Festiwal ma ponad półwieczną tradycję. Początkowo imprezy odbywały się w warszawskim klubie „Stodoła”, od 1994 roku są przeniesione do Iławy, gdzie w pięknej scenerii Amfiteatru im. Louisa Armstronga co roku gromadzą się tysiące fanów jazzu tradycyjnego. Muzycy z Trójmiasta odnosili w konkursie sukcesy mniejsze i większe (najważniejsza była nagroda dla Flamingo, ale to zamierzchłe czasy). Aż w tegorocznym konkursie trójmiejska ekipa okazała się najlepsza, zdobywając główne nagrody.
Za chwilę o nagrodach i laureatach, najpierw kilka słów o idei i praktyce.
Ideą festiwalu zawsze była promocja jazzu tradycyjnego i swinga. W ostatnich dwudziestu mniej więcej latach młodych muzyków, grających style tradycyjne nie przybywa (o czym wspominałem w felietonie „Lekcja Swinga”), więc profil stylistyczny festiwalu uległ zmianie. W powszechnej świadomości jazz tradycyjny to już nie dixieland ze składem trzech dęciaków plus sekcja rytmiczna, z obowiązkowym banjo. Takich zespołów, złożonych z młodych muzyków, ze świecą szukać. Cóż więc w zamian? Otóż tym „produktem zastępczym” stał się jazz mainstreamowy, czyli taki, gdzie gra się standardy, zaś improwizuje w oparciu o funkcje harmoniczne. Jednym słowem – wszystko jest jazzem tradycyjnym, co nie jest jazzem modalnym, jazzem free i ich pochodną. Mocno upraszczam, ale taki jest chyba tok myślenia publiki, która przyjeżdża co roku do Iławy i oklaskuje w gruncie rzeczy artystów jazzu mainstreamowego.
Światowy poziom gry, aranżacji i stylu pokazał zdobywca I nagrody w konkursie Złotej Tarki, Ignacy Wendt Band. II nagrodę zdobyła wokalistka, studentka Akademii Muzycznej w Gdańsku, Natalia Capelik-Muianga, która w zasadzie mogłaby być nagrodzona I miejscem ex-aequo.
Nic dziwnego, że z wielkim aplauzem przyjmowane są recitale gwiazd tak rozumianego jazzu. W tym roku było ich (poza konkursem) kilka i wszystkie były znakomite.
Najciekawiej zaprezentowała się Hanna Banaszak – od lat obecna na estradzie i wciąż pokazująca nowe oblicza! Co prawda przypomniała, na zasadzie opowieści „od czego się to zaczęło”, jak w wieku 17 lat śpiewała „Summertime”, ale to wyjątek od reguły. Teraz błyszczy jako artystka eksplorująca z jazzowym feelingiem nowe obszary. Proszę sobie wyobrazić, jakie wrażenie zrobiła, śpiewając… partię trąbki, ze wszystkimi niuansami kolorystycznymi, z „Dzieci Sancheza” w wersji Chucka Mangione!
Ewa Bem, po latach przerwy, znów błyszczy – blaskiem odbitym co prawda, ale jest w świetnej formie. Nie eksperymentuje – jest po prostu sobą, Swingującą Damą.
Jedynym pozakonkursowym uczestnikiem festiwalu z nurtu dixielandowego była gwiazda światowej klasy: Gunhild Carling ze swoją szwedzką rodziną (brat na klarnecie, mama na banjo, siostra na fortepianie itd.) Zakochuje się w tej muzyce każdy, kto odwiedzi na youtube któryś z setek koncertów Gunhilde.
Teraz jednak bomba: światowy poziom gry, aranżacji i stylu pokazał zdobywca I nagrody w konkursie Złotej Tarki, Ignacy Wendt Band. Ignacy idzie w ślady ojca (Adama, najwybitniejszego polskiego saksofonisty grywającego swing), odwołując się do najlepszej z możliwych tradycji: Wyntona Marsalisa, którego życiowym celem jest utrzymanie przy życiu historycznych stylów jazzowych. W składzie trójmiejskiego zespołu, oprócz lidera (trąbka) grają: Lena Nowak (klarnet), Matusz Kaszuba (fortepian),Krzysztof Baranowski (kontrabas) i Sam Levin (perkusja).
Kolejna bomba: II nagrodę zdobyła wokalistka, studentka Akademii Muzycznej w Gdańsku, Natalia Capelik-Muianga, która w zasadzie mogłaby być nagrodzona I miejscem ex-aequo, jak powiedział mi jeden z członów jury. To wokalistka bardziej mainstreamowa, dojrzała jako kompozytorka, panująca nad każdą sekundą kreacji scenicznej. Jeszcze o niej usłyszymy.
Napisz komentarz
Komentarze