieszkająca w Gdańsku od 2013 roku, która w swoim kraju tak wiele wycierpiała, opowiadała o hejcie, który się na nią wylał w Polsce. I o tym, jak bardzo próbowała zrozumieć tych ludzi, którzy te straszne rzeczy o niej wypisali. I jak bardzo chciała im wtedy powiedzieć: - Ja chcę tylko żyć. Nic więcej.

Aktor Maciej Stuhr od dawna mocno angażuje się w pomoc uchodźcom i imigrantom. Nie tylko udzielił na prawie rok gościny w swoim domu rodzinie z Czeczeni, ale ostatnio jeździ pomagać na granicy. Podczas spotkania tłumaczył, dlaczego to robi.

- Z dwóch powodów. Po pierwsze, nie byłem w stanie wysiedzieć spokojnie i bezczynnie przed telewizorem. Po drugie, żeby dać innym świadectwo tego, że w Polsce też mamy ludzkie odruchy.

Opowiadał, że zupełnie przypadkiem, nie mając żadnych predyspozycji ani plenipotencji znalazł się tam, bo tak mu nakazywało sumienie. Chciał się tam znaleźć, żeby usłyszeć historie tych ludzi i potem je innym przekazać.

- Przekazuję więc państwu, że tam są ludzie, którzy, po prostu, chcą żyć. I to ich życie jest zagrożone – mówił.

Anna Alboth Polka, dziennikarka mieszkająca w Berlinie, w 2018 roku nominowana do Pokojowej Nagrody Nobla (była to pierwsza „polska nominacja" od 11 lat!) za inicjatywę Civil March For Aleppo, właśnie wróciła z terenów przy granicy polsko-białoruskiej.

Niedawno umieściła na Instagramie szokujące zdjęcie grobu, w którym złożono ciało mężczyzny, imigranta, znalezionego w Kuźnicy. Opatrzyła je wpisem, że gdyby Polska zachowała się należycie, to ten człowiek mógłby żyć.

- Podobnie jak przynajmniej 17 innych osób o których wiemy, że zginęły tylko dlatego, że Polska nie zachowuje się tak, jak powinna się zachowywać – mówiła podczas debaty.

- Co więcej. To, że nie żyje i jest tak pochowany, nie oznacza, że jego rodzina będzie mogła kiedykolwiek jego grób zobaczyć. Ta sytuacja dotyczy bardzo wielu uchodźców, imigrantów w całej Europie. Osoby, które giną po drodze czy to na Morzu Śródziemnym czy na polskich bagnach na zawsze tam pozostaną i my o nich nie wiemy - dodała.

Ksiądz Krzysztof Niedałtowski - teolog i religioznawca, duszpasterz środowisk twórczych i rektor kościoła św. Jana pytany był m.in. o to, dlaczego głos Kościoła w obliczu tej tragedii jest cichy i dość mocno spóźniony.

Ksiądz odpowiedział, że bardzo się tego wstydzi. I nie rozumie, dlaczego tak się dzieje.

- Przed chwilą brałem udział w publicznej debacie z księdzem Alfredem Wierzbickim, profesorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Co prawda, teraz szykanowanym, ale odważnym i myślącym podobnie jak ja. I on wspominał, że na granicy był jeszcze latem. Miał więc możliwość przekonania się na własnej skórze, jak ten dramat ludzki wygląda. Wtedy nie było jeszcze strefy zamkniętej, stanu wyjątkowego. Przywołał też cyfrę. To jest cyfra wstydu. 62 procent Polaków, z których przynajmniej 90 procent nominalnie uważa się za chrześcijan, sprzeciwia się przyjmowaniu uchodźców w Polsce – mówił gorzko ksiądz Niedałtowski.

Ale w swoich późniejszych wypowiedziach wnosił odrobinę optymizmu, opowiadając jak wiele młodych osób fantastycznie reaguje na udział w akcjach pomocowych i na wolontariat.

Mówił też o manipulacji lękiem przed obcymi, który uprawiają politycy, chcąc ugrać tym coś dla siebie. Ale też o tym, że religia nie uczy tego, jak rozumieć innych – ich religii i obyczajów.

- Od dawna powtarzam, że w szkole powinno się uczyć religioznawstwa porównawczego, czyli wiedzy o innych religiach. Wtedy mielibyśmy w sobie mniej tego lęku, wynikającego z niewiedzy. Chłopcy mi w klasie mówią, że nie chcą obcych. A ja im odpowiadam, przecież macie Czeczena. I wtedy słyszę: - Ale on jest nasz, oswojony. Poznaj drugiego człowieka, stań twarzą w twarz, porozmawiajcie, a zobaczysz, że to są tacy sami ludzie jak my - tłumaczę.

Ale takie podejście, mówił dalej ksiądz Niedałtowski, niestety nie pasuje do przebijającego się w Polsce modelu katolicyzmu narodowego.

- Bo przecież to my, wybrani przez Matkę Boską Częstochowską, my najlepsi… A oni nam zabiorą wiarę. To jaka jest ta nasza wiara? - pytam – zakończył tę wypowiedź ksiądz.

Kheda Alieva wspominała, że kiedy jej syn po przyjeździe do Polski zobaczył kapliczkę, zadał jej pytanie: - Mamo, kogo powiesili Polacy? Bo nigdy nie widział Jezusa na krzyżu. To Jezus, prorok – tłumaczyła mu. Jej syn był dzieckiem wojny, któremu zabili ojca. I nic nie wiedział wtedy o religii chrześcijańskiej. Zareagował więc strachem, pytając: - Jeżeli Polacy powiesili Jezusa, to co będzie z nami?

I dalej aktywistka mówiła: - Otwartość musi być w duszy, a nie wyrażana krzykiem. Jeżeli jesteście wierzący, róbcie dobre rzeczy: bądźcie otwarci, miejcie czyste dusze, pomagajcie bliźniemu.

Maciej Stuhr opowiadał też, że na granicy spotkał wielu mieszkańców z tamtego terenu, którzy mają różne przekonania, w tym także bardzo prawicowe. Widząc za swoim płotem głodnych, brudnych, zziębniętych, mokrych ludzi, których życie może się zaraz skończyć, mieli przed sobą alternatywę albo wypchnąć ich własnymi rękami czy zadzwonić do Straży Granicznej albo pomóc, nakarmić, ogrzać, ubrać.

- I kiedy dochodzi do takiej konfrontacji, staje się z takimi ludźmi twarzą w twarz, to jednak w większości zmieniamy swoje nastawienie i pomagamy. To mnie bardzo zbudowało – mówił aktor.

Jedna z uczestniczek debaty, pytała jak można pomóc stąd, z Gdańska. Na to pytanie odpowiedzi na koniec udzieliła Lidka Makowska, przewodnicząca Trójmiejskiej Akcji Kobiecej, która zaprosiła mieszkańców Trójmiasta do włączenia się w pomoc kilku rodzinom uchodźców i uchodźczyń z Afganistanu, którzy znajdują się w Ośrodku w Grupie koło Grudziądza.

Jak zapewniała aktywistka, każda pomoc tym rodzinom się przyda, od mieszkania począwszy po ofertę pracy, zaproszenia na obiad czy przy przeprowadzce. 



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama