Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Czy ten „Orzeł” poszybuje w górę? Gdyńska premiera filmu o najbardziej znanym polskim okręcie wojennym

Reżyser Jacek Bławut: „Orzeł” to coś, co ma swoją magię, tajemnicę. To nasze niezwykła gwiazda. Jego historią żyjemy od lat…
Czy ten „Orzeł” poszybuje w górę? Gdyńska premiera filmu o najbardziej znanym polskim okręcie wojennym

Autor: Andrzej Wencel

Przed gdyńskim festiwalem filmowym zapowiadano, że to najlepsze, polskie kino wojenne od lat. Ale podczas festiwalowego pokazu „Orła...” niektórzy stwierdzili, że znowu „polegliśmy” na wojennym obrazie. Jury gdyńskiego festiwalu nagrodziło ten film m.in. za reżyserię, dźwięk i montaż. 14 października "Orzeł. Ostatni patrol" wchodzi do kin i wtedy wszystko stanie się jasne. Bo to widownia zdecyduje, czy ten „Orzeł..” poszybuje w górę. Film miał 11 października swoją uroczystą premierę w Gdyni, na której pojawili się m.in.: reżyser Jacek Bławut oraz aktorzy.

Jacek Bławut – reżyser filmu mówi, że lotnictwo, marynarka i polska historia od dzieciństwa były jego pasją.

- Orzeł” to coś, co ma swoją magię, tajemnicę. To nasza niezwykła gwiazda. Jego historią żyjemy od lat. Ale to nie jest tylko film o "Orle" lecz o wszystkich naszych marynarzach okrętów podwodnych. Tych okrętów było dużo. I ich załogi dokonywały niezwykłych czynów podczas II wojny światowej. To więc jest hołd dla wszystkich podwodniaków, którzy walczyli za nasz kraj – tłumaczy Bławut.

CZYTAJ TAKŻE: "Orzeł. Ostatni patrol". Najlepszy polski film wojenny od lat?

Praca na planie to była przygoda – opowiada dalej.

- Budziłem się rano i nie mogłem się doczekać, kiedy znowu wejdę do środka i będę z filmową załogą. Wszyscy podobnie reagowali na planie. Mieliśmy wrażenie, jakbyśmy się przenieśli w czasie. Towarzyszyły nam tak wielkie emocje, że nawet nie zauważyłem, czy podczas kręcenia zdjęć były jakieś problemy. Może i były, ale poza mną. Bo my znajdowaliśmy się w innym świecie i czasie – mówi reżyser.

- Trzeba było odtworzyć wnętrze „Orła”. Na bazie bardzo precyzyjnej makiety budowano przez wiele miesięcy trójwymiarowy obraz. I nasi filmowcy lepiej to zrobili, niż w najlepszych zachodnich produkcjach. Wcześniej pojawiały się głosy w stylu: - A...  u nas to na pewno będzie bieda, badziewie, lipa i tektura, bo nie ma kasy. I co? Widać, że nie ma kasy? - odpowiada Bławut pytaniem.

Orzeł” to coś, co ma swoją magię, tajemnicę. To nasza niezwykła gwiazda. Jego historią żyjemy od lat. Ale to nie jest tylko film o "Orle" lecz o wszystkich naszych marynarzach okrętów podwodnych. Tych okrętów było dużo. I ich załogi dokonywały niezwykłych czynów podczas II wojny światowej. To więc jest hołd dla wszystkich podwodniaków, którzy walczyli za nasz kraj

Jacek Bławut / reżyser

W filmie występuje czołówka aktorów młodego i średniego pokolenia m.in. Tomasz Ziętek, Mateusz Kościukiewicz, Antoni Pawlicki, Tomasz Schuchardt, Adam Woronowicz i Rafał Zawierucha.

- Znam tych aktorów, wiem co potrafią. Ale bardziej szukałem tego, co mają w sobie, żeby ich przypasować do postaci, w które mieli się wcielić. Szukałem aktorów, którzy będą blisko wrażliwości naszych bohaterów. Wiem, były obawy, że kiedy zgromadzę taką gwiazdorską obsadę, to każdy z nich będzie grał na siebie. Okazało się, że w tym filmie nie ma gwiazdorstwa, tylko jest załoga. I nieważne, czy to był epizod, rola drugoplanowa czy jedna z główniejszych. To wszystko jest jeden organizm. I to uważam za największy sukces – puentuje Jacek Bławut.

Tomasz Schuchardt, grający jedną z ról w tym filmie, to aktor związany z Pomorzem. Urodził się w Starogardzie Gdańskim. Uwagę na jego talent zwrócono po roli Janka w filmie „Chrzest” Marcina Wrony, za którą otrzymał nagrodę za pierwszoplanową rolę męską na gdyńskim festiwalu w 2010 roku. Potem były kolejne laury za kreację w filmie „Jesteś Bogiem”, czyli nagroda za najlepszą drugoplanową rolę męską w Gdyni i nagroda dla najlepszego aktora w Konkursie Polskich Filmów Fabularnych podczas „Off Plusa Camera” 2012. Wielką popularność przyniosła mu kreacja Eugeniusza Bodo w serialu pt. „Bodo”.

W filmie „Orzeł. Ostatni patrol” gra Floriana Roszaka.

Orła…” nazywa kinem antywojennym.

- Nasz „Orzeł… wypisuje się z nurtu kina wojennego chociażby dlatego, że nie ma w nim spektakularnych akcji – bitew, wybuchów, czyli tego, co się z tym gatunkiem kojarzy. Nasz film skupiony jest wokół człowieka i umierania. Jacek Bławut chciał uczynić bohaterem również okręt podwodny. I myślę, że to się udało. W poszyciu ukryto wiele kamer, po to, żeby patrzeć okiem „Orła”, jak tłumaczył reżyser. „Orzeł” patrzy na widza i na zamkniętych w tej ciasnej puszce żołnierzy.

Mój bohater to pierwszy oficer mechanik tego okrętu - Florian Roszak. Postać historyczna, jak wszystkie, które występują w filmie. Wiadomo, że jednostką dowodził kapitan Jan Grudziński ale często mówi się w wojsku, że bez pierwszego mechanika okręt nie popłynie.

Warunki na planie były trudne. My zamknięci w puszcze, a na dworze upał. W dodatku musiałem grać w wełnianym swetrze i czapce na głowie. Do tego ścisk ludzi na niewielkim skrawku powierzchni… Chciałem nawiązać do pewnej historii związanej z „Orłem”. Pochodzi ona z relacji gdynian, spisanej w książce o tym okręcie. Gdynianie opowiadali, że kiedy „Orzeł” wpływał do portu, to wszyscy o tym wiedzieli, a właściwie czuli. Ponieważ dopiero wtedy go wietrzono. Otwierano wszystkie śluzy i włazy, żeby wywietrzał smród. I my ten smród, chcąc nie chcąc uzyskaliśmy na planie, siedząc w upalny dzień, w ciasnym pomieszczeniu, w grubych ubraniach – mówi Tomasz Schuchardt.

Na pytanie, jak zareklamowałby ten film młodemu widzowi, odpowiada: - Jeśli chcecie zobaczyć coś, czego w polskim kinie na pewno nie było, co opowiada o wojnie w trochę innym aspekcie, czyli dotkliwie dotyka tematu umierania nie tylko marzeń, to właśnie znajdziecie w naszym filmie.

Bławut zrobił wszystko od strony inscenizacyjnej, żebyśmy poczuli się tak, jakbyśmy byli w środku tego okrętu podwodnego, starał się to jak najbardziej uwiarygodnić. W pewnych partiach patrzymy nawet spoza okrętu, jakby przez bulaj do jego wnętrza.

prof. Krzysztof Kornacki / historyk i filmoznawca

Profesor Krzysztof Kornacki – historyk i filmoznawca, który obejrzał „Orła...", przyznaje, że jest zwolennikiem tego filmu.

- Dla mnie ten film ma czytelną dramaturgię – my na statku, kontra ci na górze. Nie zgadzam się z zarzutem, że nie wiadomo, kto w tym filmie jest ważny i że postaci nie są rozbudowane. W „Orle..." występuje bowiem bohater zbiorowy, co nie znaczy, że poszczególne postaci nie posiadają wyróżniających je cech. Było wiele takich filmów w historii kina, by wymienić najsłynniejszy - „Pancernik Potiomkin". Reżyserowi nie tyle zależało na stworzeniu konwencjonalnej fabuły, ale na prostym konflikcie i „zanurzeniu" widza w fikcję. Tak, żebyśmy mieli poczucie immersji, bycia na okręcie. Bławut zrobił wszystko od strony inscenizacyjnej, żebyśmy poczuli się tak, jakbyśmy byli w środku tego okrętu podwodnego, starał się to jak najbardziej uwiarygodnić. W pewnych partiach patrzymy nawet spoza okrętu, jakby przez bulaj do jego wnętrza.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Legendarny okręt na muralu 3D w Redłowie

Każdy kto śledził twórczość Bławuta zauważy w tym konsekwencję. Jako dokumentalistę – który zresztą zbaczał w stronę fabuły w filmach „Jeszcze nie wieczór" czy „Nienormalni" - fascynowały go maszyny, ale także zatapianie się ludzi w światach wirtualnych, by wymienić choćby „Wirtualną wojnę", w której bohaterowie walczą w grach komputerowych, wcielając się w lotników czy też niedoceniony „Niezwykły lot Boeinga 737", w którym z kolei oglądamy lot i lądowanie samolotu - a potem okazuje się, że wszystko odbyło się w symulatorze. Mam wrażenie, że Bławutowi zależało aby z drobiazgową pieczołowitością – jak przystało na dokumentalistę - zbudować świat okrętu podwodnego i zatopić nas tym świecie, żebyśmy poczuli - na tyle, na ile to w kinie możliwe - ten lęk, strach i napięcie, a także nagłe wybuchy krótkotrwałego szczęścia, kiedy udało się np. pokonać zaporę złożoną z min.

Natomiast od strony ideowej Bławut nawiązuje, moim zdaniem, do kina szkoły polskiej. Dla mnie „Orzeł. Ostatni patrol" to trochę taki „Kanał" Andrzeja Wajdy. Tyle, że pod wodą. Film o zapowiedzianej śmierci i militarnej przegranej, a o zwycięstwie jedynie wewnętrznym, we własnej głowie, we własnym fantazmacie.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama