Sędzia Dorota Zabłudowska znana jest z zaangażowania w obronę wolnych sądów. Często przemawiała w czasie obywatelskich protestów przed gmachem gdańskiego sądu przy ul. Nowe Ogrody. Jest też członkinią zarządu Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia, stawiającego sobie za cel dbanie o niezależność sądów i niezawisłość sędziowską.
W grudniu 2018 roku Dorota Zabłudowska została uhonorowana Gdańską Nagrodą Równości za działania na rzecz praw człowieka, a konkretnie za „sprzeciwianie się niekorzystnym dla praworządności zmianom w ustawach o Sądzie Najwyższym, Krajowym Rejestrze Sądowym i sądach powszechnych”.
PRZECZYTAJ TEŻ: Dorota Zabłudowska: Jak można mówić o poszanowaniu prawa, skoro nie obowiązuje ono samych rządzących?
Sprawę nagrody w alarmistycznym tonie podniósł ówczesny radny, a obecnie poseł PiS, Kacper Płażyński, pisząc w mediach społecznościowych, że Paweł Adamowicz zasiada na ławie oskarżonych przed tym samym sądem, w którym pracuje nagrodzona przez niego sędzia.
Dorota Zabłudowska tłumaczyła, że Paweł Adamowicz nie był członkiem kapituły przyznającej nagrodę, a ona sama nie miała nic wspólnego z jego procesem o nieprawidłowości w oświadczeniach majątkowych, prowadzonym w innym wydziale gdańskiego sądu. Związaną z wyróżnieniem nagrodę finansową – 3300 złotych – przekazała zaś na rzecz Orkiestry Vita Activia, która zrzesza osoby z niepełnosprawnościami umysłowymi.
Mimo to, zastępca rzecznika dyscyplinarnego Michał Lasota na początku 2019 roku wszczął postępowanie przeciw sędzi Zabłudowskiej.
– W tej sprawie nic się nie działo od postawienia mi zarzutów w czerwcu 2019, aż do 2021 roku, kiedy pojawiła się perspektywa, że rozpocznie się postępowanie cywilne przeciwko panu Schabowi [rzecznikowi dyscyplinarnemu sędziów sądów powszechnych – red.], które ja z kolei zainicjowałam – mówi Dorota Zabłudowska w rozmowie z zawszepomorze.pl. – Wtedy wysłano do sądu w Białymstoku wniosek o ukaranie mnie. Odbieram to tak, że dyscyplinarka miała mnie trzymać w szachu, miała być argumentem w sprawie cywilnej, więc dobrze było, żeby nic za szybko się w niej nie zadziało. Pan zastępca rzecznika dyscyplinarnego przez cały czas trzymał moją sprawę w szufladzie, a potem, zanim przekazał sprawę do Białegostoku, oddalił nasze wszystkie wnioski dowodowe. Sąd w Białymstoku musiał więc samodzielnie uzupełnić materiał dowodowy, uzupełniając te wnioski dowodowe, które my składaliśmy do zastępcy rzecznika.
PRZECZYTAJ TEŻ: Piętno manipulacji PRL odczuwalne do dziś. Czy sądy III RP dały obywatelom poczucie sprawiedliwości?
Dorota Zabłudowska pozew przeciw Piotrowi Schabowi złożyła w grudniu 2019 roku. Chodziło o naruszenie jej dóbr osobistych, w związku z wypowiedzią sędziego Schaba, że „otrzymała gratyfikację pieniężną od osoby, będącej oskarżoną w postępowaniu toczącym się przed tym sądem”.
Sprawa trafiła do Sądu Okręgowego w Gdańsku, gdzie przez dwa i pół roku wyłączyło się z niej ponad stu sędziów.
– Podejrzewam, że większości z tych osób nie znam. Mam oczywiście znajomych w Sądzie Okręgowym, ale to są pojedyncze przypadki, na pewno nie sto osób – mówi Dorota Zabłudowska. – Na postawę sędziów mógł wpływać fakt, że na pisma mojej pełnomocniczki Piotr Schab odpowiadał do mnie drogą służbową, używając nagłówka „rzecznik dyscyplinarny”, podczas gdy faktycznie występuje on w tej sprawie jako pozwany. Ta korespondencja trafiła do akt. Gdy sędzia, który ma rozpatrywać sprawę, widzi szereg pism z nagłówkiem „rzecznik dyscyplinarny”, to już się trochę stresuje, to jest naturalne.
Koniec końców, sprawa trafiła do sędzi z wydziału rodzinnego, mianowanej przez neo-KRS. Pierwszy termin wyznaczony jest na 26 października.
Pani Manowska pokazała misę z niebieskimi piłeczkami, zamieszała siedem razy w lewo, siedem razy w prawo i wylosowała 33 osoby. I teraz pan prezydent ma z tego grona wybrać tych sędziów, którzy mu pasują. To, czym to się różni od wskazywania palcem przez pana Ziobrę, kto będzie sędzią dyscyplinarnym w pierwszej instancji? Niczym.
Dorota Zabłudowska / członkini zarządu Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia
Korzystny dla Zabłudowskiej wyrok białostockiego sądu w sprawie dyscyplinarnej, który zapadł w miniony poniedziałek, 5 września nie jest prawomocny. Stronom przysługuje możliwość odwołania się do Izby Odpowiedzialności Zawodowej przy Sądzie Najwyższym, powołanej w lipcu 2022 roku w miejsce zlikwidowanej Izby Dyscyplinarnej.
– O tej izbie trudno powiedzieć, że ona w ogóle powstała – komentuje sędzia Zabłudowska. – Pani Manowska [pierwsza prezes Sądu Najwyższego – red.] na mocy ustawy prezydenckiej, nie wiadomo na jakiej zasadzie, wyznaczyła pięcioosobowy skład i powiedziała, że te osoby będą tymczasowo rozstrzygać sprawy dyscyplinarne, te niecierpiące zwłoki. W drugim etapie miała być wyłoniona ta właściwa Izba Odpowiedzialności Zawodowej. Wyglądało to w ten sposób, że pani Manowska pokazała misę z niebieskimi piłeczkami, zamieszała siedem razy w lewo, siedem razy w prawo i wylosowała 33 osoby. I teraz pan prezydent ma z tego grona wybrać tych sędziów, którzy mu pasują. To, czym to się różni od wskazywania palcem przez pana Ziobrę, kto będzie sędzią dyscyplinarnym w pierwszej instancji? Niczym.
PRZECZYTAJ TEŻ: Nasilająca się w Polsce antyunijna narracja jest obserwowana w Brukseli z dużym niepokojem i zdziwieniem
Dorota Zabłudowska uchyla się od odpowiedzi na pytanie, czy w przypadku gdyby jej sprawa trafiła do Izby Odpowiedzialności Zawodowej, będzie kwestionować prawidłowość jej orzeczenia.
– Proszę pozwolić, że nie będę zdradzała, co będę robiła, bo to zależy od różnych czynników. Na dzień dzisiejszy uważam, że ta izba jako całość nie jest sądem w rozumieniu Konstytucji i Europejskiej Konwencji Praw Człowieka – kończy.
Napisz komentarz
Komentarze