Przygotowana przez ECS wystawa nosi tytuł „Stocznia”. Ale czym tak naprawdę jest dzisiaj: symbolem, zabytkiem czy częścią żywego organizmu miejskiego?
Zwracam uwagę na pełny, wręcz programowy tytuł wystawy – „STOCZNIA. Człowiek. Przemysł. Miasto”. Nie opowiadamy o statkach, opowiadamy o ludziach. Nie ma gdańskiej historii bez stoczniowego doświadczenia. Dokumentujemy na wystawie ponad 150 lat przemysłowej, politycznej, kulturowej i społecznej historii Europy, która skoncentrowała się w tej części Gdańska. Niezwykłe jest położenie nowoczesnego przemysłu stoczniowego w samym historycznym centrum. To spowodowało intensywne oddziaływanie stoczni na miasto, i miasta na stocznię.
Obecnie pod pojęciem „stocznia” kryją się różne żywioły w sąsiedztwie placu Solidarności i ECS. Kilkaset metrów od nas, na wyspie Ostrów, nadal działa przemysł stoczniowy na dużą skalę. To REMONTOWA Holding, jedna z największych stoczni w Europie. Tereny stoczniowe to dziś ważne miejsce dla kultury – mają tu siedziby NOMUS – Nowe muzeum Sztuki, dział Muzeum Narodowego w Gdańsku, ECS z wystawą stałą o rewolucji Solidarności, i Sala BHP. W okolicy ulicy Elektryków powstało wielkie centrum kultury komercyjnej, przyciągające tysiące młodych ludzi. Jest też dawny budynek dyrekcji stoczni – dziś miejsce, które pełni funkcje biurowe, ale jest też ważnym symbolem przeszłości. Powstają też nowe budynki biurowo-usługowe w sąsiedztwie ECS i Sali BHP. Ich oddziaływania na miasto jeszcze nie znamy.
Scalenie tego terenu musi być dużym wyzwaniem.
Zygmunt Bauman, pisząc o wielkich zakładach pracy w XX wieku, takich jak stocznia, nazywał je „fabrykami solidarności”. Miał na myśli to, że – niezależnie od tego, czy było to w kapitalizmie, czy socjalizmie – bardzo różni ludzie, o różnych kwalifikacjach i wielu generacji, musieli ze sobą w dużych zakładach pracy współdziałać. Charakter pracy uległ w ostatnich latach ogromnym przemianom, dlatego doświadczenie solidarności szuka dziś nowej przestrzeni, nowego ciała, jak pisał Bauman.
Na terenach stoczniowych znów może pojawić się duch solidarności, jeśli wszyscy aktorzy, którzy w tej części miasta działają, zbudują dobre relacje, które oprą się na wzajemnym szacunku. Szacunku dla pracy w sektorze stoczniowym, dla kultury komercyjnej, dla wielkiej roli publicznych instytucji kultury i może też dla tych, którzy inwestują tu prywatne pieniądze w rozwój miasta.
Oby tylko nie doszło do grodzenia i odwracania się plecami do sąsiadów.
To miejsce ma trudne DNA. Kiedy ćwierć wieku temu Stocznia Gdańska sprzedawała tereny deweloperom, założenia były takie, że powstanie tu coś na kształt wrzeszczańskiego Garnizonu: przestrzeń mieszkalno-usługowa, przekształcona przy pomocy prywatnych środków. A jednak historia tego miejsca i znaczenie ruchu Solidarności zmieniły ten kierunek.
W 2000 roku w Sali BHP otwarto pierwszą wystawę o rewolucji Solidarności. Potem powstał ECS. i te dwa miejsca pokazały, że to nadal musi być agora, miejsce debaty o przeszłości i przyszłości. Myślę, że mało kto liczył się wtedy z tym, że te historyczne dźwigi będą nadal pracowały, że powstaną tu mniejsze i większe firmy.
Dziś tereny stoczniowe to nie tylko przestrzeń biurowo-usługowa, to symboliczna historyczna i nowa agora, niekomercyjne miejsce spotkań. Ten charakter trzeba chronić.
Wróćmy do historii. Stocznia to był nie tylko zakład pracy, ale też miejsce ważne dla polityki. I to nie tylko w PRL.
Polityka była tu od początku. Pierwsza nowoczesna stocznia, która powstała z pieniędzy publicznych – Stocznia Królewska (od 1871 r. Cesarska), była instrumentem imperializmu, który doprowadził do wybuchu I wojny światowej. Jednocześnie stocznia stała się dominantą w rozwoju miasta. Z powodów politycznych, i w związku ze stocznią, powstała Politechnika Gdańska. Potrzebny był silny uniwersytet techniczny, dzięki któremu stocznia mogła stać się miejscem innowacji wzmacniających niemiecką flotę i pozwalających produkować straszliwą broń. Mowa o u-bootach, które już podczas I wojny światowej zatapiały statki cywilne.
Nie tylko port i kolej, ale również gdańska stocznia, były przedmiotem gorących pertraktacji pokojowych w Wersalu po porażce II Rzeszy. Podczas drugiej wojny światowej stocznia służyła zbrodniczemu nazizmowi. A po wojnie te zakłady miały kształtować człowieka lojalnego wobec komunistycznej władzy.
Ale to się nie udało, podobnie jak wcześniej niemieckie plany podboju świata.
Na tak trudnym gruncie powstał jeden z największych światowych ruchów robotniczo-obywatelskich, który walczył z autorytaryzmem metodami bez przemocy. Dzięki ludziom, którzy nie akceptowali tego instrumentalnego podejścia władzy, narodził się tu inny system polityczny i gospodarczy. Znaczenie tego, co tu zaszło, widać choćby dziś w działaniach Putina. Mówię o nim, bo to jest były podpułkownik KGB, wysłany na placówkę do Drezna, gdzie w sojuszu ze Stasi i SED w 1989 roku zwalczał pokojowe rewolucje w Europie Środkowej, zwalczał rewolucję Solidarności. Ten człowiek nadal jest u władzy, a swoją zbrodniczą polityką próbuje dziś kwestionować europejski ład, który narodził się w Stoczni Gdańskiej w 1980 roku.
Czy podczas pracy nad wystawą udało się panu odkryć w stoczni coś nowego dla siebie?
Dla mnie przełomowym doświadczeniem była od 2011 roku praca w budynku dyrekcji stoczni, gdzie wówczas mieściły się biura ECS, ta bezpośrednia konfrontacja z tym miejscem. Od tego czasu stocznia mnie fascynuje. Czuć tutaj niezwykłą energię wielkiej historii i dynamikę zmieniającego się dziś centrum miasta.
Tereny stoczniowe stały się dla mnie księgą, w której można odczytać uniwersalne doświadczenie spotkania człowieka z wielkim przemysłem, technologiczną innowacją i władzą w ciągu ostatnich prawie dwustu lat. Piękno tego doświadczenia i jego niebezpieczeństwo. Chciałbym bardzo, abyśmy nauczyli się czytania w tej stoczniowej księdze ludzkiego doświadczenia, tak by wzmacniać takie warunki życia i pracy, które są dla człowieka dobre.
Napisz komentarz
Komentarze